Advertisement
TEMAT MIESIĄCA 02/20Wywiady

“Cenzura jest tu powszechnie znaną sytuacją” – Mówi nam Pema Tseden, pierwszy tybetański reżyser

Andrzej Badek
Pema Tseden
Materiały prasowe

W ramach Festiwalu Pięciu Smaków z Pemą Tsedenem – pierwszym Tybetańczykiem, który ukończył prestiżową Akademię Filmową w Pekinie – rozmawia Andrzej Badek. 

Pema Tseden to urodzony w 1969 roku tybetański reżyser, pisarz i scenarzysta. Jego pełnometrażowy debiut, The Silent Holy Stones był pierwszym filmem zrealizowanym w języku tybetańskim, z ekipą filmową w całości złożoną z Tybetańczyków. Jego filmy pokazywane i nagradzane były na wielu międzynarodowych festiwalach, między innymi w Bangkoku, Tajpej, Locarno, Hongkongu, Tokio i Wenecji. Opublikował ponad 50 opowiadań i powieści, pisanych zarówno w języku tybetańskim jak i mandaryńskim, które doczekały się przekładów na wiele języków.


Andrzej Badek: Pema, bardzo miło jest mi cię poznać. Pierwsza rzecz, o którą chciałbym cię zapytać, tyczy się twojej biografii. Z tego co wiem urodziłeś się w Qinghai w 1969 roku, natomiast później ukończyłeś dwie bardzo prestiżowe uczelnie, czyli Northwest University for Nationalities i Beijing Film Academy. Mógłbyś opowiedzieć, jak to się stało, że przeszedłeś taką drogę, a teraz jednocześnie jesteś i pisarzem, i reżyserem?

Pema Tseden: W miejscu, w którym się urodziłem, nie było możliwości, żeby studiować film, chociaż zawsze chciałem to robić. Dlatego moim drugim wyborem była literatura, bo to też było coś, czym bardzo się interesowałem. Z tego powodu zdecydowałem się studiować właśnie literaturę na Northwest University for Nationalities. W późniejszym czasie zdarzyła się taka okazja, że mogłem zacząć studiować coś, co bardziej do mnie przemawia, czyli film. Wykorzystałem ją. Zanim zostałem reżyserem, podejmowałem się innych prac. Byłem nauczycielem, a także przez jakiś czas urzędnikiem państwowym. Później zrobiłem magistra z tłumaczenia między językiem chińskim a tybetańskim. Przez cały ten czas zajmowałem się też pisaniem i interesowałem się kinem, ale dopiero kiedy pojawiła się szansa, żebym mógł zacząć się uczyć na Beijing Film Academy, moje marzenie się spełniło.

Z jednej strony udało mi się to przypadkiem, a z drugiej przez całe życie, niezależnie od tego, czym się zajmowałem, głęboko interesowałem się filmem. To, o czym powiedziałem wcześniej, to moje osobiste powody. Do tego dochodzi jeszcze cała sytuacja kina tybetańskiego, a właściwie fakt, że w czasie, gdy dorastałem, nie było czegoś takiego. Istniały filmy o Tybecie, ale były one zawsze produkowane oczami osób z innych grup etnicznych czy narodowości, zazwyczaj Chińczyków lub reżyserów zachodnich. Kiedy my, Tybetańczycy, oglądaliśmy te filmy, mieliśmy takie poczucie, że jest w nich wiele przekłamań, że brakuje czegoś takiego jak rzeczywisty głos Tybetu.

Dlatego było dla mnie bardzo ważne, aby wypełnić tę lukę. W końcu udało mi się nakręcić mój pierwszy film, który był jednocześnie pierwszą pełnometrażową produkcją całkowicie tybetańską, i wziął on udział w konkursie. Akurat była setna rocznica kinematografii w Chinach. Film ten zdobył nagrodę w tym konkursie. Był to dla mnie wielki zaszczyt i bardzo się z tego cieszyłem. W Tybecie wielu ludzi świętowało i nawet niszczyli telewizory z tej radości. Jednak było to też dla mnie bardzo smutne, ponieważ pokazywało to, że kinematografia chińska ma już sto lat, światowa ma jeszcze więcej, a dopiero w tej chwili zaczyna się historia kinematografii tybetańskiej. Odczuwałem mieszane uczucia, ale dominował w tym smutek.

Powiedziałeś w pięknych słowach bardzo dużo o tym, co cię motywowało. Teraz chciałbym cię zapytać, jaki jest twój cel. Co chciałbyś osiągnąć kinematografią tybetańską? Twoje filmy są bardzo mocno zakorzenione w tej kulturze i jest to niesamowite. Zastanawia mnie jednak, czy chciałbyś spopularyzować tę kulturę i kino wśród Chińczyków, albo wśród mieszkańców całej Azji, czy wolałbyś, żeby to były filmy, które opowiedzą o Tybecie całemu światu? A może chciałbyś, żeby było to takie kino, które będzie przede wszystkim dla samych Tybetańczyków, aby pomóc im zrozumieć samych siebie?

Kierują mną dwa powody. Pierwszym jest w zasadzie czysty proces twórczy. Odczuwam takiego rodzaju inspirację i są pewne rzeczy, które chcę wyrazić. To jest moją główną motywacją, ale oprócz tego jest dla mnie istotny także ten aspekt, że chcę jak najlepiej przedstawić kulturę tybetańską czy codzienną rzeczywistość w jej kręgu. Chcę to pokazać widowni na całym świecie, zarówno w Chinach, jak i w innych miejscach. Można także powiedzieć, że w pewnym sensie kręcę to również dla Tybetańczyków, ale na pewno nie tylko dla nich.

Wiele rzeczy, które w tych filmach pokazuję, można by było przedstawić w znacznie skróconej wersji, ponieważ Tybetańczycy od razu by to zrozumieli. Nie musi to być aż tak bardzo łopatologicznie pokazane, jak dla osób z innych kultur, które być może nie rozumieją wszystkich aluzji czy tła kulturowego. Dlatego jest dla mnie ważne, żeby wyjść poza ten ścisły krąg kultury tybetańskiej, aby jak najwięcej osób mogło się z tym materiałem zapoznać.

Przeczytaj również:  O rzeczach niezbędnych w życiu, w filmie i na planie. Rozmawiamy z Kamilą Taraburą

Szczególnie w filmie Balon wielokrotnie powtarzana jest bardzo popularna tybetańska mantra Om Mani Padme Hum. Czy mógłbyś przybliżyć, jakie dokładnie znaczenie ona ma? Dlaczego jest tak ważna i czemu służy?

Jest ona ściśle związana z tradycją buddyjską. Słowa tej mantry są właściwie podsumowaniem całej naszej religii i tradycji. Osoby wykształcone w Tybecie zazwyczaj posługują się dłuższymi tekstami, na przykład przy okazji ceremonii religijnych czy nawet w życiu codziennym, recytują dłuższe, klasyczne teksty. Z kolei osoby prostsze, które może nie miały okazji zdobyć aż takiego wykształcenia, zazwyczaj posługują się właśnie tą sześciosłowną mantrą. Bardzo często pojawia się ona w życiu codziennym.

Czy można to przyrównać w pewien sposób do modlitw, które mamy w naszej zachodniej kulturze, czy jest to bardziej związane ze świecką tradycją? Wiem, że jest to zakorzenione w wierzeniach, ale czy my mamy taki odpowiednik w zachodniej kulturze?

Nie wiem, czy na Zachodzie jest cos porównywalnego, natomiast rzeczywiście można to nazwać modlitwą, czy też modlitwą medytacyjną. Dlatego, że wiele osób powtarza to w kółko. Gdyby zacząć tłumaczyć, co każde z tych sześciu słów oznacza, to o każdym można by napisać książkę. Te sześć słów pochodzi z sanskrytu, dlatego one są tak naprawdę niezrozumiale dla Tybetańczyków, zwłaszcza dla osób niewykształconych. Natomiast jest to coś, co każdy zna i każdy potrafi powtórzyć. I w jakimś sensie jest to modlitwa.

Kilka lat temu miałem przyjemność podróżować po Indiach i w pewnym momencie znalazłem się na północy kraju, w Dharamsala i stąd mam takie pytanie: Wiemy, że do dzisiaj Tybet jest podzielony na cześć chińską i na tę część Tybetańczyków, którzy mieszkają w Indiach. Właśnie w Indiach widziałem, że społeczności tybetańskie bardzo dużą wagę przywiązują do dzieł, czy to literackich, czy to filmowych traktujących o Tybecie. Bardzo popularne jest tam nadal Siedem lat w Tybecie puszczane w kinach każdego dnia. Czy miałeś okazje porozmawiać z kimś z zachodniego Tybetu o swoich filmach, pokazać je? I czy myślisz, że te filmy mogłyby stworzyć jakiś pomost porozumienia?

Nie miałem nigdy okazji tam pojechać ani nie miałem kontaktu z ludźmi z tych społeczności, ale słyszałem, że oglądają moje filmy, z różnych źródeł, czy to z Internetu, czy ze zgranych płyt DVD, wiec wiem, że znają moja twórczość, ale nie znam żadnych szczegółów.

To bardzo dobrze. Cieszę się i kibicuję, żeby te filmy mogły być takim wspólnym, łączącym elementem. Widzę dużo punktów stycznych między tą kulturą tybetańską, o której czytałem, a tą zachodnią. Teraz chciałbym zapytać o politykę jednego dziecka, czyli temat, który poruszyłeś w Balonie. Chciałem się dowiedzieć jak dalece ta polityka, w całych Chinach, w szczególności w Tybecie, wpłynęła na świadomość obywateli odnośnie do antykoncepcji. W filmie główna bohaterka namawiana jest do aborcji i wiemy, że takie sytuacje miały miejsce, natomiast czy poza tym rząd chiński w jakiś sposób promował metody antykoncepcji, jak na przykład prezerwatywy? Czy za zakazem szła jakaś edukacja?

Z jednej strony szły takie pozytywne przekazy, czyli zachęta, żeby mieć tylko jedno dziecko, która polegała na tym, że jeżeli się miało tylko jedno dziecko, to rodzina mogła dostać na nie jakąś pomoc finansowa. Albo stypendium, żeby nie musieć płacić czesnego w szkole. Z drugiej strony było też bardzo wiele kampanii propagandowych informujących o tym, jak się zabezpieczać przed ciążą, na przykład darmowe prezerwatywy. Oprócz tego powszechny dostęp do operacji takich jak podwiązanie jajników czy wazektomia.

A dzisiaj, czy w Chinach, i w Tybecie, czy istnieją jakieś programy, czy to rządowe, czy też realizowane oddolnie, które zajmują się tematem edukacji seksualnej? I druga rzecz: czy, jeżeli istnieją takie ruchy, spotykają się one z jakimiś protestami na bazie konserwatyzmu związanego z kulturą lub z religią w danym regionie?

Można powiedzieć, ze za moich czasów już było coś takiego jak edukacja seksualna w szkołach, na poziomie gimnazjum, ale było to bardzo niedosłowne. Rzeczywiście, społeczeństwo jest dosyć konserwatywne i na takich lekcjach nie tylko uczniowie się stresują i wstydzą, ale nauczyciel też. Często jest tak, że nauczyciel stara się ominąć temat, albo mówić bardzo ogólnie. I rzeczywiście, są dostępne jakieś rządowe materiały, na przykład książki mające na celu edukować na tematy seksu czy płciowości i można je kupić w księgarni, ale jest tak, że większość osób wstydziłaby się to zrobić. Jest wiele takich historii, że ktoś coś próbował i coś śmiesznego się wydarzało.

Są też materiały filmowe, które można oglądać, ale za moich czasów to także takie materiały, choć były kręcone jako filmy edukacyjne, były oglądane w sekrecie i traktowane w zasadzie jako pornografia. Dlatego to podejście jest inne, a w regionach tybetańskich jest to jeszcze ekstremalne. Zdarza się tak, że rodzice z dziećmi w ogóle nie rozmawiają na takie tematy i unikają wspólnego oglądania telewizji, żeby nie było, że coś tam się pojawi i nie wiadomo jak o tym mówić. To wszystko jest bardzo konserwatywne i tych tematów w zasadzie się nie porusza. W latach osiemdziesiątych, gdy ktoś kupował w księgarni książkę o edukacji seksualnej, to wszyscy by myśleli, że jest jakimś perwersem.

Przeczytaj również:  „Wreszcie czułam się współtwórcą”. Rozmawiamy z aktorką Mają Pankiewicz

Zauważyłem taką rzecz, oglądając Balon, że tak naprawdę najbardziej progresywnymi postaciami w tym filmie są kobiety. I zastanawia mnie, jak dalece jest to zbieg okoliczności, a w jakim stopniu świadome działanie z Twojej strony? O ile można mówić w Tybecie, w Chinach o feminizmie? Czy może o większej progresywności kobiet?

Nie powiedziałbym, że jest tak, że kobiety w Tybecie są bardziej nowoczesne, niż mężczyźni; w tym wypadku jest tak, że konsekwencje takiego wyboru, czy też presja pod którą są kobiety, jest dużo większa, dlatego dużo więcej mają do stracenia w sytuacji finansowej i rodzinnej, w kontekście kary, jaką musiałyby zapłacić, mając czwarte dziecko. Jeśli chodzi o film, to tak wyszło, że wcześniej nie było możliwości podjęcia tematyki kontroli narodzin w Chinach, dopiero dwa lata temu rząd poluzował przepisy i dlatego mogłem przedstawić w filmie taką kobietę, ale nie powiedziałbym, że kobiety w Tybecie są bardziej nowoczesne niż mężczyźni.

Jak osobiście oceniasz politykę jednego dziecka i jej wpływ na Tybet na poziomie jednostkowym i społecznym?

To, co ta polityka przyniosła na terenach tybetańskich to, to samo co w Chinach, czyli zmniejszenie liczby ludności. Dla wszystkich mniejszości narodowych ta polityka była taka sama. Na terenach wiejskich było można mieć trójkę dzieci i czwarte było nielegalne. Inne były przepisy w miastach i na wsi, i inne były przepisy dla mniejszości narodowych, oraz dla Chińczyków Han, czyli z tej głównej grupy etnicznej. Wraz ze zmieniającym się światem, Tybetańczycy mieli mniej dzieci, ale jest to przyczyna też tego, że nowoczesne życie powoduje, że ma się mniej dzieci, ponieważ wzrastają koszty, choćby edukacji. Dlatego coraz więcej rodzin nie mogło sobie pozwolić na więcej dzieci, aniżeli troje.

Czy podczas kręcenia swoich filmów miałeś problemy z chińską cenzurą? Czy są elementy kultury tybetańskiej, których pokazanie na ekranie byłoby niemożliwe?

Cenzura jest tu powszechnie znaną sytuacją. Oficjalnie znane są tematy, których nie można poruszać i każdy, kto tworzy filmy, je zna i nie idzie w tym kierunku. Myśląc o kolejnym filmie, ja czy inni twórcy, ze względu na autocenzurę, wiemy, w jakim kierunku możemy iść i z tego powodu moich siedem filmów o tematyce tybetańskiej skupia się na tematyce życia codziennego, ponieważ wiele innych tematów trudno jest poruszyć. Cenzura dotycząca kwestii tematyki mniejszości narodowych nadal jest na innym poziome niż ta dotycząca tematyki chińskiej.

Jakie tematy chciałbyś poruszyć, gdybyś mógł? Coś, co jest ważnego w tematyce tybetańskiej?

Trudno jest nawet o tym pomyśleć. Jeśli mogę sobie to wyobrazić, to pewnie podejmowałbym bardziej zróżnicowane tematy, jak w moich powieściach. O stanach emocjonalnych ludzi i tematyce związanej z religią, czy też historią Tybetu. Na pewno byłoby więcej możliwości.

Jakie masz dalsze plany na film lub powieść?

Jeszcze nie wiem. Jeżeli chodzi o twórczość literacką, jest prościej, ponieważ nie ma dla mnie już znaczenia, czy to, co napisałem, zostanie opublikowane. Liczy się po prostu proces twórczy. Jeżeli chodzi o filmy, to jest bardziej skomplikowane, ponieważ jest to dłuższy proces angażujący większą ilość osób. Scenariusz do Balona napisałem kilka lat temu i myślę, że kolejny projekt będzie wyglądał tak samo, czyli inaczej niż się początkowo zakłada. Dlatego trudno powiedzieć. Zazwyczaj pracuję nad dwoma lub trzema projektami jednocześnie.

Dziękuje bardzo za wywiad i filmy, które są naprawdę niespotykane, nawet na takim festiwalu, który skupia się na filmach całkowicie różnych od tych znanych w Europie.

Dziękuję bardzo.

+ pozostałe teksty

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.