RecenzjeTEMAT MIESIĄCA 02/20

“Mały Cheung”, czyli Hong Kong oczami dziecka [RECENZJA]

Paweł Gościniak

Dziecko widzi świat przez pryzmat naiwności i nie jest w stanie pojąć wszystkiego, co dzieje się wokół niego. Młody człowiek zazwyczaj patrzy na te same rzeczy z zupełnie innej perspektywy niż dorośli. Właśnie dlatego to tytułowy Mały Cheung pokazuje nam przemiany, które zaszły w Hong Kongu tuż po przekazaniu go w ręce Chińskiej Republiki Ludowej w 1997 roku. Film stara się zachować bezstronność w ocenie politycznej metamorfozy, a przy okazji opowiada o rodzinnych wartościach typowej hongkońskiej rodziny. Historia wybrzmiewa jeszcze ciekawiej w czasach, gdy na ulicach Hong Kongu mają miejsce pełne przemocy protesty.

Fruit Chan w swoim dziele postawił, jak to często w zwyczaju mają reżyserzy z Państwa Środka i okolic, na obsadę aktorską bez doświadczenia. Paradoksalnie dzięki temu zabiegowi główny bohater wiernie przekazuje widzowi swoje emocje. Szczególnie ujmujące są jego relacje z rodziną, której członków szczątkowo poznajemy już w pierwszych minutach seansu. Ojciec jest pracoholikiem i spędza większość czasu w swojej restauracji. Matka pomaga mu przy prowadzeniu rodzinnego biznesu. Babcia przesiaduje całe dnie przed telewizorem i tęskni za jednym z wnuków, którego ojciec wyrzucił z domu. Służąca opiekuje się nią oraz posiadłością, a także Małym Cheungiem. Filipińska gospodyni wydaje się bliższa chłopcu niż jego własna matka. Brak uwagi ze strony rodziców jest widoczny na każdym kroku, ale dziewięciolatek zdaje się na tym nie skupiać. Najwidoczniej jest przyzwyczajony do takiego traktowania i wspiera firmę ojca jako dostawca jedzenia. Tak prezentuje się typowa hongkońska rodzina.


Zobacz również: Cień azjatyckich gigantów – 13. Azjatycki Festiwal Filmowy PIĘĆ SMAKÓW [FELIETON]

Sposób, w jaki kilkuletni narrator płynie w swojej opowieści, przypomina mi twórczość innego reżysera Nowej Fali Hong Kongu – Wonga Kar-Wai. Na myśl przychodzi mi Chungking Express – ze względu na długie, kilkunastosekundowe ujęcia, które wprowadzają widza w melancholijny nastrój i genialnie oddają realia zaułków miasta. Na skojarzenia wpływ ma też zdecydowanie rola, jaką restauracja odgrywa w całej historii. W przeciwieństwie do tego twórcy Fruit Chan nie skupia się na miłości, lecz na pokazaniu świata oczami chłopca, który dopiero co poznaje rzeczywistość rządzoną przez pieniądz. Podczas swojej przygody ma styczność z przeróżnymi członkami lokalnej społeczności – pracownikami restauracji, gangsterami, prostytutkami, staruszkami czy w końcu innymi dziećmi. Wśród nich na szczególną uwagę zasługuje Fan, nielegalna imigrantka z Chin i jego przyjaciółka.

Dla chłopca ewidentnie nie ma znaczenia, jaką profesję reprezentuje dana osoba. Nie obchodzi go, skąd jest, ani jak wygląda. Mały Cheung jest zupełnie neutralny wobec ludzi. Nikogo nie ocenia, tak jak większość dzieci podchodzi do drugiej osoby bez uprzedzeń. W podobny sposób zachowuje się sam reżyser, który stara się pozostać bezstronny w swojej opowieści o przemianach po 1997 roku. On po prostu pokazuje, jak wygląda Hong Kong z perspektywy zwykłego dziecka.

Obojętność dziewięciolatka wobec polityka wybrzmiewa w scenie oglądania telewizji w restauracji. Dorośli wydają się przejmować bieżącymi wydarzeniami, a chłopiec zwyczajnie zajmuje się swoimi sprawami. Tak samo w szkole nie zwraca uwagi na zmiany, tylko przystosowuje się do nowego programu nauczania. W pewnym momencie Mały Cheung wraz ze swoją młodą przyjaciółką krzyczy: “Hong Kong jest nasz”, ale wybrzmiewa to tak, jakby niekoniecznie wiedział, co chce przekazać. Szczególnie, że nie zdaje sobie sprawy, na czym polega deportacja nielegalnych imigrantów. Daje o tym znać, gdy zamiast policyjnego auta ściga ambulans.

Przemiana następuje nie tylko w chłopcu czy Hong Kongu, ale także w muzyce. Na początku seansu właściwie nie słychać żadnej melodii, pojawia się ona dopiero w 1/3 seansu. Wraz z rozwojem akcji i nabraniem tempa, pojawia się coraz więcej utworów. Fruit Chan najlepiej wykorzystał ją w niesamowitej scenie, być może najlepszej w całym filmie. Rozgniewany ojciec nakazuje Małemu Cheungowi stać nago od pasa w dół przed restauracją. Chłopiec w czasie swojej kary śpiewa piosenkę Brata Cheunga, znanego śpiewaka kantońskiej opery, który nazywa się identycznie jak wyklęty przez ojca starszy syn. Nastrojowa muzyka w tle, ulewa, a także fakt, że dziewięciolatek sika na środku ulicy, budują napięcie i współczucie. Relacja dziecka z rodzicem jest w tym filmie bardzo wiarygodna i pokazuje, jak łatwo jest ją zniszczyć, choćby za sprawą przemocy.


Zobacz również: Balon, czyli edukacja seksualna w tybetańskim wydaniu [RECENZJA]

Zupełnie inaczej ogląda się Małego Cheunga 20 lat po jego premierze, kiedy Hong Kong po raz kolejny stoi na skraju przemian politycznych. O ile Fruit Chan starał się zachować neutralność wobec oceny wydarzeń po 1997 roku, to zdecydowanie trudniej jest podzielać jego postawę dziś. Protesty, które wybuchły na długo przed Azjatyckim Festiwalem Filmowym Pięciu Smaków, wydają się nie mieć końca. Wydaje mi się, że trudniej jest być nie tyle bezstronnym, co popierać definitywnie którąś z grup biorących udział w konflikcie. Z mediów napływają do nas skrajnie odmienne przekazy. Jedni mówią o studentach, którzy przy pomocy bomb z gazem, a nawet łuków i strzał, atakują policjantów, odcinają ulice i rozpętują chaos w mieście. Inni publikują w internecie mnóstwo materiałów wideo pokazujących przemoc funkcjonariuszy wobec protestujących. Zastanawiam się, czy ktoś, kto za kilka lat podejmie temat hongkońskich protestów na ekranie kina, pozwoli sobie na taką samą dawkę bezstronności, z jaką mamy do czynienia tutaj.

Ocena

7 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.