Krebs: Chiński problem Mulan, czyli jak Kubuś Puchatek wygrał z Myszką Miki [FELIETON]
Marzec 2019 roku. W Hong Kongu wybuchają protesty przeciwko proponowanemu przez lokalną administrację prawu, które pozwoliłoby na ekstradycję osób poszukiwanych do innych państw. To oznaczałoby wykluczony dotychczas Tajwan, ale również Makau i… Chińską Republikę Ludową.
W obawie przed naruszeniem autonomii Hong Kongu, jego ludność powstała przeciwko autorytarnemu reżimowi. Protesty są brutalnie tłumione przez policję, mówi się o porwaniach, tajnej policji, a nawet i cichych morderstwach. Oficjalnie mówi się o tylko dwóch śmierciach, ale o kilku tysiącach rannych i aresztowanych.
Wsparcie do Hong Kongu trafia ze wszystkich stron świata. Przywódcy demokratycznego świata wspierają walkę z komunistyczną partią, ludzie gromadzą się w gestach solidarności.
Korporacje i celebryci publicznie pochwalają protesty, a Liu Yifei pisze na Weibo (chiński odpowiednik Twittera) post, w którym… wyraża wsparcie, owszem, ale nie dla protestujących, lecz dla policji, która protestujących brutalnie zwalcza. Na koniec dodaje: „ależ wstyd dla Hong Kongu”.
Liu Yifei to odtwórczyni roli tytułowej protagonistki w disnejowskim remake’u Mulan. Ta wypowiedź wywołała oburzenie i nawoływanie do bojkotowania filmu, które słyszymy po dziś dzień.
Disney w żaden sposób nie zareagował na słowa aktorki, a nawet wbił sobie dodatkowy gwóźdź do wizerunkowej trumny – w napisach końcowych dziękuje chińskim organom, które odpowiedzialne są za prześladowania kulturowe Ujgurów.
To wywołało u mnie dwie myśli. Jedna – czy finansowo Disneyowi faktycznie opłaca się płaszczyć przed Chinami. Druga – jeśli miałbym bojkotować każdą korporację liżącą buty Komunistycznej Partii Chin, to ile by mnie ominęło?
Na wyniki finansowe Mulan będziemy musieli jeszcze poczekać, ale warto wspomnieć, że na całym świecie są tylko dwa tak ogromne rynki. W Chinach żyje 1,4 miliarda osób, a jedynym ich „konkurentem” są Indie, zdominowane przez lokalny przemysł filmowy – Bollywood. W Stanach Zjednoczonych żyje nieco ponad 300 milionów ludzi, a w całej Unii Europejskiej – niecałe 500 milionów. Innymi słowy, ludność Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej łącznie stanowi niewiele ponad połowę ludności Chin.
Daje to już pewną perspektywę, prawda?
To chińscy widzowie odpowiedzialni są za około jedną czwartą zysków Avengers: Koniec gry, a także są sporą częścią zysków wielu innych blockbusterowych produkcji. Lokalny przemysł wykręca box office’owe wyniki rzędu kilkuset milionów dolarów.
Najlepszym przykładem skoku zachodu na chińską kasę jest Wielki Mur. To amerykańsko-chińska koprodukcja, oczywiście o Chinach, która miała trafić przede wszystkim do kieszeni Chińczyków. Niestety, zdobyła tam „tylko” 171 milionów dolarów, czyli ponad połowę łącznego przychodu całego filmu, co zostało odebrane jako finansowa klapa.
Budżet wynosił 150 milionów dolarów.
Wrócę teraz do wyjściowej myśli – czy takim gigantom jak Disney opłaca się starać dla ziemi obiecanej?
Kontrowersje wokół Mulan są niejako odpowiedzią na to pytanie. Ktoś już usiadł, policzył cyferki, przemyślał te wszystkie wizerunkowe konsekwencje i powiedział „dobra, robimy to”.
Disney przy tym wcale nie odpuszcza zachodniego świata. Zastanówmy się, ile osób jest faktycznie świadomych kontrowersji wokół najnowszego remake’u. I ilu z tych świadomych zdecyduje się to zignorować. O wiele łatwiej jest zablokować wyświetlanie filmu na terenie całego państwa przez autorytarny reżim, niż zadziałać ręką wolnego rynku i pozbawić się przyjemności w imię idei i moralności.
Dla zachodniej korporacji to sytuacja w której jedzą ciastko i nadal mają ciastko.
Jest jeszcze druga myśl. Bo przecież wpis Liu Yifei to nie jest jedyna tego typu sytuacja, w której ktoś klęka przed majestatem komunistycznych Chin.
Przytoczę jeszcze parę.
Zapewne wśród czytelników mamy wielu fanów koszykówki, a w tym świecie nie ma nic ważniejszego niż NBA. W NBA jest taka drużyna, Houston Rockets.
Daryl Morey to dyrektor generalny Houston Rockets. Daryl na swoim Twitterze udostępnił obrazek, który nawoływał do wspierania Hong Kongu. Daryl przyczynił się do cenzury wszystkich meczy Houston Rockets na terenie Chin przez Tencent.
Drużyna straciła chińskich sponsorów, chiński konsulat w Houston wezwał Daryla do „naprawienia swoich błędów”. Nic nadzwyczajnego.
Nadzwyczajne jest to, że NBA w oświadczeniu poinformowało, że bardzo im przykro, że pan Morey uraził tylu przyjaciół i fanów w Chinach. Sam Morey również przeprosił za swój post, podkreślając, że jego tweety w żaden sposób nie reprezentują ani drużyny, ani NBA. Oryginalny tweet został usunięty.
NBA do dziś prowadzi partnerstwa z chińskimi firmami.
Inny przykład to najbardziej dochodowa firma w branży gier na rynku amerykańskim i europejskim – Activision Blizzard. Nawet dominacja rynku zachodniego nie przeszkadza korporacji, która ma już za sobą dwie prochińskie afery, kłaniać się w pas przed Xi Jinpingiem.
W październiku zeszłego roku Blizzard wyciągnął konsekwencje względem Blitzchunga – gracza Hearthstone’a, który po zwycięstwie w turnieju wykorzystał transmisję by wesprzeć protesty w Hong Kongu – wystąpił na niej w masce charakterystycznej dla protestujących i wygłosił “Wolność dla Hongkongu, rewolucja naszych czasów”.
Następnego dnia otrzymał rocznego bana na rozgrywki profesjonalne i został zmuszony zwrócić nagrodę pieniężną. Rykoszetem oberwali również prowadzący transmisji, którzy zostali zwolnieni z pracy za „zachęcanie” Blitzchunga.
Blizzard zasłonił się tym, że zgodnie z regulaminem turnieju, graczom zabrania się „brać udziału w jakiejkolwiek działalności, która wiąże się ze złą reputacją, kogokolwiek obrazi lub negatywnie wpłynie na wizerunek studia Blizzard”.
Drugie wykroczenie Activision Blizzard nastąpiło już całkiem niedawno, w ramach promocji nadchodzącej części kultowej serii Call of Duty. W zwiastunie gry użyto fragmentów nagrań z protestów placu Niebiańskiego Spokoju (Tian’anmen). Dodatkowo, zwiastun krytykuje i przestrzega przed komunistycznym ustrojem.
Zwiastun prawie natychmiastowo zniknął i zastąpiony został nowym, trwającym prawie dwa razy krócej, w którym nie tylko brakuje nagrań z Tian’anmen, ale i krytyki komunizmu.
Oficjalne hasło gry? „Znaj swoją historię”.
Oryginalną wersję trailera można całe szczęście złapać w kilku niezawisłych mediach, między innymi tutaj.
Idźmy jeszcze dalej, zahaczmy o najbliższą nam gałąź kultury!
Pamiętacie taki film, Siedem lat w Tybecie? Czy wiecie, że Jean-Jacques Annaud, reżyser tego filmu, musiał za niego przeprosić? No bo film przedstawia Dalajlamę. A skoro tak jest, to Annaud wspiera Dalajlamę i niepodległość Tybetu. A Annaud bardzo chciał wyreżyserować chiński film, na chiński rynek, więc przeprosił i powiedział, że wcale tak nie jest.
Od czasu Siedmiu lat w Tybecie w Hollywood nie powstał żaden film krytykujący rząd Chin.
I największe kuriozum, choć tu już bardziej jako ciekawostka – w Chinach zbanowany jest wizerunek Kubusia Puchatka. Premiery tam nie miał również film Christopher Robin. Wszystko przez jedno zdjęcie, które wywołało falę memów przyrównujących Głównego Sekretarza Komunistycznej Partii Chin do misia, który bardzo lubił miodek. Do dzisiaj ta łatka przylgnęła do Xi Jinpinga, a hashtag „WinnieThePooh” utożsamiany jest z krytyką Chińskiej Republiki Ludowej.
Krótko podsumowując drugą myśl – żeby porządnie protestować przeciwko Chinom, musiałbym bojkotować nie tylko Disneya, ale również koszykówkę, Call of Duty i całe Hollywood. A to tylko fragment, bo nawet nie jestem świadomy, gdzie się kończy Stumilowy Las. Kto wie, może okaże się, że nie powinienem słuchać płyt którejś wytwórni? Nie korzystać z usług konkretnego banku?
Niechęć do krytykowania Chin to nowotwór toczący dzisiejszą popkulturę.
Ze względu na swój ustrój, Chińska Republika Ludowa to środowisko, które ciężko jest spenetrować międzynarodowym korporacjom. Państwowe konglomeraty kontrolują całą największą gospodarkę świata. Chiny mają własny internet – od wyszukiwarki po media społecznościowe.
To jednocześnie ogromny rynek zbytu, który potrafi przynieść profity nieporównywalnie większe do zachodniego świata. Otwarcie furtki do tego świata poprzez kowtow dla Kubusia Puchatka to obietnice milionów, miliardów dolarów.
Jednocześnie wizerunkowe konsekwencje dla korporacji, które wspierają chiński reżim, są znikome. NBA wesprze ruch Black Lives Matters. Disney wzmocni w swoim filmie wątek feministyczny. Activision Blizzard ustawi tęczowe logo w czerwcu. Wszystko rozejdzie się po kościach, a ludzie zapomną o wcześniejszych przewinieniach, chwaląc za nowe inicjatywy. W tym czasie, ich komercyjni partnerzy będą sterowani przez partię, która prześladuje osoby LGBT, mniejszości narodowe i etniczne, dokonuje egzekucji przeciwników politycznych, i tak dalej, i tak dalej.
Chciałbym mieć jakieś pozytywne zakończenie dla tego artykułu, ale niestety przyszło nam żyć w czasach, w których jedno państwo potrafi zdominować film, telewizję, gry, sport. I to pułapka, w którą wszedł sam kapitalizm, bo przecież „tak działa wolny rynek”.
Jako osoba, która z nostalgią patrzy w stronę disnejowskich bajek, chciałbym obejrzeć Mulan. Mój mały sprzeciw jest nieistotny dla Disneya, a tym bardziej dla Chin. Zresztą niemożliwym jest całkowite odcięcie się od tego molocha. Zachęcam jednak, by nie przestawać krytykować zbrodniczego reżimu, jak i korporacji, które go wspierają na każdym ich kroku.
Twój przyjazny recenzent z sąsiedztwa. Malkontent i jego quality content. Wielki fan tego co robi myśleć i tego, co pozwala nie myśleć.