Advertisement
RecenzjeSeriale

“Westworld” – Recenzja 2. sezonu

Mikołaj Krebs

Pierwszy sezon Westworld sprawił, że byłem gotowy polecić ten serial każdemu. Dziki zachód, roboty i rozwijająca się intryga w tle, opierająca się na znanym już w science fiction schemacie – pościg androida za świadomością. Coś, co widzieliśmy już w całej gamie tekstów kultury, od książek Philipa K. Dicka, przez filmy takie jak Ex Machina, kończąc na grach pokroju Detroit: Become Human. Z każdym kolejnym rokiem i wraz z postępem prac nad sztuczną inteligencją wydaje nam się to tematem coraz bliższym, także oczekiwania względem drugiego sezonu serialu HBO były wysokie, przynajmniej w moim przypadku.

Na samym starcie muszę powiedzieć, że mimo wszystkich swoich wad, Westworld jest najlepszym telewizyjnym przedstawicielem science fiction o sztucznej inteligencji jaki tylko istnieje – a przynajmniej takie jest moje odczucie.

Westworld
Kadr z drugiego sezonu serialu “Westworld”

The Door, bo taki jest oficjalny podtytuł drugiego sezonu, nie jest tym do czego przyzwyczaił nas The Maze. Intryga powoli znika, a elementy układanki bardzo powoli wchodzą na swoje miejsce, tworząc spójną całość. Jedną z głównych wad nowych odcinków Westworld jest to, że niesamowicie się dłużą, byleby osiągnąć czas jednej godziny, kiedy całą narrację można by zamknąć w około czterdzieści minut. Mówiąc bardziej dobitnie, odcinki momentami są nudne. Nie wiem czy scenarzyści mieli nakaz rozciągnięcia epizodów do godziny, czy to jednak ich autonomiczna decyzja, by proste dialogi były przedłużane zapychaczami rodem z prac maturalnych, monologi rozciągnięte jak ser na pizzy, a przejścia kamery z obiektu A na obiekt B trwały wieczność.

Drugi przytoczony aspekt jest z drugiej strony jedną z najsilniejszych stron serialu. I mówię to jako osoba, która jest zazwyczaj ogromnie rozsierdzona błędami logicznymi w opowieści, czy wątkach, których usprawiedliwienie jest wysoce absurdalne i leży poza granicami wolności, jaką zostawił sobie twórca. Muszę przyznać, że tym razem drzwi się domykają nie pozostawiając niedopowiedzianych, otwartych wątków, a każda decyzja bohaterów (przynajmniej tych głównych), każde pchnięcie akcji, jest odpowiednio umotywowane. W skali makro fabuła jest naprawdę porządnie dopracowana – mogę rzec tylko jedno – brawo Nolan i brawo pani Joy!

Westworld
Kadr z drugiego sezonu serialu “Westworld”

Każdy odcinek The Door zasługuje na swoją osobną recenzję. Dla mnie, osobiście, sporą wadą każdego serialu jest brak równego poziomu odcinków. Oczywiście, że zawsze będą lepsze i gorsze odcinki, natomiast nie zawsze ma się uczucie kompletnej zmiany stylu i nie zawsze czuje się, że każdy odcinek był reżyserowany i napisany przez inną ekipę. Czuć też, że finał wyszedł spod ręki pary pomysłodawców – jest fenomenalnym zakończeniem sezonu i byłby też świetnym zakończeniem całości, ale coś podkusiło twórców, by zostawić sobie otwartą furtkę i pomyśleć nad trzecim sezonem. Oby tylko nie spadli zbyt nisko z tego szczytu.

Przeczytaj również:  „Dahomej” – widma Beninu [RECENZJA]

Wspomniałem wcześniej, że jestem drażliwy, jeśli chodzi o błędy logiczne. O ile główny wątek unika ich i dopełnia to, co zobaczyliśmy w The Maze, tak produkcja w drugim sezonie postawiła na brutalność w najgłupszym możliwym wydaniu. I to całkowicie niepotrzebnie, bo nic nie wnosi ona do opowieści. Ludzkie postacie tracą swoje człowieczeństwo, nie przejmując się śmiercią – wyszkolona ochrona Delos zachowuje się jak banda przedszkolaków, którym ktoś dał zabawkowe pistolety, a wybrane przez twórców postacie dowolnie włączają i wyłączają sobie tryb “Terminatora”. Najbardziej boli to, że dostajemy tego posmak w każdym jednym odcinku. Grupa wyszkolonych „ochroniarzy” z FN P90 zupełnie zapomina o instynktach samozachowawczych i jakiejkolwiek taktyce, nie wykorzystuje przewagi technologicznej i ciągle przegrywa z bandą z dzikiego zachodu uzbrojoną w rewolwery, albo, co gorsza, z samurajami i ich katanami. A scena z nową Clementine to już był dla mnie szczyt absurdu. Całe szczęście, że panowie ochroniarze istnieją w niekończących się ilościach, ku uciesze tłumu! Dehumanizacja postaci pobocznych jest więc zupełnie odrealniona, czego zupełnie nie pojmuję i nie popieram.

Westworld
Kadr z drugiego sezonu serialu “Westworld”

Jako dzieło fikcji naukowej, Westworld jest jedną z najbardziej probabilistycznych i zgodną z faktycznym światem nauki wizją przyszłości i za to ma mój dozgonny szacunek. Chyba, że przed moim zgonem okaże się, że jednak coś było bliższe prawdzie. Tak czy inaczej, sfera kognitywistyczna i informatyczna używana w serialu jest świetnie zbalansowana – wystarczająco zrozumiała dla normalnego widza, a jednocześnie nie kłująca w inteligencję osób zaznajomionych z tematem. I choć może nie jest to charakterystyka tylko drugiego sezonu, to warto wspomnieć o tym, że jest to konsekwentnie prowadzony punkt serialu, który cieszy moje serce.

Przeczytaj również:  „Nieumarli” - inne podejście do tematu zombie [RECENZJA]

Westworld nie stracił też nic ze swojej cenionej przez krytyków i publikę sfery audiowizualnej. Krajobrazy parku, charakterystyczna scenografia wnętrzna, świetne kostiumy i charakteryzacja pozostają silnym technicznym punktem serialu, ale nie aż tak silnym jak muzyka Ramina Djawadiego. Ceniony już za muzykę do ostatniego sezonu Gry o Tron Niemiec, cały czas nie osiągnął wyżyn swoich możliwości i pokazuje to, przebijając samego siebie. Scena z wykorzystaniem jego aranżacji Heart-Shaped Box Nirvany jest jedną z moich ulubionych w całym serialu, a wszystkie jego adaptacje znanych już utworów są genialne. Całą ścieżkę dźwiękową drugiego sezonu kupiłbym na płycie, jeśli tylko byłoby to możliwe.

Cały słowotok i tak wszystko sprowadza się do jednego pytania – czy warto obejrzeć drugi sezon Westworld? Jeśli było się fanem pierwszego sezonu – jak najbardziej. Jeśli obejrzało się pierwszą część z jakiegoś przymusu – lepiej nie tykać drugiej, mimo iż w moim odczuciu jest jeszcze lepsza. Pierwszy sezon budował całą intrygę, a drugi burzy ją w pokrętny, ale spójny sposób – nie zapominając, że należy dodać coś od siebie. To tak naprawdę więcej tego samego w trochę innym wydaniu. Fantastyczna audiowizualnie przygoda, która wodzi nas za nos do samego końca i mimo iż się dłuży, pozostawia uczucie głębokiej satysfakcji po jej zakończeniu. Warto to po prostu przeżyć.


+ pozostałe teksty

Twój przyjazny recenzent z sąsiedztwa. Malkontent i jego quality content. Wielki fan tego co robi myśleć i tego, co pozwala nie myśleć.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.