“Megan Is Missing” – viralowy horror z Tik Toka
Tik Tok to prawdopodobnie najbardziej wpływowe medium, jeśli chodzi o promowanie nowych trendów. Przeważnie owe trendy są nieszkodliwe i zamykają się w muzycznym świecie choreografii i lip-synców. Przeważnie, bo użytkownicy Tik Toka próbowali już piłować własne zęby pilnikami do paznokci, a także inne rzeczy, o których wolę tu nie wspominać.
Wiralowe wyzwania sięgnęły też świata filmu – hashtag dedykowany polskiemu „365 dni” ma około 3.4 miliarda wyświetleń, a użytkownicy platformy odkryli niedawno nowy tytuł, który szybko nabiera rozgłosu. Mowa tu o Megan Is Missing, który po 9 latach bycia kompletnie ignorowanym ma swoją drugą szansę. Wszystko za sprawą nagrań nastolatków, którzy dzielą się swoimi traumatycznymi reakcjami po seansie.
I choć wszyscy, włącznie z samym reżyserem, przestrzegają przed oglądaniem, to wiadomo, jak działają virale. Nieważne jak się mówi, ważne, żeby w ogóle. A mówi się całkiem sporo, bo hashtag #meganismissing ma już 310 milionów wyświetleń.
Megan Is Missing to horror found footage z 2011 w reżyserii Michaela Goi. Opowiada historię dwóch dziewczyn – Megan i Amy. Megan jest typową popularną, imprezową dziewczyną. Pije, bierze narkotyki, uprawia seks, korzysta z życia. Mieszka z matką, z którą ma burzliwą relację. Megan ma czternaście lat.
Jej najlepsza przyjaciółka, Amy, pochodzi z dobrego domu, ma kochających rodziców, jest także nielubiana wśród swoich rówieśników i wręcz wyszydzana za bycie dziewicą. Amy ma trzynaście lat.
Tytułowa bohaterka poznaje w internecie Josha podającego się za siedemnastoletniego skejtera, z którym szybko nawiązuje relację i umawia się na spotkanie. Kiedy z niego nie powraca, Amy postanawia ją znaleźć. A dalsza część filmu okazała się powodem, dla którego hashtag na Tik Toku jest tak popularny.
Mimo że początkowe napisy próbują nam wcisnąć kit, że horror jest oparty na prawdziwych wydarzeniach, a wszystkie fragmenty wykorzystane w jego produkcji są autentyczne, to oczywiście nie jest prawda. Zdradzi to jedynie słabe aktorstwo, napisany w 10 dni scenariusz i produkcyjne wpadki. Niemniej jednak film inspiruje się prawdziwymi wydarzeniami, a nieduży budżet i niskiej jakości produkcja to tylko nieistotne tło dla tego, co najważniejsze – treści.
W Nowej Zelandii Megan Is Missing jest filmem zakazanym. Absolutnie mnie to nie dziwi. Wspomniałem wcześniej o wieku naszych protagonistek – obie są osobami jeszcze dorastającymi, a w wizji reżysera, cały ich świat kręci się wokół seksu. Ba, mamy tu nawet sceny molestowania seksualnego, seksu oralnego czy gwałtu. W trakcie seansu musiałem sprawdzić wiek aktorek, które wcielają się w główne role, bo ich młody wygląd bardzo mnie zaniepokoił. Mamy tu do czynienia z przesadzoną ilością seksualizacji życia, a w szczególności życia osób nieletnich.
Drugim zarzutem, który pada w stronę dzieła Goi, jest drastyczność ukazanych treści. Moja opinia jest taka, że widziałem gorsze rzeczy w trakcie mojej internetowej kariery. Warto tutaj jednak zacytować przestrogę samego reżysera – jeśli na ekranie zobaczycie słowa „photo number one”, a już się boicie, skorzystajcie z okienka około czterech sekund, żeby wyłączyć film. Przestrzegam również przed sceną gwałtu, która może wywołać traumatyczne przeżycia.
Jestem w stanie zrozumieć, dlaczego akurat ten tytuł wywołał aktualnie sensację na Tik Toku. Żyjemy w czasach, kiedy nawiązywanie relacji w internecie jest bardzo popularne. Dużo moich znajomości internetowych to znajomości, które bardzo sobie cenię i które z czasem wyewoluowały w pełnoprawne relacje w prawdziwym życiu. W ten świat wprowadzamy nieśmiałą myśl, że osoby po drugiej stronie ekranu nie są tymi, za kogo się podają, a co gorsza – chcą naszej krzywdy. Ta myśl wystarcza, żeby zbudować dziwny niepokój w sercu widza.
Muszę oddać Megan Is Missing to, że w bardzo dobry sposób pokazuje mechanizmy działania internetowych drapieżców. Przypomniałem sobie czasy, kiedy sam byłem czternastolatkiem korzystającym z internetu, nieświadomym zagrożeń, które na mnie czekały. To sprawiło, że wydarzenia przedstawione w filmie wydały mi się niezwykle bliskie, choć nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Niestety, mimo stworzenia takiego klimatu, Michael Goi korzysta również z zabiegów takich jak jump scare, przez co nie mogę szanować go jako twórcy.
Na samym początku wspomniałem o tym, że niektóre trendy Tik Toka są szkodliwe. I jeśli zaliczymy pod tę kategorię #365days i promowanie dzieła Bianki Lipińskiej, to myślę, że miejsce dla #meganismissing też się tam znajdzie. Ta mała nutka nostalgii nie wystarcza, żeby przymknąć moje oko na to, że przedstawiono tu bardzo odrealniony i zakrawający pod pedofilię obraz młodzieży, tylko po to, żeby przykryć go paroma drastycznymi obrazami w końcówce filmu.
Zakończę więc ten tekst tymi samymi słowami, którymi użytkownicy Tik Toka kończą swoje filmiki. Nie oglądajcie Megan Is Missing. Naprawdę nie warto. Obejrzyjcie sobie zamiast tego jakiś dobry horror, poczytajcie komiks albo przejdźcie w końcu tego RPGa, którego odkładacie kolejny miesiąc. Nie marnujcie czasu na tanią sensację.
Twój przyjazny recenzent z sąsiedztwa. Malkontent i jego quality content. Wielki fan tego co robi myśleć i tego, co pozwala nie myśleć.