Ghibli: Opowieści z Ziemiomorza [RECENZJA]
Produkcje studia Ghibli są kojarzone z przeważnie jednym nazwiskiem – Miyazaki. Nie inaczej jest w przypadku Opowieści z Ziemiomorza. No, może trochę inaczej. Kiedy studio uzyskało prawa do ekranizacji serii Ziemiomorze, ciężar ten spadł na barki syna Hayao, Gorō Miyazakiego.
Mam jednak wrażenie, że mimo przypisania do niego sławnego nazwiska, tytuł ten jest często pomijany, kiedy wymienia się animacje japońskiego studia. Sama autorka adaptowanego cyklu wyraziła swoją dezaprobatę dla tej produkcji, a i wśród krytyków jest to najgorzej oceniana produkcja Ghibli. No, ale przecież nie taki diabeł straszny, jak go malują, prawda?
Od samego początku jesteśmy wrzuceni na głębokie Ziemiomorze, czyli kompletnie nowy świat fantasy, którego zasad nie rozumiemy. Widz staje się świadkiem pojedynku smoków, królobójstwa, ktoś wspomina o klęskach żywiołowych i zaburzeniu balansu. Niestety, kreowany świat pełen jest nie tylko obietnic, ale też niezbyt rozwiniętych wątków.
Jeden z głównych bohaterów to Krogulec, arcymag, który wyruszył w podróż po krainie, aby przyjrzeć się skutkom wspomnianego już zaburzenia balansu. Drugim jest książę Arren, który zamordował swojego ojca i skradł jego magiczny miecz. Ich drogi przecinają się kompletnym przypadkiem, lecz mężczyźni postanawiają zostać kompanami podróży. Ich następnym przystankiem jest ogromne miasto Hort, znane przede wszystkim z ekonomii opartej na niewolnictwie.
Wizualnie nie znajdziecie konkurencji dla tego stylu animacji. To stosunkowo nowa, bo z 2006 roku produkcja, co przekłada się na większą płynność, szczególnie porównując ją do flagowych dzieł Ghibli. Pomijając nawet tak oczywiste rzeczy jak mimikę i dynamikę postaci, w Ziemiomorzu nawet martwa natura potrafi ożyć. Widać to szczególnie we wspomnianym wcześniej mieście. Statyczne części tła posiadają inne nasycenie czy ostrość w zależności od perspektywy, przez co rzadko jesteśmy skazani na monotonię. Pomaga w tym też szeroka gama kolorów i zabawa oświetleniem, której próżno szukać nawet w niektórych współczesnych animacjach.
Jesteśmy jednak skazani na monotonię fabularną. O ile wielu fanów serii z pewnością odczuje dyskomfort patrząc, jak w spłycony sposób oddano głębię ich świata, tak moim zdaniem wcale nie trzeba zaliczyć tego elementu za mankament produkcji. Dostajemy tylko potrzebne informacje, niewiele ekspozycji, co w idealny sposób zarysowuje nam realia, w których znajdują się Krogulec i Arren. W świecie filmowym, w którym mamy ograniczony czas, to działa. Nikt nie skorzystałby na sztucznym kreowaniu uniwersum przez głos z offu.
Tylko, że wypadałoby coś w tym świecie umieścić. Dostajemy wszakże antagonistę, który, będąc tutaj najbardziej wyrazistą postacią, jako jedyny ma jakiś cel i czegoś pragnie. Niestety fabuła rozkręca się za późno i za wolno, żeby wzbudzić w widzu jakiekolwiek przejęcie tym, co dzieje się na ekranie. Nie pomagają dziwne plot twisty, które nie mają żadnego podbudowania i są nam kompletnie obojętne.
Dużą rolę w tym ma fakt, że relacje między bohaterami są płytkie. I to zarówno arcymaga z księciem, jak i tej dwójki z postaciami pobocznymi – Tenar, Cobem czy Terru. Szczególnie z tą ostatnią i Arrenem wydaje się być forsowana bez żadnych podstaw. A to właśnie na tej więzi film próbuje budować punkty kulminacyjne. Z pustego i Salomon nie naleje – sami bohaterowie są dla nas tak enigmatyczni, że ciężko zrozumieć co nimi kieruje i tym samym ciężko z nimi sympatyzować.
Całość więc wydaje się piękną ramą, tylko pustą w środku. Zdarza nam się jednak o tej pustce zapomnieć, co sprawia, że Opowieści z Ziemiomorza to film całkiem przyjemny, choć na pewno pozbawiony większych artystycznych ambicji. Bardzo żałuję, że tym tytułem nie zajął się “ten lepszy” Miyazaki, bo wyszło z tego ot, fantasy.
Ocena
Warto zobaczyć, jeśli polubiłeś:
animacje studia Ghibli