Advertisement
Front WizualnyRecenzje

“Autonomiczny” – Piknik na skraju drogi [FRONT WIZUALNY]

Michał Piechowski

O opisywanym przeze mnie w tym tekście filmie wiedziałem przed seansem naprawdę niewiele. Ot, znałem tytuł, czas trwania, nic niemówiące mi nazwisko reżysera i byłem świadomy tego, że Autonomiczny będzie pokazywany na tegorocznym festiwalu Nowe Horyzonty w ramach Frontu Wizualnego. Nic nowego – nie lubię wiedzieć zbyt dużo o danej produkcji zanim ją obejrzę. Zaskoczeniem okazało się to, że tuż po trochę ponad siedemdziesięciu minutach seansu wiedziałem niemal dokładnie tyle samo. Zrozumiałbym to, gdybym (przyznam, że trochę się tego obawiałem przed włączeniem filmu) zasnął po pięciu minutach projekcji i obudził się na napisach końcowych, ale przecież nie dość, że nie przespałem ani sekundy, to jeszcze na dodatek całość obejrzałem z niemałym zainteresowaniem i skupieniem, żałując nawet momentami, że nie będzie mi dane obejrzeć tego filmu na dużym ekranie.

Zobacz również: Tekst o innym filmie z festiwalu, czyli “Melancholijnej dziewczynie”

Przebieg szeroko pojętej akcji Autonomicznego można byłoby streścić w bardzo niewielu słowach. Oto śledzimy losy młodego, wytatuowanego, krótko ogolonego mężczyzny, który jeździ na rowerze po niemałym terenie poprzecinanym drogami szybkiego ruchu, śpi w lesie albo w opuszczonych budynkach, a na obiad (i na śniadanie, i na kolację) zjada martwe zwierzęta (bardzo dużo martwych zwierząt różnorakich gatunków), będące najczęściej ofiarami bezlitosnych kół poruszających się po wspomnianych już drogach samochodów. Nawet jeżeli nasz bezimienny mężczyzna robi w ciągu swoich dni coś jeszcze, to kamera tego nie pokazuje. Zdarza jej się co jakiś czas zarzucić jakimś fajnym montażem jadących pojazdów czy równie ciekawym ujęciem przyrody poprzeplatanej z technokratycznymi ustrojstwami, ale „Autonomiczny” to w głównej mierze historia właśnie – jak podpowiada intuicja – tytułowego bohatera i jego spokojnego życia. Wspominałem już, że w całym filmie pojawia się dokładnie jedna osoba i że w ciągu nieco ponad godziny nie pada tutaj ani jedno słowo? Nie? No to wspominam.

Autonomiczny to film dokumentalny, ale odpowiedzialny za scenariusz i reżyserię Ian Henry powstrzymuje się od jakichkolwiek komentarzy czy ocen. Napisy końcowe zdradzają, że główny bohater tego filmu nazywa się Petr Dawidczenko. Szybka wizyta w Internecie zdradza trochę więcej. Dawidczenko to urodzony w Rosji artysta, który przez trzy lata – na terenie eksperymentalnej przestrzeni artystycznej gdzieś w południowo-zachodniej Francji – żył poza cywilizacją i żywił się jej odpadami, w dużej mierze właśnie martwymi zwierzętami. Możliwe było to dzięki jego współpracy z artystyczną grupą A/political oraz życzliwości ludzi, którzy informowali Petra o lokalizacji zabitych zwierząt. Sztuka przybiera w dzisiejszych czasach najróżniejsze formy i pewnie można by było długo debatować nad sensem tego raczej dość prowokacyjnego performance’u, ale to temat na zupełnie inną dyskusję. Zainteresowanych poważniejszym zgłębieniem historii Dawidczenki zachęcam do przeczytania dostępnego na The Guardian artykułu o jego projekcie i terenie, na którym został on zrealizowany. Ja natomiast wierzę, że Ian Henry kręcił ten materiał z intencją stworzenia czegoś więcej niż tylko filmowego zapisu życia Dawidczenki.

Przeczytaj również:  „Milczenie Julie” – zbyt chłodne subtelności [RECENZJA]

Oczywiście, element reklamy tego, eufemistycznie mówiąc, mało popularnego artysty jest tutaj na pewno w jakimś stopniu istotny, ale ostatecznie od twórcy ważniejsza jest jego sztuka i to, co za nią idzie. Ktoś w końcu – a z pewnością była to osoba bardzo kompetentna – doszedł przecież do wniosku, że coś ten film w sobie ma i że należy zorganizować jego pokaz na festiwalu, prawda? Prawda. Kontrowersyjna opinia: każdy film coś w sobie ma. Jeden więcej, drugi mniej, a trzeci to już w ogóle malutko, ale w każdym coś się znajdzie. A wiecie, kto jeszcze zawsze coś w sobie ma? Widz. I tak to już zazwyczaj jest, że film zyskuje za sprawą widza, a widz zyskuje za sprawą filmu. Konfrontacja odbiorcy ze sztuką to starcie, z którego obie strony wychodzą zwycięsko.

Zobacz również: Recenzję filmu “X&Y”

To, co na pierwszy rzut oka zdaje się być zderzeniem człowieka z naturą, zmienia się – pod wpływem wnikliwszego spojrzenia – w walkę człowieka z cywilizacją. Bo przecież przyroda nie przeszkadza naszemu bohaterowi, a nasz bohater nie przeszkadza przyrodzie. Nawiązuje się pomiędzy nimi symbiotyczna nić porozumienia, a wspólnym wrogiem w tym ekologicznym manifeście – uosabianym właśnie przez rozpędzone samochody czy maszyny rolnicze – jest tutaj postęp i rozwój technologiczny. Trudno spojrzeć na to wszystko z wygodnej perspektywy mieszczucha, ale gdzie, jeżeli nie w kinie, mamy patrzeć na świat z innej, nieznanej nam dotychczas strony? Po pewnym czasie fascynujące staje się także to, co na początku potrafi odrzucić, czyli fakt jedzenia przez protagonistę potrąconych zwierząt. Oczywiście, spożywanie martwych szczurów i kotów brzmi obrzydliwie, ale czy hodowanie w nieludzkich warunkach świń czy kurczaków tylko do celów spożywczych też przypadkiem nie brzmi obrzydliwie?

Przeczytaj również:  „Kompletnie nieznany” – spacer po linie [RECENZJA]

Człowiek, pomyślnie przeszedłszy proces socjalizacji, staje się częścią społeczeństwa, którego zasad raczej nie kwestionuje. Świeże i prowokacyjne spojrzenie na kwestie dotyczące naszego stylu życia wydaje się być obecnie – w związku z wieloma dyskusjami dotyczącymi przyszłych losów naszej planety – bardzo na miejscu. Ian Henry wychodzi z założenia, że to, co uchwyci oko kamery, w każdym z odbiorców zakiełkuje w zupełnie unikalny i niezmiennie wartościowy sposób. Pełno w Autonomicznym niewygodnych pytań, których wyjątkowość polega na tym, że widz zadaje je sobie sam i sam musi na nie odpowiedzieć. Chwila wyciszenia i czas na refleksję jeszcze nikomu nigdy nie zaszkodził. A czy można znaleźć lepsze miejsce do takich aktywności niż festiwal Nowe Horyzonty?


Wspomniany tekst: https://www.theguardian.com/artanddesign/2018/sep/03/roadkill-radical-art-group-apolitica

+ pozostałe teksty

pisanie recenzji.
plusy: pomnik trwalszy niż ze spiżu
minusy: pisanie recenzji

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.