NetflixRecenzjeSeriale

“Formuła 1: Jazda o życie”, czyli jak Netflix po raz trzeci stanął na wyścigowym podium

Anna Czerwińska
lewis hamilton f1
fot. materiały prasowe/Netflix

Dokumenty Netflixa znane są przede wszystkim z tego, że docierają tam, gdzie z kamerą nie dotarł wcześniej nikt inny. W przypadku serialu Formuła 1: Jazda o życie ekipa Netflixa nie tylko wdarła się do padoku F1, ale też tam powróciła – i to już po raz trzeci. Śledząc każdą wyemitowaną minutę sezonu 2020, wielokrotnie zastanawiałam się, jak kolejne wydarzenia zostaną ukazane w dokumencie. Na co więc Netflix zwrócił szczególną uwagę?

Mimo krążących plotek, że przez wzgląd na pandemię COVID-19 Netflix nie dostanie przepustki na tory wyścigowe w 2020 roku, otrzymaliśmy trzecią część Formuły 1: Jazdy o życie. Wątpliwości co do nakręcenia kolejnych fantastycznych ujęć zostały rozwiane, gdy w pierwszej połowie ubiegłego sezonu pojawiły się głosy, że „Netflix był widziany przy garażach zespołów”.

formuła 1: jazda o życie
fot. materiały prasowe/Netflix

Quo vadis, Netflix?

Na samym początku zdecydowanie najbardziej zastanawiającą kwestią było to, w jaką stronę Netflix podąży, realizując trzecią odsłonę dokumentu o F1. Czy na wzór pierwszego sezonu skupią się na wyścigach oraz rywalizacji między zespołami? A może znowu, jak w drugim sezonie, odcinki będą opowiadały o poszczególnych ekipach i kierowcach? Cóż, z lekką dozą rozczarowania trzeba stwierdzić, że tym razem twórcy wybrali nurt gdzieś ze środka dwóch poprzednich. Wszyscy obawiali się obostrzeń, zamkniętego padoku, ograniczeniu się w większości do europejskich torów. Wbrew pozorom sezon 2020 obfitował w skandale, rekordy, dramaty oraz zaskoczenia. Chyba właśnie ta odwrotna tendencja była główną przyczyną pogubienia się przez Netflixa.

formuła 1: jazda o życie carlos sainz
fot. materiały prasowe/Netflix

Blaski…

Moją obiektywną recepcję Formuły 1: Jazdy o życie zaburza fakt, że jestem absolutną psychofanką tego motosportu. Łatwiej więc wymieniać mi zalety dokumentu – F1 w każdej formie jest przecież wyśmienita. Ponownie najbardziej satysfakcjonujące są zdjęcia. Zarówno te z pit lane’u, garażów czy samych wyścigów, jak i te z padoku, zakulisowe, z nieco prywatniejszego życia kierowców. Nie pozostawiają złudzeń, że widz przeniknął w najmniejsze zakamarki Formuły 1.

Dzięki wymienionym wyżej skandalom i zaskoczeniom, twórcy mogli puścić wodze fantazji i dosłownie pobawić się montażem. Gdzieniegdzie jest on BARDZO wymowny. Szczególnie w ósmym odcinku, gdy Carlos Sainz Jr. mówi, że bardzo się cieszy z przejścia do ekipy Ferrari, a w kolejnym ujęciu pokiereszowany czerwony bolid jest zwożony z toru. Sporo zatem w trzecim sezonie dokumentu aluzji, ukrytych żarcików i czarnego humoru.

… i cienie Formuły 1: Jazdy o życie

Niestety, Netflix zachłysnął się gdzieś po drodze ilością akcji, jaką zaserwował kalendarz wyścigowy w 2020 roku. Być może przez poufne informacje, sprzeciwy zespołów co do konkretnych treści, cięcia czasowe albo po prostu subiektywne gusta. Nie wszystko wybrzmiało tak, jak teoretycznie powinno.

Najbardziej nie rozumiem wałkowania tematu Valtteri’ego Bottasa, który przeżywa trudne chwile, jeżdżąc w jednym teamie z siedmiokrotnym już mistrzem świata Lewisem Hamiltonem.  To są oczywiste oczywistości, którym Formuła 1: Jazda o życie niepotrzebnie poświęciła cały odcinek.

george russel mercedes
fot. materiały prasowe/F1™

Mercedes musiał się natomiast mierzyć z innymi rewelacjami, a wspomniano o nich w dwóch zdaniach. Jakim cudem materiałem na 40 minut nie był George Russel, który pojechał w Grand Prix Sakhiru bolidem Hamiltona? Odnieść można wrażenie, że Mercedes chciał uniknąć piętnowania, jeszcze przez Netflixa, za drastycznie zepsuty pit stop Russela, pomylenie opon i błędy w komunikacji radiowej. Nie padło ani jedno słowo na temat dziwnych opóźnień w przedłużeniu kontraktu Lewisa Hamiltona. Nikt nawet nie wspomniał o przyczynach przemalowania bolidów Mercedesa między testami a rozpoczęciem sezonu. Netflix nie wypunktował widzom najważniejszych wydarzeń, które nadawały rytm sezonowi 2020. Zamiast tego, bardziej niż w poprzednich częściach dokumentu, manipulował komentarzem wyścigowym i komunikatami radiowymi. Na deser tych nieścisłości wcisnął nawet kilkanaście sekund niewykorzystanych materiałów z 2019 roku (sic!).

Przeczytaj również:  Wybieramy najlepsze role Kirsten Dunst [ZESTAWIENIE]
formuła 1: jazda o życie
fot. materiały prasowe/Netflix

Trzy życzenia

W recenzji poprzednich dwóch sezonów Formuły 1: Jazdy o życie życzyłam sobie, by twórcy zaczepili na nieco dłużej Lando Norrisa, Kimiego Räikkönena oraz samo Ferrari. Tak też się stało! Co prawda Räikkönen zdążył się tylko przedstawić oraz powiedzieć, że wciąż nie znosi wywiadów, ale Norrisa było znacznie więcej.

Jemu oraz McLarenowi poświęcono cały odcinek. W ogólnym rozrachunku wypadł on jednak dosyć osobliwie. McLaren jest moim ulubionym zespołem, który śledzę uważnie nie tylko podczas weekendów wyścigowych, ale też pomiędzy nimi, w social mediach. Jakkolwiek naturalną kolejną rzeczy było stopniowe dystansowanie się ekipy od Sainza przechodzącego do Ferrari, napięcie między nim a Norrisem zostało sztucznie podkoloryzowane. W prywatnych relacjach na Instagramie nie raz widziałam, jak Carlos i Lando spędzają razem czas wolny, bawiąc się świetnie w swoim towarzystwie. Formuła 1: Jazda o życie przedstawiła natomiast ich rywalizację jako wściekle zażartą. Momentami przypominała ona przepychanki na linii Red Bull Racing – Mercedes. Jak do tego doszło? Nie wiem!

formuła 1: jazda o życie
fot. materiały prasowe/Netflix

Dwie strony medalu ukazano również wobec Ferrari. Twórcy nie szczędzili opisów afery silnikowej mającej swe źródło w Maranello. Gdy została ona zamieciona przez FIA pod dywan, a czerwone bolidy nagle zwolniły na prostych, rozpoczęła się najgorsza passa Ferrari od 1980 roku. Z pewnością nie pomagała jej seria napięć z Sebastianem Vettelem. Zaczęło się od tego, że niemiecki kierowca został nieelegancko odsunięty od Scuderii na sezon 2021 i kolejne. Nie pozostał jednak im dłużny i zasilenie Astona Martina (poprzednio Racing Point) ogłosił w weekend, gdy Ferrari świętowało swój tysięczny udział w Grand Prix Formuły 1.

Czy Formuła 1 umie jeszcze zaskoczyć?

Przyzwyczajona do formatu Formuły 1: Jazdy o życie, nie sądziłam, że Netflixowi uda się mnie bardzo zaskoczyć. Nie licząc smutnej niespodzianki w postaci bardzo nieregularnej konstrukcji odcinków, udało im się to o dziwo jeszcze kilka razy. Najbardziej uderzająca była zarejestrowana wypowiedź Pierra Gasly’ego, który otwarcie przyznał, że liczy na powrót do Red Bulla. Spodziewałam się porównywania go do Alexa Albona oraz dobrze znanych wypowiedzi Christiana Hornera na temat Pierra. Słowa Pierra były przy tym szokiem.

Powiedziałabym wręcz, że Gasly zadurzył się w prestiżu bycia kierowcą Byków. Wykreowało to między nimi okropnie niezdrowy syndrom sztokholmski. Jaki kierowca chciałby wracać do zespołu, który upokorzył go w środku sezonu, a potem nieustannie usprawiedliwiał gorzej radzącego sobie następcę?

Przeczytaj również:  Północ – Południe. Trylogia Niemiecka Luchino Viscontiego [Timeless Film Festival Warsaw 2024]
pierre gasly - F1
fot. materiały prasowe/Netflix

Nie spodziewałam się poza tym tak szczerych wyznań, jakimi uraczył widzów były dyrektor zarządzający Renault (obecnie Alpine) – Cyril Abiteboul. Od momentu decyzji Daniela Ricciardo o dołączeniu do Renault, znaczna większość miłośników F1 wiedziała, że romans z francuską stajnią nie potrwa długo. Okazało się jednak, że Abiteboul wobec Ricciardo miał dalekosiężne plany. Jego przejście do McLarena ubodło go przede wszystkim osobiście. Można było przekonać się o tym nie tylko słysząc jego słowa, ale też dzięki komentarzom dziennikarzy. Wydarzenia Formuły 1: Jazdy o życie są bowiem po raz kolejny objaśniane przez kapitalnego Willa Buxtona oraz nową postać, jaką jest Jennie Gow.

Na koniec trzeba też przyznać, że Netflix niezwykle subtelnie i rozsądnie podszedł do przedstawienia wypadku Romaina Grosjeana. Podczas GP Bahrajnu, gdy miał on miejsce, realizatorzy narazili się wielu kierowcom oraz widzom. Raz za razem i w kółko zapętlali moment uderzenia bolidu w bandę. Marion Jollès Grosjean w dokumencie wyjawiła, że od chwili pojawienia się płomieni, do pokazania żywego kierowcy Haasa, minęły prawie 3 minuty. Dla Marion była to wieczność, podczas której jej mąż był dla niej martwy. Twórcy serialu zebrali odpowiednią porcję materiału, by podkreślić, jak ważne jest bezpieczeństwo w Formule 1. Ukazując akcję ratunkową z niepublikowanej podczas wyścigu perspektywy, zarejestrowali kwintesencję ryzyka, jakiego podejmują się kierowcy na torze.

formuła 1: jazda o życie grosjean
fot. materiały prasowe/Netflix

Formuła 1 i jej trzystopniowe podium

Nikt nie może zaprzeczyć, że Formuła 1: Jazda o życie to czysta rozrywka. Nie tylko dla fanów królowej sportów motorowych, ale też dla nowicjuszy chcących zgłębić temat. Trzeci sezon dokumentu dotknął jednak szklanego sufitu i się przez niego nie przebił. Inaczej można go określić jako granicę, po przekroczeniu której najwięksi i najuważniejsi miłośnicy F1 zaczynają kręcić nosem. Systematyka obrana przez twórców nie przypominała tych z poprzednich części. Nie podążaliśmy ani kalendarzem wyścigowym, ani nie trzymaliśmy się kurczowo jednego zespołu.

Co prawda sezon 2020 obfitował w masę transferów między ekipami, ale na to też można było znaleźć mniej chaotyczny sposób. W końcu przetasowania między zespołami są oczywiste, a Formuła 1: Jazda o życie od początku miała zabierać nas tam, gdzie normalnie nie mielibyśmy wstępu. Na pewno fantastycznym przeżyciem jest przejście przez miniony sezon wyścigowy raz jeszcze, ale zabrakło złotego środka. Przyczynę takiego, a nie innego finalnego kształtu serialu zna tylko Netflix. Najważniejsze, by wzięli ją pod uwagę w tym roku i nie powtórzyli swoich błędów.

Kilka dni temu na Twitterze jednej z pracownic McLarena widziałam interesujący wpis. Uznała w nim, że ten dokument nie jest dla pracowników F1. Nie jest też dla fanów, którzy oglądają każdy wyścig. Jest dla ludzi, którym Formuła 1: Jazda o życie wyskoczy w proponowanych pozycjach na Netflixie. Mimo bardzo przyjemnego i dynamicznego prowadzenia akcji, po trzecim sezonie zaczynam się obawiać, że autorka wpisu ma rację.

kierowcy f1 w 2020 roku
fot. skład kierowców w sezonie 2020/F1™

Nasza recenzja pierwszych dwóch sezonów serialu “Formuła 1: Jazda o życie”!

Ocena

7 / 10

Warto zobaczyć, jeśli polubiłeś:

Wyścig, Senna, Williams, Le Mans '66

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.