Advertisement
FilmyKinoRecenzje

„Cicha dziewczyna” – Jak wygląda irlandzkie ukojenie? [RECENZJA]

Anna Czerwińska
fot. „Cicha dziewczyna”
fot. „Cicha dziewczyna” / mat. prasowe Stowarzyszenie Nowe Horyzonty

Slow cinema to nurt kina, który od wielu lat pozostaje dla mnie numerem 1., jeśli chodzi o doznania filmowe. Nawet najlepiej skrojony film akcji czy najbardziej przerażający horror nigdy nie zastąpią kina kontemplacyjnego. Nic więc dziwnego, że do seansu Cichej dziewczyny odliczałam dni.

Cicha dziewczyna to irlandzki film autorstwa Colma Bairéada, nominowany do Oscara za najlepszą produkcję międzynarodową oraz nagrodzony Kryształowym Niedźwiedziem (najlepszy film skierowany do młodej widowni) na Berlinale w 2022 roku. Osadzony na początku lat 80. XX wieku, opowiada historię Cáit – w tej roli debiutująca Catherine Clinch (rocznik 2009). Cáit pochodzi z wielodzietnej, dysfunkcyjnej rodziny. Jest dziewczynką o cichym i bardzo spokojnym usposobieniu. A przynajmniej powierzchownie, bo jej mimice rzadko towarzyszą gwałtowne emocje.

Tuż przed narodzinami kolejnego dziecka w rodzinie Cáit zostaje wysłana na lato do swoich krewnych. Małomówny i wiecznie poirytowany ojciec zawozi ją na miejsce, zapominając przy tym zostawić dla córki walizkę pełną jej ubrań. Cáit trafia do małżeństwa Eibhlín (Carrie Crowley) i Seána (Andrew Bennett). I choć od razu zadaje nieśmiało pytanie, czy u rodziny są jakieś inne dzieci, zdaje się, że bohaterka trafia do idealnego dla siebie miejsca. Cicha dziewczyna odnajduje kojące i spokojne miejsce na spędzenie wakacji. Atmosfera jest jednak owiana druzgocącą tajemnicą, którą widz powoli odkrywa, widząc Cáit w dobrze dopasowanych, chłopięcych ubraniach.

fot. „Cicha dziewczyna”
fot. „Cicha dziewczyna” / mat. prasowe Stowarzyszenie Nowe Horyzonty

Po pierwsze: relacje

Cicha dziewczyna to poruszająca opowieść o pogłębianiu relacji międzyludzkich oraz poznawaniu samego siebie. Od samego początku to przede wszystkim Eibhlín zajmuje się Cáit – kąpie ją, szykuje ubrania, czesze, uczy prostych czynności w kuchni. Zdecydowanie bardziej skryty i zdystansowany jest Seán. Jego rezerwa jest podkreślona ujęciami przede wszystkim na tył jego głowy. Stopniowo mężczyznę obserwujemy z profilu i w końcu w pełnej krasie, en face. Coraz bardziej śmiała staje się również Cáit. W jej przypadku postawiono przede wszystkim na długie ujęcia oczu, spojrzeń, ust. Tytułowa cicha dziewczyna z dnia na dzień czuje się pewniejsza oraz odważniejsza w kontaktach z krewnymi.

Przeczytaj również:  „O psie, który jeździł koleją” – …ale z happy endem? [RECENZJA]

O filmie tym łatwo pochopnie powiedzieć, że to ckliwa historia z dzieckiem w roli głównej. Sprowadzenie go do płaczliwej muzyki, która ma omamić widza i koniecznie go wzruszyć jest ogromnym błędem. A z takimi opiniami spotkałam się już przed seansem. Nic bardziej mylnego! Owszem, Cicha dziewczyna to dzieło wzruszające, ale nie bezpośrednio. Nie widziałam wielu filmów, w których tak subtelnie, a zarazem kompletnie ukazuje się relacje między dorosłymi oraz między dorosłymi a dzieckiem.

Niewątpliwie Eibhlín wraz z Seánem przeżywają najcudowniejsze lato od dłuższego czasu. Kobieta, która dostaje szansę spełniania się w roli matki, strażniczki domowego ogniska. Mężczyzna, początkowo chłodny, daje się w końcu przekonać aurze ciepła, jaką roztacza obecność dziecka. Nie ma takich ujęć wiele, lecz zdarzają się przebitki, które ukazują, jak zbliżają się do siebie małżonkowie dzięki trosce nad Cáit. Na każdym kroku natykają się na ból i tęsknotę, ale częściowe zastępowanie ich gestami serdeczności i opieki działa kojąco tak na samych bohaterów, jak i na widza. Chociaż wszystko wskazuje na to, że Cicha dziewczyna to kino filigranowe, mnie trzymało za gardło przez całe 94 minuty.

fot. „Cicha dziewczyna”
fot. „Cicha dziewczyna” / mat. prasowe Stowarzyszenie Nowe Horyzonty

Po drugie: natura

Irlandzki obraz to kino kontemplacyjne i pochłaniające głęboką zielenią. Zdjęcia obfitują w kadry pełne drzew, słońca przebijającego się przez ich korony, niezmąconej tafli wody. Tempo ich ukazywania idealnie współgra z tempem akcji – jedna warstwa nie spowalnia drugiej, nie nuży i nie rozprasza. Z ekranu niemal namacalnie wylewa się ciepło irlandzkiego lata i beztroska sielanka, nieco pozorna, która może napełnić tęsknotą bardziej melancholijne serca.

Przeczytaj również:  Zwycięzca 48. FPFF: „Kos” – Niewolnik i pan [RECENZJA]

Właściwie zakończenie jest przewidywalne. A jednak do ostatniej chwili pozwala się łudzić, że okaże się zaskoczeniem. Finalne minuty filmu są przez to najsurowsze i najchłodniejsze z całej produkcji. Niemniej dodają obrazowi przyziemności i poczucia tymczasowości przedstawionej historii. W ten sposób Cicha dziewczyna staje się słodko-gorzka. Mimo że po seansie przemawiało przeze mnie duże poczucie niesprawiedliwości, przyjmuję takie zakończenie z większym spokojem, niż gdyby akcja przerodziła się w wyśniony happy end.


korekta: Kamil Walczak

Ocena

8 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.