Advertisement
NetflixRecenzjeSeriale

„Gambit królowej” – siedmioodcinkowy przepis na sukces? [RECENZJA]

Anna Czerwińska
Gambit królowej
fot. materiały prasowe/Netflix

Znaczna większość miłośników serwisów streamingowych zgodzi się, że odkąd Netflix pojawił się w Polsce, bardzo dojrzał. Trochę niczym nastolatek, który w miarę dorastania zaczął zauważać prosperujące ścieżki rozwoju. Analogicznie – Netflix w pewnej chwili przerzucił się na trend produkowania oraz wykupywania treści wartościowszych, większych. Potrafi wypromować niszowe tematy w atrakcyjny sposób. Idealnym przykładem jest miniserial Gambit królowej. Ale jak to, serial o szachach?

Odkąd tylko się pojawił, Gambit królowej bije rekordy oglądalności na Netflixie. Dzieło Scotta Franka (Logan: Wolverine, Marley i ja) oraz Alana Scotta (Wiedźmy, Nie oglądaj się teraz) zrodziło się na podstawie książki Waltera Tevisa o takim samym tytule. W szachowych realiach połowy XX wieku osadzono natomiast kapitalną Anyę Taylor-Joy (Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii, Split), tajemniczego Billa Campa (Długa noc, Joker) oraz przesłodką Marielle Heller (Krocząc wśród cieni). Obok nich możemy też oglądać Thomasa Brodie-Sangstera, Harry’ego Mellinga i Jacoba Fortune-Lloyda. Całości śmietanki dopełnia nam Marcin Dorociński, którego nikomu nie trzeba przedstawiać. Nie tyle wygrał on casting, co otrzymał propozycję zagrania Borgova.

Gambit królowej
fot. materiały prasowe/Netflix

Gambit królowej jest zamknięty w klamrze kompozycyjnej, nadającej tempo kolejnym odcinkom. Historię rozpoczynamy rzutem oka na rudowłosą Beth Harmon (Anya Taylor-Joy). Młoda dorosła oświetlana jest blaskiem fleszy, gdy biegnie do szachownicy, przy której zasiada już Vasily Borgov (Marcin Dorociński). Po krótkiej chwili cofamy się jednak do wczesnego dzieciństwa Beth. Bohaterka spędza je w sierocińcu. To w nim rozpoczyna się wielka przygoda Beth z szachami, kiedy Pan Shaibel (Bill Camp), woźny, uczy dziewczynkę pierwszych ruchów. Od razu dostrzega w młodziutkiej Harmon ogromny talent. Potem widzimy już spójną sekwencję wydarzeń, mającą doprowadzić nas do sceny, którą rozpoczął się serial.

Nikt nie będzie chyba zdziwiony, że wyliczankę superlatyw Gambitu królowej zacznę od Taylor-Joy. Aktorka, która ostatnio robi niemałe zamieszanie na ekranie, cudownie oddała charakter rudowłosej Beth Harmon. Uwagę zwraca przede wszystkim styl, w jaki przesuwa figury. Podczas gdy większość zaawansowanych graczy robi to piekielnie szybko i prosto, ona w szybkości znajduje przestrzeń na dodanie finezji. Anya Taylor-Joy przyznała, że do takiej gestykulacji zainspirowała ją jej taneczna przeszłość. Marcin Dorociński skomentował natomiast pracę Taylor-Joy na planie Gambitu królowej jako “niezwykle dopracowaną oraz okraszoną skupieniem”.

Gambit królowej
fot. materiały prasowe/Netflix

Same szachy lat 60. i 70. XX wieku twórcy przedstawili jako prawie rock’n’rollowe. Radosław Wojtaszek – jeden z polskich arcymistrzów szachowych oraz trzykrotny mistrz świata – wyraził ogromne uznanie właśnie dla tak wiernego oddania tamtejszych klimatów. Bardzo filmowym zabiegiem jest natomiast przewracanie króla. W trakcie profesjonalnych turniejów nie robi się tak ani teraz, ani nie robiło za czasów Beth. Poza tym, kilkadziesiąt lat temu dużo częściej zdarzały się używki wśród zawodników, ale mieli oni też komfort odłożenia partii na inny dzień. Dziś stawia się na zbilansowaną dietę, wypoczynek, solidne przygotowanie oraz zasadę kończenia rozgrywki tego samego dnia. Sportowe cliché, chciałoby się rzec. Jako osoba, która w szachy gra od dziecka (co prawda nieregularnie, za młodu odznaczałam się większą konsekwencją), również przyznaję, że sen i przygotowanie to podstawa do rozegrania solidnej partii. Niekoniecznie przysłużą się tutaj więc podejrzane substancje.

Przeczytaj również:  „Arcane: sezon 2” – ciężar animowanej korony [RECENZJA]

To właśnie one są najbardziej kontrowersyjną częścią Gambitu królowej. Chociaż zamiary twórców były zacne, wyszło trochę kiczowato. Nie kwestionuję faktu przyjmowania przez Beth niezidentyfikowanych środków uspokajających, które pomagały się jej wyciszyć. Najprawdopodobniej wizje na suficie uznano za najlepszy sposób na przedstawienie partii szachowych, jakie zawodnicy rozgrywają w istocie w swojej głowie. Warto natomiast pamiętać, że nikt nie zostanie arcymistrzem za sprawą tajemniczych tabletek. Chociaż można się wspomóc ziołowymi suplementami, by móc się wyciszyć, praktyki Beth obecnie byłyby niedopuszczalne. Tak jak wspomniałam wyżej – teraz stawia się na sen i wzorowe przygotowanie. Obecnie większym problemem jest tzw. doping elektroniczny wśród szachistów, czyli po prostu wspomaganie się technologią w niedozwolony sposób.

Gambit królowej
fot. materiały prasowe/Netflix

Myślę, że na osobny akapit zasługuje Marcin Dorociński oraz grany przez niego Vasily Borgov. Chociaż nie jest on antagonistą dla widza, z pewnością jawi się jako taka postać dla Beth. Przez wzgląd na konstrukcję Gambitu królowej, jest on fabularną Alfą i Omegą. Przy tym wszystkim pozostaje też jednak człowiekiem i jako człowieka traktuje Harmon. Może się to wydawać zaskakujące. Borgov ma przedstawiać rosyjską potęgę szachów, ich chłodny automatyzm i perfekcję w ruchach. Jednocześnie nie wzbudza on raczej w widzu strachu. Obiły mi się też o uszy stwierdzenia, że rola Dorocińskiego w Gambicie królowej jest tak wielka i znacząca, jak rola Rafała Zawieruchy w Pewnego razu w Hollywood. Cóż, przed chwilą wyjaśniłam, dlaczego jest to bzdura i wyssane z palca porównanie.

Chociaż Gambit królowej to dla wielu bijący wszelkie rekordy oglądalności ideał, nie zabrakło kilku niedoskonałości. Trafiłam na opinie wśród arcymistrzów szachowych, że Harmon popełniała dziwne błędy, których gracz na jej poziomie raczej by się nie dopuścił. Ja sama nie mam aż tak dużego doświadczenia, by móc je wyłapać i tutaj wypunktować. Trzeba natomiast zdawać sobie sprawę z takich mankamentów, mimo naprawdę drobiazgowego oddania realiów gry. Kolejna kwestia to bardzo mało remisów. Znów uważam, że jest to celowy zabieg twórców – przecież mało kogo interesuje nierozstrzygnięta rozgrywka. Podczas zawodów szachowych zdarza się jednak sporo sytuacji, gdy strony zgadzają się na remis. Momentami reakcje Beth były też podkoloryzowane. Od samego początku Gambitu królowej wiadomo, iż jest ona obdarzona niezwykłym talentem, dużo ćwiczy, analizuje, czyta. Dziwne zatem okazywały się jej zdumienia, gdy nagle pojawiał się mat. Tak doświadczeni szachiści jak ona, widzą, kiedy zbliża się koniec.

Przeczytaj również:  „Rok z życia kraju” – o historii nie tak odległej [RECENZJA]
Gambit królowej
fot. materiały prasowe/Netflix

Nie licząc wyżej wymienionych uszczerbków w niemalże doskonałej produkcji, jaką jest Gambit królowej, serial ten z całą pewnością zasługuje na uwagę. Nawet, jeśli szachy są komuś obce. Statystyki internetowe jednoznacznie bowiem wskazują na ogromny wzrost zainteresowania tą dyscypliną. Gambit królowej trzyma w napięciu i łatwo nie odpuszcza, gdy złapie czyjeś zainteresowanie. Anya Taylor-Joy hipnotyzuje, a swoją oryginalnością przekonuje do siebie nawet tych najbardziej opornych na jej wdzięki (na przykład mnie). Zakończenie przy tym wszystkim zasmuca, bo chciałoby się oglądać więcej i dalej, a Gambit królowej jest miniserialem. Osobiście uważam, że jest to siła tej produkcji. Cały czas nieco nostalgicznie wspominam historię Beth Harmon, która nie będzie kontynuowana. Serial napisano jednak bardzo przytomnie i ze smakiem, czyniąc dzieje Beth kompletnymi. Jestem pewna, że po jego obejrzeniu rozegracie partię szachów chociaż raz.

+ pozostałe teksty

Redaktor naczelna. Fanka Ellen Ripley oraz miłośniczka Formuły 1, dla której gala wręczenia Oscarów jest ważniejsza niż Gwiazdka. Blade Runnera 2049 widziała w kinie pięć razy, a swojego filmowego TOP 3 nie jest w stanie oglądać częściej niż raz do roku, by nie popaść w rozpacz.

Ocena

9 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.