„Kąpiel diabła” – w pułapce obłędu | Recenzja | Octopus Film Festival 2024
Nowa fala horroru w ostatnich latach nabiera tempa, a twórcy szukają coraz to nowszych metod, by wzbudzić w widzu lęk, uczucie niepokoju i wszechogarniający go dyskomfort. Jump scare zdaje się odchodzić do lamusa, kiedy reżyserzy wraz ze scenarzystami starają się wchodzić odbiorcom pod skórę w najbardziej pokrętny i nieoczywisty sposób. Jednym z najchętniej obieranych kierunków staje się folk horror. Podgatunek ten nie wybacza jednak potknięć, szybko stając się przekleństwem – większym niż to, które ciąży nad bohaterami.
Kąpiel diabła to austriacko-niemiecka produkcja, za którą odpowiadają Severin Fiala oraz Veronika Franz. Twórcy Domku w górach uciekli do XVIII-wiecznej Austrii, by zobrazować dramat tamtejszej ludności, kiedy w grę wchodziły suicydalne zamiary. Samobójcy skazani byli na wieczne potępienie, a ich rodzinom nie pozwalano na dochowanie pochówku. Rozwiązaniem okazywało się więc popełnienie straszliwej zbrodni, za którą wymierzano, co prawda, karę śmierci, ale wcześniej jej sprawcom udzielano rozgrzeszenia.
Przez całe dwie godziny trwania, Kąpiel diabła opowiada o losach Agnes – młodej kobiety, wydanej za mąż za Wolfa. Mężczyzna skupia się na pracy oraz tkwi w niezdrowej relacji z matką, od której nie odciął jeszcze pępowiny. Agnes pragnie przy tym tylko jednego: dziecka. Noc poślubna prędko pozbawia ją złudzeń, co uruchamia lawinę monotonii, obłędu oraz tragedii goniącej tragedię.
Po sukcesach Czarownicy: Bajki ludowej z Nowej Anglii i Midsommar. W biały dzień, trudno nie porównywać kolejnych folk horrorów do tych dwóch znakomitych tytułów. Pokusić się można o stwierdzenie, że stały się one klasyką gatunku. Logiczne więc, że dla twórców horrorów jest to pacierz i lektura obowiązkowa. Niebezpiecznie kuszące bywa jednocześnie pytanie, czy od czasu wymienionych produkcji każdy folk horror czerpie z przyjętych weń rozwiązań. Kąpiel diabła wypada tak, jakby bardzo chciała korzystać z dobrodziejstw opracowanego już inwentarza, ale z jakiegoś powodu nie mogła.
Nie należy przy tym całkowicie odbierać filmowi tożsamości. Chociaż wokół trudów i magizmu macierzyństwa w XVII i XVIII wieku narosło wiele historii (jak chociażby w balladzie z 1620 r. The Lamenting Lady), niełatwo znaleźć spojrzenie skoncentrowanie wyłącznie na matce, której wyobcowanie przyczynia się do postępującego obłędu. Film jest przez to oszczędny w środkach i w przeważającej większości podąża za ujęciami przedstawiającymi Agnes. Mówi się, że szaleństwa należy doszukiwać się w oczach. Nie tym razem. Fiala i Franz poświęcają czas na najdrobniejsze szczegóły. I tak obsesję bohaterki dostrzega się w kondycji jej włosów, warg, nawet ślinie. O gęsią skórkę przyprawia coraz bardziej skulone ciało protagonistki, podążającej za oddalającym się pragnieniem. A melancholia w ujęciu historycznym i w otoczce folk horroru staje się w pewnym momencie bardziej przerażająca niż obrazy odciętej głowy, w której postępuje rozkład.
Szaleństwo Agnes finalnie prezentuje się bardzo subtelnie. Zastanowić się jednak trzeba, czy była to świadoma inwencja twórcza, czy niedociągnięcia wynikające z polegania na idei folk horroru. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Austriacki duet padł ofiarą tej drugiej opcji. Kąpiel diabła utrzymana jest w tonie intencjonalnych niedopowiedzeń, ale przy swojej miałkiej oprawie wybrzmiewa jako dzieło niedokładne oraz pogubione. Filmowi brakuje oryginalnych akcentów, których w przypadku kina austriackiego czy niemieckiego można przecież znaleźć bez liku. Podobne rozczarowania na długo zostają w pamięci i tak właśnie wraca do mnie seans Kąpieli diabła – mimo naprawdę zaskakującej końcówki. Przygotowałam mu miejsce dla elektryzującej oraz naszpikowanej metaforami historii, a dostałam łopatologiczny wykład na temat XVIII-wiecznego odkupienia i równie bezpośrednią lekcję o transformacjach w symbolice ryby.
korekta: Krzysztof Kurdziej
Redaktor naczelna. Fanka Ellen Ripley oraz miłośniczka Formuły 1, dla której gala wręczenia Oscarów jest ważniejsza niż Gwiazdka. Blade Runnera 2049 widziała w kinie pięć razy, a swojego filmowego TOP 3 nie jest w stanie oglądać częściej niż raz do roku, by nie popaść w rozpacz.
Ocena
Warto zobaczyć, jeśli polubiłeś:
„Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii”, „Midsommar. W biały dzień”