Halloween – połączenia z zaświatami a obchody święta [FELIETON]


W polskiej kulturze obchody Halloween tlą się bardzo słabo lub w ogóle nie występują. Nie oznacza to jednak, że w naszym kraju brakuje miłośników wigilii Wszystkich Świętych. Halloween od lat koresponduje ze światem popkultury, stając się elektryzującym wyobraźnię fundamentem fabularnym, przede wszystkim dla filmów. Mnogość interpretacji sprawia, że obchody Halloween niejedno mają imię, a zależy to oczywiście od wielu zmiennych. Jednym z najciekawszych składników, który nierzadko napędza dzieło, jest kontakt bohaterów z niezbadanymi zaświatami. W tej kwestii twórcy prześcigają się od lat. Jak już wielokrotnie podkreślałam, jestem fanatyczką horrorów i grozy – nie tylko na kinowym ekranie. Zebrałam więc najbardziej kontrastujące ze sobą oblicza Halloween i tym samym zapraszam do wspólnego trick or treat!
Halloween jako esencja zła
Najbardziej oczywistym ujęciem Halloween jest przedstawienie go jako nocy upiornej i mrożącej krew w żyłach. Artyści niejednokrotnie wybierają wigilię Wszystkich Świętych jako czas, w którym kumuluje się zło, a jego esencja przedostaje się do świata żywych. Taki kierunek obrali John Carpenter i Debra Hill w Halloween (1978). Film nakręcony w 21 dni, z budżetem zaledwie 300 tysięcy dolarów zyskał niewątpliwie miano klasyki gatunku. Halloween to jeden z tych prekursorskich horrorów, który wyznaczył pewne zasady dla slasherów w ogóle.
Historia Michaela Myersa rozpoczyna się, a jakże, w Halloween, 31 października 1963 r. w Haddonfield. Wówczas pozornie niewinny sześcioletni chłopiec rzeźnickim nożem zabija swoją siostrę Judith. Chłopak trafia do szpitala psychiatrycznego na resztę swojego utraconego dzieciństwa. Kilkanaście lat później morderca ucieka spod pieczy placówki, by w noc Halloween powrócić do rodzinnego miasta i kontynuować swe dzieło.


U Johna Carpentera obchody Halloween naznaczone są niepokojem. Przez wzgląd na makabryczne wydarzenia z 1963 r. Haddonfield uważane jest za przeklęte – szczególnie przez rodziców małoletnich dzieci. Radosne zbieranie słodyczy oraz uliczna maskarada nie dzieją się na taką skalę, jakiej można spodziewać się po USA. Powrót Michaela Myersa po latach jeszcze przypieczętowuje wszechobecne obawy i sprawia, że lęk przed świętem Halloween porównywać można do tego, jaki ma miejsce w Nocy oczyszczenia (2013) przed 12-godzinną czystką.
W Halloween za kontakt z zaświatami odpowiada sam Myers. Zbędne są więc seanse spirytualistyczne, czarne świece czy tablice Ouija. Główny antagonista uosabia esencję zła, jest demonem odzianym w ludzką skórę. Fantastyczna muzyka skomponowana przez samego reżysera sprawia, że podczas całego seansu czuć oddech i wzrok Michaela Myersa na plecach. Mordercę w krwawej akcji obserwować można przez niecałe 5 minut filmu (sic!), ale wykreowane napięcie i lepki klimat dają nieodparte wrażenie, że ostrze mordercy przecina niemalże każdą scenę.
Halloween jako epicentrum wielkiej miłości
Rzadziej spotykaną interpretacją Halloween jest skontrastowanie upiornego nastroju z gorącym uczuciem. Tak nietypowego zabiegu doszukiwać się można w Kruku (1994). Film Alexa Proyasa z biegiem lat uzyskał status jednego z najlepszych przedstawicieli kina gotyckiego. Odpowiedzialny za zdjęcia Dariusz Wolski wykreował gęste kadry, które dla mnie, w połączeniu z fabułą Kruka, stanowią swego rodzaju familijne kino w stylu noir.
Eric Draven oraz jego narzeczona Shelly Webster w wigilię Halloween (tzw. Noc Diabła) zostają brutalnie zamordowani przez zwyrodniały gang. Zabójcy pozostają nieuchwytni – w ich mniemaniu już na zawsze, ale faktycznie tylko na rok. Po 365 dniach powraca bowiem Eric Draven, by pomścić samego siebie. Opisywany jako anioł zemsty, w skórzanych spodniach i glanach, z makijażem corpse paint na twarzy. Czy faktycznie tylko tym jest Eric?


Kruk bazuje na kontrastach, dzięki czemu wizerunek Halloween stopniowo się ociepla. To właściwie dziwne zjawisko, szczególnie, że znaczna większość akcji dzieje się pod osłoną nocy i w strugach deszczu, gdzie bezkarna przestępczość podtapia ulice mocniej niż rzęsiste ulewy. Zdemoralizowana do szpiku kości szajka także rok później bawi się w najlepsze. Stołując się w okolicznych pubach, amunicję do broni popijają wódką. Ich przywódca odprawia skręcające kiszki rytuały, podczas których w rytualnym kielichu podpala wyrwane gałki oczne. Eric Draven, poza dokonywaną sukcesywnie zemstą za śmierć swoją oraz Shelly, przeżywa jednocześnie katusze, tęskniąc za utraconą miłością.
Ta wielowątkowa historia opowiadana jest ustami młodziutkiej Sarah. Przyjaciółka Erica i Shelly nie tylko przybliża nam losy pierwotnej krwawych wydarzeń, ale zamyka również historię morałem. Kto by się spodziewał, że film osadzony w realiach Halloween, naznaczanego co roku wielką pożogą, przedstawi w finale istotę prawdziwej miłości?
W Kruku za kontakt z zaświatami i nadprzyrodzonymi mocami odpowiada… kruk. Czarne ptaszysko przenikliwie obserwuje wszelkie poczynania grupy morderców. Dzięki niemu Eric odporny jest na wszystkie rany i porusza się nadzwyczaj zwinnie. Nie jest to rozwiązanie nadzwyczajne. Najczęściej spotykanym zwierzęciem podróżującym między światem żywych a umarłych jest kot. Taki kierunek obrano na przykład w japońskim Domu (1977), ale pokusił się o to również Stephen King w wielokrotnie ekranizowanym Smętarzu dla zwierzaków. Ponadto nikomu nie trzeba przybliżać symboliki czarnego kota i jego powiązań z czarownicami. W omawianym Kruku też nie brakuje postaci kota, jednak przewrotnie jest to białowłosy pers o anielskim imieniu Gabriel. Ot, w imię wspomnianych kontrastów.
Podczas tegorocznej odsłony Octopus Film Festivalu mamy do czynienia z niepowtarzalną okazją obejrzenia Kruka w Królewskiej Fabryce Karabinów w Gdańsku! Seans odbędzie się w piątek 11 sierpnia br. o godzinie 22:15.
Halloween jako dziecięce ukojenie
W całym tym halloweenowym rozlewie krwi nie można zapominać, że 31 października to czas barwnych przebieranek, spotkań z rówieśnikami. A przede wszystkim zbierania słodkości i robienia psikusów. Jest to w końcu święto, które nie kojarzy się już tak bezpośrednio z odstraszaniem złych duchów, ewentualnie składaniem im ofiar. Najbardziej entuzjastycznymi uczestnikami obchodów Halloween od dawna są przecież dzieci. Nie dziwi więc, że powstało w tym temacie wiele animacji dla najmłodszych. Swoją sympatię do drążenia dyni oraz maskarady zawdzięczam kanadyjskiej produkcji Wiedźma chrzestna (2003). Po dziś dzień mam w swojej kolekcji płytę DVD z tym filmem!
Wiedźma chrzestna – ekranizacja komiksów Jill Thompson – opowiada historię małej Hannah, która w Halloween wraz ze swoim kuzynem Jimmym oraz jego kumplami zbiera cukierki i inne przysmaki. Starszaki wpadają oczywiście na genialny pomysł przestraszenia przebranej za wróżkową księżniczkę dziewczynki. Począwszy od zbiórki na miejscowym cmentarzu, bohaterowie zaprowadzają Hannah do nawiedzonego domu. Ta, chcąc udowodnić swój hart ducha, nie opiera się ani chwili. Koniec końców kuzynka Jimmy’ego zostaje tak przerażona, że znikąd pojawia się Wiedźma chrzestna we własnej osobie. Postanawia ona zabrać Hannah do „królestwa grozy po strasznej stronie” czyli Krainy Miasteczkowych Potworków. Miejsce to jest prawdziwym crème de la crème dla miłośników Halloween, ponieważ w Krainie trwa ono cały rok.


Film Ezekiela Nortona to przesympatyczna animacja, która dla najmłodszych widzów niesie proste przesłania. Potwory nie są wcale tak straszne, jak mogą się wydawać. Bycie natomiast najmłodszym, pozornie najsłabszym nie oznacza wcale, że nie można zdobywać się na wielką odwagę. Dzięki Wiedźmie chrzestnej podróż do innego wymiaru przeobraża Halloween w dzień wielokolorowej celebracji i święto przyjaźni. Dzieje się to za sprawą jej miotły oraz – oczywiście – kota. Wszystko okraszone jest idealnie skomponowaną muzyką Roberta Buckleya.
W filmie rzuca się w oczy specyficzny rodzaj animacji, łączący elementy trójwymiarowe z tymi kompletnie płaskimi. Już od pierwszego seansu niezmiennie uważam, że animacja ta dlatego jest tak brzydka, by nie odpuszczać całkowicie klimatu grozy i spowodować – jak na Halloween przystało – chociaż delikatne „zgorszenie”.
Pięćdziesiąt twarzy Halloween
Poza wymienionymi przeze mnie filmami, święto Halloween interpretowane jest w popkulturze na miliony mniej lub bardziej podobnych sposobów. Dzięki tak krwistemu wżarciu się w światowy kalendarz o wigilii Wszystkich Świętych mówi się i pisze niemalże cały rok – zwracam tylko uwagę, że niniejszy tekst powstaje w sierpniu! Wielość ujęć Halloween dociera nawet do najbardziej zawziętych przeciwników tego dnia i sprawia, że prawdopodobnie nie ma osoby, dla której to ikoniczne święto jest zupełnie obce. Skrycie marzę o wyjeździe w tym terminie do kraju, gdzie te obchody są prawie tak huczne, jak celebracja Bożego Narodzenia. Na razie pozostają mi jednak filmy, mnóstwo filmów, wobec których nigdy nie przeszłam i nie przejdę obojętnie. Wystarczy jedna wzmianka o Halloween.