FestiwaleFilmyNH+AFF2020Nowe Horyzonty 2020Recenzje

“Komar” – Krwiopijca z Wall Street [RECENZJA]

Rafał Skwarek
Komar
fot. Materiały prasowe / Nowe Horyzonty

Filmy z Międzynarodowego Konkursu Nowe Horyzonty cechują się eksperymentalnością i nowatorstwem. W przypadku Komara można jednak odnieść wrażenie, że reżyser nie tyle wytycza nową ścieżkę kinematografii, co poszukuje własnej.

Trzecie, będące polsko-amerykańską koprodukcją, pełnometrażowe dzieło Filipa Jana Rymszy (po Zamkach z piasku i Dustclouds) to opowieść o Richardzie (Beau Knapp), geniuszu matematycznym i twórcy algorytmu odpowiadającego za przewidywanie oraz analizę nadchodzących tendencji na nowojorskiej giełdzie. Jego uporządkowane życie bardzo prędko traci na stabilności – na firmowej imprezie kwartalnej bohater zostaje paskudnie ukąszony przez komara, z tejże zabawy wraca on do apartamentu z niespodziewanie (Richard to osoba bardzo niezręczna w kontaktach interpersonalnych) zainteresowaną nim Leną (Charlotte Vega), a jego program do badania danych przestaje radzić sobie z coraz agresywniejszymi poczynaniami rynków.


Przeczytaj również: “Zabij to i wyjedź z tego miasta”, czyli piękne dzieło Mariusza Wilczyńskiego [RECENZJA]

Fabuła rozgrywa się Stanach Zjednoczonych z 2007 roku – do sprzedaży trafia pierwszy iPhone, Donald Trump jest, póki co, „zaledwie” bogaczem i telewizyjną atrakcją, a świat nie wie jeszcze, że globalna ekonomia stoi na progu gigantycznego kryzysu finansowego. Napisany przez reżysera we współpracy z Mario Zermano scenariusz nie kryje się z tym, że bezpośrednio atakuje struktury kapitalistycznego świata. Powiedzmy sobie szczerze: zestawienie krwiopijczego komara z pracownikiem Wall Street nie jest metaforą ani subtelną, ani odkrywczą. Na szczęście Rymsza nie traktuje tego zestawienia jako ogółu wymowy, a jedynie jako objaw i punkt wyjścia do poszukiwania przyczyn. W ten sposób film dochodzi również do tematyk prymitywnej, samczej rywalizacji, fałszywego przekonania rasy ludzkiej o możliwości zrozumienia i zamknięcia świata w skomplikowanych formułach matematycznych, oraz teorii czarnych łabędzi Nassima Nicholasa Taleba, która próbuje wyjaśnić wpływ niewielkich, niespodziewanych wydarzeń na bieg historii.

Komar 2
fot. Materiały prasowe / Nowe Horyzonty

Szkoda przy tym, że reżyser tłumaczy ciekawe konstruowaną, opartą na powyższych elementach symbolikę filmu w sposób nazbyt dosłowny. Rozmaite klucze do interpretacji fabuły Rymsza umieszcza w programach, które lecą na telewizorze Richarda. Ta metoda nie jest zła z zasady, jednak przez jej nadużywanie ma się momentami wrażenie oglądania filmu z instrukcją w tle. W ten sposób ta bardziej osadzona w świecie rzeczywistym część narracji z czasem traci na atrakcyjności.

Sytuacja ma się inaczej w przypadku cyklu życia komara, wokół którego zbudowana jest konstrukcja fabuły. Czterofazowy rozwój biologiczny tego owada został wzbogacony przez reżysera o nieoczywiste nawiązania do religii chrześcijańskiej. W filmie nie pojawia się nigdy klarowne tłumaczenie tego mariażu porządków świata – za jedyne, bezpośrednie poszlaki służą fantazyjnie malowane plansze – dzięki czemu obserwowanie kolejnych powiązań i ich interpretacja pozostają interesujące do samego końca.


Przeczytaj również: Scrolluję dalej. Recenzujemy “Sweat” Magnusa von Horna!

Ten dualizm jakości jest jednym z motywów przewodnich odbioru filmu. Praktycznie każdy element Komara ma swoją jasną i ciemną stronę. Efekty specjalne czasem budzą spore uznanie, np. w scenach z wieloma insektami, by potem głęboko rozczarować, gdy wokół jednej z bohaterek roztacza się biała aura będąca pozostałością po nagraniach na studyjnym tle. W warstwie audio na uznanie zasługują różnorodne kompozycje Cezara Skubiszewskiego, ale przyjemność odsłuchu psują sterylnie nagrane dialogi, którym wyraźnie brakuje głębi. Część sekwencji muzycznych w sposób kreatywny, a czasem nawet zabawny, dynamizuje film, zaś część żenuje kiczem i doborem utworów. Rola Knappa momentami przyciąga do ekranu i zachęca do eksploracji psychiki oraz motywów protagonisty, by niedługo później balansować na granicy karykatury.

Komar 3
fot. Materiały prasowe / Nowe Horyzonty

Tym bardziej więc warto wyróżnić zdjęcia Erica Koretza, które od fascynująco obrzydliwych ujęć życia larwalnego komarów po wystylizowane kadry w apartamencie Richarda zachowują kreatywność i świeżość. Do tego oświetlone są w sposób może i momentami nazbyt szachujący kolejnymi zalewającymi ekran kolorami, ale za to niezmiennie estetyczny i nigdy nudny.

Komar jest filmem niezwykle trudnym do recenzji, polsko-amerykańską koprodukcją, która wydaje się delikatnie uginać pod własnymi ambicjami. Tyle w niej udanego, co zaprzepaszczonego. Te same środki artystyczne w niektórych momentach wypadają fantastyczne, by chwilę później wywoływać ciarki zażenowania. Właśnie dlatego we wstępie napisałem o wciąż trwających, reżyserskich poszukiwaniach własnej ścieżki. Filip Jan Rymsza ma w zanadrzu solidny arsenał filmowych technik, ale czasami wydaje się używać ich jakby na ślepo, instynktownie, z zapałem, ale bez opanowania, z rzemiosłem, ale bez mistrzostwa. Z suchego, ekonomicznego bilansu zysków i strat wynikałoby zatem, że jego najnowszy pełny metraż musiałbym umieścić w samym centrum skali ocen. Na szczęście recenzje to nie giełdowe algorytmy i najważniejszy jest w nich element ludzki. Dlatego też, dostrzegając ogrom pasji i ambicji twórców, czuję się wewnętrznie zobligowany do delikatnego popchnięcia Komara ku pozytywnej nocie.

Ocena

6 / 10

Warto zobaczyć, jeśli polubiłeś:

"Dustclouds", "Relaxer"

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.