Lepiej śnić niż wyjść. „Sny pełne dymu” Doroty Kędzierzawskiej [RECENZJA]
Według niezależnych źródeł Sny pełne dymu były seansem, z którego w trakcie ostatniego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni wyszło najwięcej osób. Gdy najnowsze dzieło Doroty Kędzierzawskiej trafi do kin, nie popełnijcie błędu gdyńskiej widowni.
Krytyk to Mądrala.
Zwykło się uważać, że ulubionym zajęciem krytyka filmowego jest narzekanie i obśmiewanie tego, co popularne i lubiane. Ja dziś mam jednak zadanie w mojej opinii znacznie przyjemniejsze – obronę dzieła, kolokwialnie rzecz ujmując, oplutego i odrzuconego. (W momencie pisania tekstu, “Sny pełne dymu” mogą poszczycić się na Filmwebie średnią ocen widzów na poziomie 4,1/10, zaś krytyków 4,0/10)
Mądrala myśli, że jest rycerzem na białym koniu.
Sny pełne dymu rozpoczynają się próbą samobójczą Panny Crazy (Żaneta Łabudzka-Grzesiuk), którą powstrzymuje Stary Lis (Krzysztof Globisz). Obarczony powylewowymi przypadłościami mężczyzna ratuje kobietę, jednocześnie nieporadnie bijąc ją i lżąc. Później zaś zabiera ją i zaciąga do swego domu, gdzie przez bliżej nieokreślony czas daje jej mniej lub bardziej dobrowolne schronienie przed całym światem.
Jeśli patrzeć na powyższy opis jako dosłowny rdzeń Snów pełnych dymu, można rzeczywiście poczuć uprzedzenie do seansu i odnieść wrażenie, że film Kędzierzawskiej jest po prostu kolejnym reprezentantem polskiego kina przemocowych relacji damsko-męskich. Ba, nawet wśród krytyków dwóch autorów przyrównało motyw przewodni Snów… do niesławnych 365 dni. Osobiście ciężko mi jednak pojąć takie zestawienie i literalny odbiór fabuły w obliczu onirycznej struktury świata, w którym poruszają się jego bohaterowie.
Mądrala myśli, że zjadł trochę więcej rozumów.
Spowita dymem, pełna odbić i rozmyć willa Starego Lisa to dom strachów, w którym straszą tylko odwiedzający. Więzienie, z którego osadzony może uciec w każdej chwili, strażnik zaś tylko na chwilę. Zamknięci w zestawie czterech ścian bohaterowie wchodzą ze sobą w kolejne dyskusje, tyle że żadne z nich nie potrafi rozmawiać. Umysł Crazy opętany jest myślami o mężczyźnie, który ją zostawił, doprowadzając ją tym samym na skraj urwiska. Starego Lisa blokuje zaś ciało, które nie pozwala mu wyrażać się wyraźnie i płynnie.
Co przy tym piękne, symbolizm bohaterów Snów… nie sprowadza ich do roli uosobienia traum. Wręcz przeciwnie, Stary Lis i Panna Crazy ukazują metody radzenia sobie z bólami egzystencji: twardy racjonalizm i emocjonalny upust. To dwie siły, w pojedynkę zbyt wadliwe, by przynosić ukojenie. Dopiero ich połączenie prowadzi do znalezienia spokoju ducha i wyciągnięcia wniosków… nawet jeżeli niekoniecznie poprawnych.
Scenariusz Kędzierzawskiej nie sili się na szczęście na zatroskaną powagę, nie ma też w nim zbędnego nadęcia. Relacja bohaterów ma w sobie zdrowe dawki wulgarności, niezręczności, a nawet żenady. Zaskakująco dobrze udaje się dzięki temu przedstawić elementy seksualności – której szczerze obawiałem się od samego początku filmu – przypominając, jak bardzo nieatrakcyjną i skomplikowaną sferą życia potrafi być. Tym bardziej wszelkie porównania Snów pełnych dymu do twórczości Blanki Lipińskiej zdają się być bardziej złośliwe niż sensowne.
Nie ma jednak co ukrywać, seans filmu Kędzierzawskiej nie jest łatwą przeprawą.
Pisanie o nim też. U Mądrali jest 2:21.
Oglądanie filmu bazującego na dialogach, w którym bohaterowie mają wyraźne problemy z komunikacją to dość męczące doświadczenie, nawet jeśli wcielający się w główne role aktorzy spisują się znakomicie. Charyzma Krzysztofa Globisza przyciąga do ekranu i wzmaga chęć wyłapania każdego na poły wyśpiewanego przez niego słowa. Zaś Żaneta Łabudzka-Grzesiuk dzięki swej niemalże nastoletniej energii i bezczelnej bezpośredniości nie pozwala znielubić Crazy, mimo jej oczywistych wad. Niemniej słuchanie ich rozmów to doświadczenie intencjonalnie nieprzystępne.
Percepcję testują też
Mądrala coś wykombinował.
pojawiające się regularnie
Coś regularnego.
klimatyczne, ręcznie malowane przez Krzysztofa Globisza plansze komentujące kulisy zdarzeń, czynów, słów i myśli. Pełniące funkcje narracyjne wtręty każą bez przerwy przestawiać uwagę. Jednak w zamian wzbogacają tło fabularne, poszerzają konteksty i oferują delikatnie odmienne punkty widzenia.
Niby niegłupie, ale i ciężej pisać, i pewnie czytać.
Najbardziej oczywiste wyzwanie odbiorcze stanowi jednak estetyka Snów pełnych dymu. Oniryzm obrazu Kędzierzawskiej nie jest składową warstwy wizualnej, a raczej jego istotą. Czarno-białe zdjęcia Artura Reinharta na równi traktują to, co pokazują z tym, co ukrywają. Niezwykle płytka głębia ostrości ogranicza wyraźne widzenie do niewielkiej części kadru. Twarze rozbijają i zwielokrotniają się w szybach, szklankach i kryształach, wszystko spowite jest kłębami dymu. Dym funkcjonuje na równi jako wizualny filtr widzenia sennego, jak i wszechobecny wyraz niemożliwych do opanowania nałogów Panny Crazy. Zaskakująco świetnie zgrywa się z tym niezwykle dokładna i szczegółowa sfera audialna filmu, za którą nagrodę w Gdyni, zdecydowanie nieprzypadkowo, otrzymał Marcin Lenarczyk. Każdy dogaszany papieros, każde przesunięcie krzesła i każdy łyk wina ma swoją wyraźną teksturę, pomocną w procesie odnajdywania się w rozmytych kadrach. Wydarzenia z willi Starego Lisa przypominają jazzowe improwizacje, w których pomysłowe i fantazyjne muzyczne rozwiązania nie mogą istnieć bez dysharmonijnych nut pakujących artystę w pozorne tarapaty.
Chyba czas już kończyć, Mądralo.
Sny pełne dymu to kino na wskroś autorskie, bezkompromisowe formalnie, konsekwentnie skonstruowane, stawiające widza nisko na liście priorytetów. Treści w nich zawarte należą do tych prostszych, brak w nich emocjonalnego wyczucia z Pora umierać. Tak więc najnowsze dzieło Doroty Kędzierzawskiej to produkcja odważna, wymagająca, ale i pełna ukrytego ciepła. Cieszy, że i ci już uznani polscy twórcy nadal mają w sobie chęć i siłę do filmowych eksperymentów. Nie bądźcie tacy, nie wychodźcie z filmu przed końcem seansu.
korekta: Kamil Walczak
Za dnia kierownik produkcji animowanych, po godzinach magister wiedzy o filmie i kulturze audiowizualnej na usługach filmawkowych tekstów. Gracz, ale nie tak często, jakby chciał. Jeden z trzech w Polsce jednoczesnych fanów wrestlingu i RuPaul's Drag Race. Na gitarze zawsze gra inne solówki, bo nie umie ich powtórzyć.
Ocena
Warto zobaczyć, jeśli polubiłeś:
Pora umierać, Niewidzialne