Recenzje

“Balon”, czyli edukacja seksualna w tybetańskim wydaniu [RECENZJA]

Marcin Kempisty
balon Qi Qiu recenzja

Z dzieciakami to nigdy nie wiadomo. Znajdą sobie byle patyk, kapsel albo innego grata i od razu mają zabawę na wiele godzin. A przynajmniej tak się dzieje, gdy pod ręką nie ma ekranów, na których można popatrzeć na pędzące wyścigówki albo inne animowane stworki. Synowie pary głównych bohaterów nie mają dostępu do cudów współczesnej techniki, więc fascynują ich przedmioty użytku codziennego, rzeczy niby banalne, acz z jakichś powodów poruszające fantazję. 

To właśnie dlatego są tak bardzo zafascynowani śmiesznymi, przezroczystymi woreczkami, które znajdują pod poduszkami rodzicielskiego łoża. Można je nadmuchać, żeby wyglądały jak balony. Wprawdzie przybierają dziwny kształt, bardziej podłużny aniżeli okrągły, ale i tak sprawiają mnóstwo frajdy, gdy biega się z nimi po bezkresnych polach. Tylko rodzice oraz dziadek reagują na nie w jakiś przedziwny sposób, denerwując się i zawstydzając w tym samym czasie.


Zobacz też: Pożądanie kina, czyli o filmach Céline Sciammy [FELIETON]

Pema Tseden w swoim filmie Balon przedstawia tybetańską rzeczywistość w bardzo ciepły i humorystyczny sposób, mimo że w losach bohaterów nie brakuje także elementów tragicznych. Kreśli perypetie wielopokoleniowej rodziny, która próbuje, oczywiście bezskutecznie, łączyć elementy tradycji z nowoczesnością. Tworzą oni “klasyczny” model rodziny, z mężczyzną jako głową i osobą zajmującą się owcami, kobietą dbającą głównie o dom (choć także pomagającą w polu), dziećmi oraz dziadkiem jako przedstawicielem najstarszego pokolenia. Reżyser znakomicie przedstawia łączące ich więzy, na przykład podczas wspólnie spożywanych posiłków, gdy wymiana prawd życiowych miesza się z żartami i zwyczajną, ludzką serdecznością. 

balon recenzja filmu

Trudno jednak wieść w pełni sielankowe życie, gdy ojczyzna została podbita przez chińskiego okupanta. Wprawdzie Tseden nie dotyka wprost tego trudnego tematu, ale skupia się na jednym z problemów z tym związanych – polityką jednego dziecka. Para bohaterów regularnie uprawia seks, kobieta nie może wyjść z podziwu, skąd taka jurność u partnera (zrzuca to na karb baraniny, którą często podaje na obiad), ale w pewnym momencie zabraknie zabezpieczenia, co zaowocuje zajściem w ciążę. Stan “błogosławiony” to ostatnie określenie, jakie przyjdzie protagonistce na myśl, skoro stanie przed dylematem: usuwać czy zostawiać? Jeżeli dziecko pojawi się na świecie, to przyjdzie im zapłacić za to ogromną karę. Jednocześnie prawie w tym samym momencie umiera najstarszy członek rodziny, co wywołuje przypuszczenia, że jego dusza może przejść reinkarnację i wcielić się w ciało poczętego potomka. A że syn zmarłego jest osobą raczej religijną (a na pewno przesądną), to nie może dopuścić do tego, by dusza jego ojca gdzieś się zapodziała.

Tybetański reżyser z niezwykłą precyzją przedstawia tragedię małżeństwa rozegraną na płaszczyźnie polityczno-emocjonalnej. Nikogo nie ocenia, nie stawia jednoznacznych tez, jedynie ujawnia, do jakich potężnych zgrzytów dochodzi na styku państwowych obostrzeń a ludzkiej spontaniczności. Nie dość, że samo mówienie o cielesnych potrzebach sprawia problemy (komiczna wizyta bohaterki u ginekolożki), to jeszcze ta sfera zostaje stabuizowana przy pomocy urzędniczego dekretu, co wprowadza dodatkowe zamieszanie. 

balon recenzja filmu

Balon ujmuje prostotą, z jaką twórca podchodzi do swoich bohaterów. Czule przygląda się ich dylematom, widząc w nich po prostu ludzi, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Nie przekreśla szybkim gestem potężnej tradycji, która przecież uformowała naród tybetański, choć jednocześnie zauważa, jak bardzo intelektualne utkwienie w przeszłości ciąży na życiu teraźniejszym. Jest to szczególnie widoczne dzięki dzieciom bawiącym się wspomnianymi na początku prezerwatywami, na które sąsiedzi bohaterów reagują wręcz alergicznie. Dochodzi nawet do bójki, bo do czego to doszło, by dzieci trzymały w rękach takie bezeceństwa. A tymczasem chiński urzędnik, niewidoczny, ukryty za aparatem przemocy, tylko czeka: albo kobiety będą dokonywały masowych aborcji, albo będzie trzeba pozbierać od łamiących prawo dużo pieniędzy.


Zobacz też: “Atlantyda” – Wojna nie ma w sobie nic z człowieka [RECENZJA]

Tseden jest blisko ludzkich dramatów, ale też często zawiesza oko na otaczających ich krajobrazach, które naprawdę zapierają dech w piersiach. Cały film został nakręcony w niezwykły sposób. Prowadzona z ręki kamera jest czuła na każdą oznakę piękna, jakie ma do zaoferowania przyroda. Z tego też względu Balon ogląda się z niekłamaną przyjemnością, a przede wszystkim poczuciem, że ujrzało się skrawek niezwykle interesującego świata.


Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.