Recenzje

“Greta” – Mocno przeżuta guma do żucia [RECENZJA]

Maksymilian Majchrzak

Nowy Jork to kulturowy tygiel, miasto o liczbie mieszkańców odpowiadającej średniemu europejskiemu państwu. Gdyby Wielkie Jabłko uznać za samodzielną gospodarkę, byłoby na 12 miejscu na świecie jeśli chodzi o PKB. Dawna holenderska kolonia to jedna z najpopularniejszych lokacji filmowych, wielu reżyserów znanych jest z umieszczania akcji swoich dzieł tylko i wyłącznie tam. Znajdziemy bowiem w tym mieście wszystko, każdą prawie kulturę, wysoki poziom przestępczości, wielkie korporacje, bohemę artystyczną i wiele więcej. O losach niedawno przybyłej do światowej stolicy Frances (Chloë Grace Moretz) opowiada Neil Jordan w swoim najnowszym dziele.

Zobacz również: Recenzję filmu “Pavarotti”

Bohaterka jest poczciwą dziewczyną rozpoczynającą wyższą edukację, pozbawioną nieufności do ludzi i do każdego podchodzącą z sercem na dłoni. Na zasadzie klasycznego filmowego kontratypu zestawiona jest ze swoją obrotną, sprytną i pozbawioną emocjonalnego afektu współlokatorką Ericą (Maika Monroe). Gdzieś jeszcze w tle jest zapracowany tata, niby zatroskany losem córki, ale tak naprawdę niezdolny do wykazania inicjatywy – co pewnie dla Jordana było użyteczne w tym sensie, by nie psuć typowo kobiecego charakteru widowiska.

Kadr z filmu “Greta”

Dobra, karty na stół: to jest film o stalkingu. Zdradza to trailer, z samego plakatu też się można moim zdaniem domyśleć. Reżyser nie sili się na jakiekolwiek markowanie głównego wątku, ekspozycja jest bardzo szybka i zapowiada skupienie się na relacji ofiary z oprawczynią. A ową dręczycielką jest nie byle kto, bo właśnie tytułowa Greta, grana przez legendarną francuską aktorkę Isabelle Huppert. Z pozoru idealnie zintegrowana imigrantka, o nienagannych manierach, wiodąca samotny żywot w przytulnie urządzonym mieszkaniu. Łaknąca kontaktu z ludźmi i komunikatywna na tyle, by zaciekawić sobą o dwa pokolenia młodszą Frances.

Przeczytaj również:  „Bękart" – w poszukiwaniu ziemi obiecanej
Zobacz również: Recenzję filmu “Maiden”

Mamy tutaj do czynienia z konwencją thrillera komediowego: podstawowym źródłem komizmu jest konfrontacja ekstrawagancji i nonszalanckich zachowań Grety z poważną desperacją, wręcz walką o życie w wykonaniu Frances. Nie brakuje tutaj ikonicznych elementów scenografii, gestów, memicznych twistów i przyspieszeń akcji. Jeśli chcemy kupić takie rozplanowanie przebiegu wydarzeń, jakie proponuje Jordan, musimy jednak przymknąć oko na liczne plotholes i swobodne obchodzenie się z logiką. Reżyser poświęca wiele realizmu, wszystko jak się wydaje w służbie temu by obraz nie wyszedł poza ramy babskiego, koleżeńskiego pojedynku ze znienawidzoną wariatką.

Kadr z filmu “Greta”

Pytanie tylko co tak doświadczony reżyser (twórca przecież choćby Wywiadu z wampirem) chciał osiągnąć tworząc tak ściśle gatunkowy, nie wychylający się poza utarte ramy obraz. Czy pretekstem była chęć sfilmowania konfrontacji miedzy jedną z najzdolniejszych aktorek młodego pokolenia a uznaną i nagradzaną legendą (zarówno Moretz jak i Huppert aktorsko wypadają świetnie)? Chęć zarobienia trochę grosza w dobie ogromnej popularności filmów na pograniczu thrillera i horroru? Póki co się nie udało, ale Greta to pewniak do zagoszczenia za kilka lat w wieczornej ramówce kanałów telewizyjnych, jako film, który z chęcią obejrzą nasi rodzice, oczywiście połowę przesypiając. “Gretę” oglądałem na festiwalu Nowe Horyzonty jako piąty film dnia, i jako taki, odmóżdżający seans sprawdzała się nieźle. Niestety trudno wskazać jakieś konkretne zalety tego obrazu, poza grą aktorską, które sprawiałyby, że wybija się on w jakikolwiek sposób ponad zwykłą przyzwoitość.

Przeczytaj również:  „Czasem myślę o umieraniu” – czy slow cinema może stać się too slow? [RECENZJA]

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.