Recenzje

“Maiden” – na przekór prawom ludzkim i boskim [RECENZJA]

Andrzej Badek
Maiden

Ocean to najbliższe rzeczywistości ucieleśnienie nietzscheńskiej otchłani. Każdy, kto wpatruje się w jego nieskończoną toń wystarczająco długo, będzie się już stale czuł obserwowany. Hipnoza, urok, czar rzucane na obserwatora pozostają na stale w jego sercu i duszy zmuszając go do ciągłych powrotów; myślą i ciałem na wielką wodę. Rzucanie się na tak ogromny akwen na kilku- lub kilkunastometrowej łodzi, uzbrojonym jedynie w ubrania, racje żywnościowe i przybory nawigacyjne zakrawa o szaleństwo. Właśnie to szaleństwo stanowi wspólny mianownik wszystkich żeglarzy. Błysk w oku, charakterystyczny uśmiech i przedziwne połączenie pokory i brawury, które charakteryzuje jedynie ludzi obcujących blisko z pełną furią któregoś z żywiołów. Te wszystkie cechy zobaczyłem od pierwszej sceny w Tracy Edwards.

Przeczytaj również: Jedyny w Polsce wywiad z Alexem Holmesem, reżyserem “Maiden”: “Moja córka też będzie musiała mierzyć się z uprzedzeniami”

Historia Maiden to opowieść o niezwykłej determinacji i sile woli. Whitbread Round the World Race, w którym udział postawiła sobie za cel Edwards to nie zwykłe regaty, a kilkumiesięczna żegluga dokoła świata na odcinkach dłuższych niż we współczesnej jego odsłonie – organizowanym co trzy lata The Ocean Race. Tak długa trasa wymaga ogromu doświadczenia, siły (często fizycznej) i zręczności. W 1989 pomysł młodej Brytyjki, żeby skompletować na rejs załogę złożoną z samych kobiet, nawet w środowisku żeglarskim uznany został za kompletne szaleństwo.

Dokument to niewdzięczny gatunek. Rzeczywistość podąża innymi ścieżkami niż pióro scenarzysty, co sprawia, że niezwykle trudno wykrzesać z niej opowieść, która wpisze się w oczekiwania widzów, przyzwyczajonych przez pokolenia dramaturgów do dawkowanego napięcia i spektakularnych punktów kulminacyjnych. Tym większe uznanie należy się dla Alexa Holmesa, który dojrzał potencjał w historii żeglarek z jachtu Maiden i przekuł go w pełnowartościowe i zapierające dech w piersiach kinowe doświadczenie.

Maiden

Maiden ogląda się z szeroko otwartymi oczami. Produkcja szczerze bawi, wzrusza, przeraża i oburza, co sumarycznie składa się na to, że dzieło Holmesa to bezwzględnie najlepsza pozycja filmowa o tematyce żeglarskiej, jaką kiedykolwiek widziałem w swoim życiu. Niewątpliwie podstawową kwestią odpowiedzialną za tak duże zaangażowanie ze strony odbiorcy jest oryginalny materiał filmowy sprzed rejsu i z czasu jego trwania. Bohaterki regularnie nagrywały swoje życie na jachcie, udokumentowane zostały także rozpoczęcia i zakończenia każdego z etapów regat oraz wywiady z załogantkami i ich konkurencją.

Przeczytaj również:  „Cztery córki” – ocalić tożsamość, odzyskać głos [RECENZJA]

Jesteśmy też na Facebooku, polub fanpage Filmawki

Ogromne wrażenie zrobił na mnie fragment nakręcony w trakcie żeglugi po Oceanie Południowym, podczas którego jachty były całkowicie pokryte śniegiem, a, według narratorek, postawiony na dziobie obserwator, wypatrujący, czy jacht nie rozbije się wkrótce o dryfujące lodowe kry był w stanie wytrzymać jedynie dwadzieścia minut. Zręczne oko żeglarza wyłapie wśród materiałów liczne smaczki, doceni należytą uwagę, jaką poświęcono nawigacji na kolejnych etapach oraz kontaktom radiowym między zawodnikami. Dla ludzi niezwiązanych ze sportem kamera pozwoli zajrzeć pod pokład; wejrzeć, jakie warunki życia panują w ciasnych, dobrze zaplanowanych niewielkich przestrzeniach statków, na których miesiącami mieszkali bohaterowie.

Cały materiał przeplatany jest bardzo zgrabnie ze współczesnymi komentarzami dziennikarzy i żeglarzy, którzy brali udział w wydarzeniu sprzed 30 lat. Nadaje to produkcji uniwersalny charakter – to już nie tylko dokument o żeglarstwie, ale także interesujące studium zmian, które zaszły w narracji mediów i światopoglądzie ludzi przez ostatnie dekady. Doskonale dobrana muzyka została wkomponowana w taki sposób, żeby zwielokrotnić emocje widza w odpowiednich chwilach.

Mężczyźni będą krzyczeli, że nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Kobiety stwierdzą coś zupełnie przeciwnego. Jedyny sposób, żeby sprawdzić, kto ma rację, to spróbować. Tak mówi Tracy w jednym z wywiadów przytaczanych w filmie. Poszerzenie znanych nam horyzontów i balansowanie na granicy wytrzymałości zawsze były cechami największych odkrywców, którzy pchali ludzkość ku postępowi. Tracy Edwards bez wątpienia jest takim człowiekiem, dzięki czemu produkcja zyskuje nie tylko silny wydźwięk feministyczny, ale i ogólnoludzki – z łatwością może być ona bohaterką każdego widza, niezależnie od płci i wieku.

Przeczytaj również:  „Czasem myślę o umieraniu” – czy slow cinema może stać się too slow? [RECENZJA]

Maiden

Przeczytaj również: “Ona jest innym spojrzeniem” – Świat z perspektywy artystek [FRONT WIZUALNY]

Narracja prowadzi nas zręcznie przez dzieciństwo Edwards, jej pierwsze doświadczenia żeglarskie w charakterze kuka (czyli kucharza), kupno i remont jachtu, aż wreszcie do samego wyścigu. Cały czas pozostajemy silnie związani z załogantkami. Niepokorna załoga zdaje się walczyć niemalże z całym światem. Przez trzy lata przygotowań obserwujemy, jak Tracy dorasta, uczy się bronić przed ludźmi, który na każdym kroku podcinają jej skrzydła, a także stopniowo zyskuje kolejne przymioty dobrego przywódcy.

Wreszcie, Maiden to doskonała lekcja empatii. Na co dzień pozostajemy głęboko nieświadomi, jak częste, jak wredne i jak niestosowne są wszechobecne docinki adresowane względem kobiet, które zajmują się tradycyjnie męskimi zajęciami. Począwszy od upokarzających pytań w mediach o robienie makijażu na oceanie, przez irytujące komentarze o braku sił i umiejętności, a skończywszy na otwartym odmówieniu finansowego wsparcia dla projektu. Bez cienia wątpliwości mogę stwierdzić, że produkcja oferuje kompleksowy punkt widzenia bohaterek, który ma szansę zmienić żywy po dziś dzień dyskurs na temat nierówności między płciami. O paradoks zakrawa, że najbardziej otwartym na potrzeby bohaterek był mężczyzna z Bliskiego Wschodu, król Jordanii, Hussein, który jednocześnie motywował Edwards i zapewnił wsparcie pieniężne w wyścigu.

Niezależnie od tego, czy jesteście żeglarzami, czy morze kojarzy się Wam jedynie z leżakowaniem na plaży lub spacerami wzdłuż brzegu, film Holmesa ma wiele do zaoferowania każdemu. To dokument, który potrafi przerazić bardziej niż niejeden thriller, zaangażować niczym najlepsze filmy przygodowe Spielberga. Gwarantuję także, że wyjdziecie z seansu w bardzo dobrym humorze. Pamiętajcie tylko: ocean zrobi wszystko, żeby przyciągnąć uwagę i zaskarbić sobie Waszą miłość, a jeśli padniecie ofiarą tego uczucia, już nigdy nie będziecie umieli się odzwyczaić od morskiej toni, mieniącej się wszystkimi odcieniami zieleni…


Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.