Carry on my Wayward Son – moje pożegnanie z “Supernatural”


Trzynaście supernaturalnych lat. Tyle trwała moja przygoda z serialem, który na zawsze pozostanie w mojej pamięci – bez względu na to jak zły miejscami był. Trzynaście lat z dwójką braci podróżującymi po Stanach w Chevrolecie Impala z 1967 roku. Trzynaście lat i nadszedł dzień, którego zarówno wyczekiwałam, jak i miałam nadzieję, że nigdy nie nadejdzie. 19 listopada 2020 roku to koniec “Supernatural“.
Do dziś pamiętam dreszczyk emocji, który czułam oglądając Supernatural po raz pierwszy na TVN7. I to nawet nie był pierwszy odcinek, ale jakiś wyrwany ze środka wiodącego sezonu. Jak to zwykle bywa z emisją takich seriali na naszych kanałach. Sam (Jared Padalecki) i Dean (Jensen Ackles) porwali mnie jako pasażera ich wielkiej przygody w pierwszych kilku minutach i od tamtego czasu nie opuściłam tylnego siedzenia Dziecinki. Aż do teraz.
Dla Supernatural zwalniałam się z lekcji, żeby zdążyć na powtórki emitowane popołudniem raz w tygodniu. Nie pamiętam już jakiej wymówki używałam, ale kiedy nauczyciel dowiedział się, że zwalniam się te piętnaście minut szybciej właśnie dla tego serialu… sam mi mówił, kiedy mam wychodzić. To jeszcze zanim miałam wolny dostęp do magicznego internetu. Kiedy w końcu łącze zostało założone, nadrobienie dwóch sezonów serialu było kwestią jednego weekendu.


Saving people, hunting things. The family business
Serial Erica Kripke utorował drogę produkcjom, które możemy oglądać teraz. Przed nim było Z Archiwum X o podobnej tematyce i strukturze sezonów. “Monster of the Week” oraz wątek w tle, który ciągnie się przez cały sezon albo i dłużej. Ten dreszczyk, kiedy co tydzień siadało się do nowego odcinka, nie wiedząc, co stanie na przeszkodzie braciom Winchester tym razem. Wampir? Wendigo? Duchy? Może demony? Anioły? Tak, Winchesterowie walczyli nawet z aniołami, a to tylko wierzchołek góry supernaturalnych istot.
Przez piętnaście lat mieliśmy okazję poznać stworzenia z każdej religii, każdego mitu, każdej kultury. Mieliśmy okazję nauczyć się inkantacji używanej podczas egzorcyzmów. Dowiedzieliśmy się, jak ważna jest sól, jeśli mamy do czynienia z duchami, zjawami czy poltergeistami. Poznaliśmy sposoby ochrony przed istotami z naszych koszmarów (ja np. zdecydowałam się na tatuaż, którzy bracia mają na piersiach. Tak na wszelki wypadeczek).
Ale to nie jedyne, czego nauczył nas Supernatural przez te piętnaście pięknych, wypełnionych potworami lat.
Supernatural to przede wszystkim serial o rodzinie. O rodzinie, którą sami sobie wybieramy i którą zyskujemy nawet jeśli nie jesteśmy na to gotowi. Przez piętnaście lat Sam i Dean stracili rodziców (Samantha Smith i Jeffrey Dean Morgan), stracili siebie nawzajem (kto zliczy, ile razy umierali i wracali do żywych), ale zawsze mieli do kogo się zwrócić. Zawsze mogli do kogoś zadzwonić, kiedy robiło się naprawdę źle. Nawet kiedy mieli jeszcze tatę, tak pochłoniętego polowaniami, że zostawiał ich samych, mieli drugiego ojca, na którego zawsze mogli liczyć. Bobby Singer (Jim Beaver) jest rodzicem, którego samego sobie wybrali, który wybrał ich, i który nigdy ich nie zawiódł.
Rodzina Sama i Deana była najbardziej patchworkową, jaka pojawiła się do tej pory na ekranie. Była też duża. Osoby poznane na ich drodze zostawały z nimi na dobre i na złe, wspierały ich, pomagały, ale i starały powstrzymać, jeśli coś szło nie tak. To dzięki nim bracia mieli siłę walczyć dalej.
Through the good and the bad
Niestety, przygody braci nie zawsze były świetne i przyjemne w odbiorze. Po tym, jak twórca Supernatural, Eric Kripke, odszedł od produkcji, jego miejsce przejęli ludzie, którzy może i lubili historię Wincheterów, ale – wydawać się może – nie do końca ją rozumieli. I tak nastał czas sezonów oraz storyline’ów po prostu słabych. Bracia często powtarzali te same schematy: kiedy jeden umierał, drugi go ratował – nawet za cenę świata. W kolejnym sezonie miejsca braci się zmieniały i tak round and round they go.
Po drodze stracili wielu członków swojej rodziny, w tym Bobby’ego, Castiela (Misha Collins), który po raz pierwszy wskrzesił Deana, trzeciego brata Adama (o którym zapomnieli na prawie dekadę, bo czemu nie), Ellen (Samantha Ferris) i Jo Harvelle (Alona Tal) oraz przybraną siostrę Charlie (Felicia Day).


Często śmierci te były naprawdę bezsensowne, nie wnosiły nic do fabuły i dlatego bolały jeszcze bardziej. Jak np. śmierć właśnie Charlie, którą Sam i Dean poznali podczas jednego z polowań. Dziewczyna, która najsilniejszą więź miała z Deanem, zginęła w sezonie dziesiątym w wannie krwi. Czemu zginęła? Bo tak. Jej śmierć nie była potrzebna nawet do popchnięcia fabuły do przodu, jednak ówcześni twórcy i tak się na to zdecydowali. Czemu? Cóż, jest teoria, z którą się zgadzam, że to śmierć z kategorii Bury Your Gays, ponieważ Charlie była lesbijką. Biorąc pod uwagę ostatnie odcinki serialu, teoria ta została dobitnie potwierdzona.
#ThankYouSupernatural
Pomimo źle prowadzonych fabuł sezonów, głupich błędów, ignorowania character developmentu postaci, queerbaitingu i wielu innych zarzutów, Supernatural na zawsze pozostanie moim ulubionym serialem. Pokochałam Sama i Deana, pokochałam Castiela, Bobby’ego i inne postaci, które tworzyły jedną, wielką rodzinę. Rodzinę, która zostanie nią jeszcze przez wiele, wiele lat.
Dziękuję za piętnastoletnią (w moim przypadku trzynastoletnią) przygodę z potworami, z aniołami, demonami i bogami. Za zmuszanie do myślenia przede wszystkim w kwestii religii. Dziękuję za słowa: rodzina nie kończy się na więzach krwi.
Dziękuję za odcinki czysto komediowe: za Scoobynatural, za odcinek musicalowy, za fanservice, który nie sprowadzał się do baitowania queerowych pairingów. Za The French Mistake, gdzie okazuje się, że bracia nie mają za grosz talentu aktorskiego. Dziękuję za odcinek Changing Channels i za Gabriela (Richard Speight Jr.), który zdecydowanie wolał być tricksterem niż archaniołem.


Dziękuję za bad-assowe kobiety. Za szeryf Jody Mills (Kim Rhodes), która nie tylko zaraziła się polowaniem na potwory od Winchesterów, ale godziła to z pracą w policji oraz wychowywaniem trzech przybranych córek. Charlie Bradbury, która pomimo swojego końca, była jedną z najlepszych postaci. Mary Winchester, za to, że nigdy nie zapomniała o swoich synach. Rowenę (Ruth Connell), za jej przemianę na przestrzeni sezonów z żądnej krwi wiedźmy do osoby, która poświęca się dla dobra całego świata.
Dziękuję za Bobby’ego Singera: ojca, na którego Sam i Dean zasługiwali i w końcu go mieli.
Za Crowleya (Mark Sheppard) i jego ikoniczne już Hello, Boys. Lucyfera i wybranego do zagrania tej postaci Marka Pellegrino. Demon-Deana, pomimo, że wytrwał on tylko trzy odcinki.
Dziękuję za najlepszy samochód świata, czarnego Chevroleta Impalę z 1967 roku oraz za odcinek nakręcony w całości z “punktu widzenia” tego auta.
Dziękuję za Castiela. Jego wspaniałe wejście, błędy, dobre serce. Za to, że był niemal zawsze tam, gdzie był potrzebny.
Dziękuję za wszystkie parodie od Hillywood Show, za Harlem Shake. Za bloopersy i gag reele z każdego sezonu, które nigdy nie przestaną mnie śmieszyć.
Lay your weary head to rest, don’t you cry no more
Nie wiem, czy udało mi się opisać, ile Supernatural dla mnie znaczy. A znaczy bardzo dużo. To pierwsza seria telewizyjna, która porwała mnie tak szybko i tak gwałtownie. Żaden inny serial nie powtórzył dotychczas tego, co udało się zdziałać Ericowi Kripke, Jensenowi Acklesowi, Jaredowi Padaleckiemu… Był to również początek mojej przygody z popkulturą i och, jakże piękny był ten początek.
Supernatural jest serialem niesamowitym pod wieloma względami. I pomimo tego okropnego dla Sama i Deana końca (uznajmy, proszę, że odcinek dwudziesty się nie zdarzył), zostanie on w sercach wielu. Zostanie w sercach obsady i ekipy pracującej nad nim na przestrzeni piętnastu lat. Zostanie w sercach fanów. Ponieważ Supernatural zostawił po sobie ślad nie tylko w popkulturze. Bez względu na to, jak banalnie to zabrzmi, ten serial pozostawił po sobie rodzinę, która nie odwraca się od swoich. I za to jestem chyba najbardziej wdzięczna. Nie widziałam obsady bardziej zgranej niż obsada Supernatural i wątpię, czy kiedykolwiek poznam. Oni są nie do podrobienia.
Dziękuję za te trzynaście lat wzlotów i upadków. Bo pomimo tych upadków, pomimo tak okropnego końca, nie zapomnę o Supernatural i jego obsadzie. Dla mnie zawsze pozostanie on najlepszym serialem o supernaturalnych istotach. I o sile rodziny.