FelietonyPublicystyka

Kulig: W Polsce WRESZCIE potrafimy robić slashery [FELIETON]

Marcelina Kulig
w lesie dziś nie zaśnie nikt
Źródło: Materiały prasowe

Na Netfliksie zadebiutował film reklamowany jako „pierwszy polski slasher”. Specjaliści od marketingu nieco przesadzili – W lesie dziś nie zaśnie nikt nie jest pierwszym polskim slasherem, za to okazał się pierwszym slasherem, który się w Polsce udał.

Horror Bartosza M. Kowalskiego umiejętnie gra gatunkowymi schematami i zapewnia świetną rozrywkę, a realizacyjnie stoi na bardzo wysokim poziomie. Elementy gore zrównoważył humor, w dodatku na pozór stereotypowe postacie zyskały nieoczywiste cechy. To zdecydowanie dobry znak dla fanów kina gatunkowego – być może rodzimi twórcy wreszcie otworzą się na nurt, z którym dotąd bardzo rzadko wiązali swoje plany. W lesie dziś nie zaśnie nikt udowodniło, że chociaż nie mamy długich tradycji związanych ze slasherem, rozumiemy jego konstrukcję i środki wyrazu. Wcześniej każde podejście do krwawych horrorów kończyło się fiaskiem, tym bardziej dziwią surowe oceny fanowskiej społeczności. Nie namawiam do pobłażliwości podyktowanej kompleksami, chcę jednak przypomnieć, że polscy filmowcy slasherów dopiero się uczą, a W lesie dziś nie zaśnie nikt zdołało przełamać złą passę w dziedzinie kina gatunkowego.

Pierwszym podejściem do realizacji krwawego horroru w rodzimych warunkach była Legenda z 2005 roku. Film Mariusza Pujszy to okropne nieporozumienie. W czasie seansu widz czuje głównie zażenowanie, obserwując słabą grę aktorską (w Legendzie wystąpiła m.in. Joanna Liszowska), kiepskie efekty specjalne i absolutną nieumiejętność straszenia. Marne dialogi, złe operowanie muzyką i potworne wręcz zmarnowanie klimatycznej lokacji (Zamek Czocha) wołają o pomstę do nieba. Docenić warto jednak samą odwagę sięgnięcia po slasher oraz znajomość jego standardowych elementów jak drastyczne morderstwa, stopniowa eliminacja ofiar i eksponowanie nagości. Sam pomysł na scenariusz również wydaje się zgodny z typowo amerykańskim przepisem na horrorowy hit: grupa młodych kobiet spędza wieczór panieński w upiornym zamczysku i po kolei zaczynają ginąć ludzie. Niestety, twórcy niepotrzebnie nasycili fabułę nadprzyrodzonymi zdarzeniami w dawce przekraczającej dopuszczalne stężenie absurdu.

Przeczytaj również:  Nieme, a dźwięczne. Dźwięk w kinie niemym [Timeless Film Festival Warsaw 2024]
legenda slasher
Źródło: Materiały prasowe

Kolejnym polskim slasherem, zdecydowanie bardziej udanym niż Legenda, lecz wciąż niewystarczająco dobrym, była Pora mroku. Tym razem twórcy postanowili posłużyć się motywem zabójczych nazistów i zabrać widza na przepojony drugowojenną historią Dolny Śląsk. Zdjęcia zrealizowano w Górach Sowich, miejscu związanym z tajemniczym projektem Riese. Fabułę filmu podzielono między podopiecznych poprawczaka, mających asystować personelowi szpitala psychiatrycznego, a turystów-imprezowiczów.

W pierwszej grupie bohaterów centralną postacią jest Karolina, która próbuje rozwikłać zagadkę mrocznego przybytku, gdzie lekarze zdają się wykorzystywać pacjentów do niepokojących celów. Dziewczyna wkrótce wpada w tarapaty i ma stać się naczyniem na duszę wiekowej nazistki. Druga linia fabularna koncentruje się na grupie młodych ludzi cieszących się wakacjami w plenerze. Dobrą zabawę zakłóca makabryczna śmierć tajemniczego przybysza. Bohaterowie uciekają w poszukiwaniu pomocy, natykając się na wrogo nastawionych lokalnych mieszkańców. Wkrótce zaczynają ginąć na różne makabryczne sposoby. Na koniec obie linie fabularne filmu się łączą, by pozostawić widza z poczuciem, że twórcy Pory roku chcieli wszystkiego za dużo i za mocno.

Slasher z 2008 roku ma znakomite zdjęcia i z pewnością nie można zarzucić mu nieznajomości gatunkowych konwencji. Na ekranie pokazano klimatyczne lokacje, okrucieństwo i wyeksponowany, grozogenny potencjał nazistów. Niestety, reżyser Grzegorz Kuczeriszka i scenarzysta Dominik Wieczorkowski-Rettinger wypełnili swój film tyloma horrorowymi motywami, że jego fabuła pęka w szwach. W dodatku bohaterów Pory mroku nie da się lubić, a efekty specjalne są przerysowane. W filmie zawodzi gra aktorska, fabuła ugina się pod ciężarem nielogiczności, w dodatku horror momentami w niezamierzony sposób budzi rozbawienie. Trzeba jednak przyznać, że Pora mroku zdecydowanie przybliżyła polskie kino grozy do poziomu W lesie dziś nie zaśnie nikt, stając się kolejną ważną próbą zaimplementowania slashera do rodzimej popkultury.

Przeczytaj również:  Satyajit Ray – jak czytać kino bengalskiego mistrza [ZESTAWIENIE]
pora mroku slasher
Źródło: Materiały prasowe

Innym istotnym, zdecydowanie bardziej komediowym, podejściem do stworzenia krwawego horroru na polskiej ziemi był Piotrek Trzynastego z 2009 roku. Niezależny filmowiec Piotr Matwiejczyk sparodiował kultową amerykańską franczyzę. Fabuła skoncentrowała się na młodzieży spędzającej czas w chatce nad jeziorem. Bohaterowie szybko zaczęli ginąć w makabrycznych okolicznościach, odkrywając mroczne tajemnice na pozór sielankowego miejsca. Morderca w hokejowej masce masakruje młodzież, dostarczając przy tym sporo okazji do śmiechu. Humor tej czarnej komedii okazał się znacznie bardziej przyzwoity niż w przypadku którejkolwiek części Strasznego filmu, zręcznie operując absurdem. Plusem produkcji jest również obsada. Znalazł się w niej m.in. Wojciech Mecwaldowski, obsadzony także w horrorze Bartosza M. Kowalskiego.

piotrek trzynastego slasher
Źródło: Materiały prasowe

Pierwszy polski slasher powstał w 2005 roku, lecz musiało minąć jeszcze 15 lat, byśmy doczekali się naprawdę dobrej produkcji. Scenariusz opowieści okazał się prosty i przewidywalny, ale właśnie takie historie powstają w ramach omawianego gatunku. Muszą w końcu nadawać się do opowiadania nocą przy ognisku. Części widzów może przeszkadzać spory ładunek komediowy, momentami dominujący nad strachem czy epatowaniem obrzydliwością, lecz to właśnie dzięki niemu film jest wprost idealny na wieczorny seans z piwem i w gronie znajomych. W lesie dziś nie zaśnie nikt nie tylko zagwarantuje rozrywkę, ale też zachwyci świetnymi kostiumami, wysokim stopniem samoświadomości, rewelacyjnymi zdjęciami i fenomenalnym soundtrackiem Jimka. To bez wątpienia najlepszy polski slasher i jedna z ciekawszych premier tego roku. Pozostaje trzymać kciuki za twórców, by udało im się zrealizować więcej przyzwoitego kina gatunkowego w rodzimych warunkach.

Zapraszamy też do naszej recenzji i wywiadu z reżyserem. 

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.