FilmyRecenzjeStreaming

“Złość” – Kryzys męskości po francusku [RECENZJA]

Albert Nowicki
fot. Materiały prasowe

Jeśli wieloletnia tradycja backwoods horrorów czegoś nas mogła nauczyć, to że domy na odludziu – jakkolwiek idyllicznie by się nie kojarzyły – nigdy nie są w pełni bezpieczne. Nie, bo w okalających je lasach może grasować seryjny morderca, bo pobliskie miasteczko zamieszkują rednecy zawsze trzymający przy sobie broń, bo piękny dom może stać się łupem dla dawnej niani i jej konkubenta. Z tym ostatnim problemem mierzą się Paul i Chloé Diallo (duet Adama Niane–Stéphane Caillard), małżonkowie, którzy po powrocie z wakacji odkrywają, że ich posiadłość przejęli dzicy lokatorzy.

Okazuje się, że zatrudniona przez parę opiekunka, która wprowadziła się do domu na czas urlopu, została jego właścicielką. Wszystko przez umowę wynajmu, spisaną na szybko i niezbyt wnikliwie przeanalizowaną – teraz niańka i jej partner cieszą się pełnią praw do śródleśnej rezydencji, a Diallowie nic na to nie poradzą. Paul jest wściekły, ale też bezsilny. Nieoczekiwanie znajduje sprzymierzeńca w Mickey’m (Paul Hamy), który zarządza przydrożnym parkiem kempingowym. Złość w reżyserii Oliviera Abbou rozpoczyna się jak łzawy dramat familijny, ale szybko ewoluuje w psychologiczny dreszczowiec. Finał filmu najwięcej wspólnego ma zaś z cielesną eksploatacją i Nową Francuską Ekstremą – z pozycjami jak Najście, Ils czy Głód miłości. Mieszanka jest wybuchowa, a przejścia gatunkowe – gwałtowne. Chwilami Złość sprawia wrażenie odrobinę pogubionej tonalnie.

W finalnym rozrachunku filmowi udaje się jednak wywalczyć tytuł udanego home invasion movie, który – choć najczęściej brak mu subtelności – jest efektowny właśnie dzięki swemu sadyzmowi. Dzięki przedstawieniu świata w nihilistycznych barwach, groteskowemu zezwierzęceniu jego antybohaterów.

Złość
fot. Materiały prasowe

Historia Paula i jego żony rozpoczyna się dość niewinnie. Jak u Kafki krytyce poddany zostaje w Złości aparat biurokracji, a bohaterowie krzywdzeni są przez piętrzące się luki prawne, snując przy tym złudzenia, że szybko uda im się odzyskać własny grunt. Dni zamieniają się w tygodnie, tygodnie w miesiące, a squatterzy ani myślą o opuszczeniu przywłaszczonego domu. Cała sytuacja najgorzej odbija się na Paulu, który przechodzi kryzys męskości. Jako pierzchliwy nauczyciel, nieszanowany nawet przez własnych uczniów, nie czuje się na siłach, by zakasać rękawy i rozwiązać kłopot „jak facet”. Właśnie wtedy poznaje Mickey’ego, charyzmatycznego lidera miejscowych miłośników broni, który postanawia wziąć Paula pod swoje skrzydła. Główny bohater to intelektualista o łagodnym usposobieniu – trochę jakby Dustin Hoffman w Nędznych psach. Grany przez Hamy’ego Mickey przypomina zaś Brada Pitta w Podziemnym kręgu: jest ostatnim prawdziwym macho, sprzedaje „profesorkowi” prymitywną definicję męstwa, do której ten chce się dostosować. Ta dwójka stoczy jeszcze bezpardonową wojnę.

Przeczytaj również:  „Fallout”, czyli fabuła nigdy się nie zmienia [RECENZJA]

Dynamika między postaciami męskimi jest w Złości fascynująca. Oto główny protagonista z deficytem testosteronu przyłącza się do wiejskiego gangu, na który składają się krępe, czerwone karczycha – mężczyźni, którymi do niedawna gardził. Wesoła grupa troglodytów ma skandaliczne pomysły na spędzanie wolnego czasu. W jednej ze scen widzimy, jak rednecy okładają czarnoskórego chłopaka za to, że wszedł do „ich” klubu nocnego; w innej, przywołującej Wake in Fright Teda Kotcheffa, zainscenizowana zostaje rzeź dzikich świń. Kontekst rasowy jest dla filmu niezwykle ważny, główny bohater to bowiem Francuz pochodzenia afrykańskiego. Wkrótce po tym, jak Diallowie zamieszkują na polu kempingowym, Mickey zauważa Paula, który dewastuje rasistowską „ozdobę” ogrodową: czarnego jak smoła skrzata trzymającego pęczek bananów. Właściciel zajazdu dostrzega w nowo poznanym gościu kryzys tożsamości, z którego on sam prawdopodobnie nie zdaje sobie sprawy. Panowie zaczynają spędzać coraz więcej czasu i pod wpływem nowej znajomości Paul traktuje Mickey’ego jak idola. Nie przeszkadzają mu w tym upodobanie mężczyzny do przemocy, ani jego podejrzane, budzące neonazistowskie skojarzenia tatuaże. Mickey dogryza Paulowi: powtarza, że jest ofiarą, bo postanowił nią zostać, a Chloé dolewa tylko oliwy do ogniska jego frustracji: „nie możesz nic zrobić – zaakceptuj to”. Paul postanawia zawalczyć o swoje, sprzeciwiając się normom prawnym. Ma zamiar zachować się „jak na czarnoskórego mężczyznę przystało”, nie widzi tylko, że całą wizję tego czarnego kodeksu męskości włożył mu do głowy biały manipulant.

Przeczytaj również:  „Civil War” – Czy tak wygląda przyszłość USA?

Film został częściowo zainspirowany prawdziwymi zdarzeniami, do jakich doszło w gminie Leucate, na południu Francji. Abbou chętnie odwołuje się do thrillerów psychologicznych z lat 70., a najczęściej cytuje Nędzne psy: można to odczuć zwłaszcza w opresyjnym, tętniącym od emocji finale, gdzie stężenie przemocy i napięcia społeczne sięgają zenitu. Deskrypcje brutalności, na jakie zdobywa się reżyser, są przesadzone, a surrealny sposób montażu, zastosowanie neonowych zdjęć i epileptycznych cięć budzi wspomnienia Climaxu Gaspara Noégo. Filmy nie są sobie równe (drugi jest zdecydowanie lepszy), ale stanowią współczesny powrót do kina New French Extremity, które przez lata pozostało uśpione. Złość to więc film o kryzysie męskiej tożsamości, kryzysie systemu prawnego, zjawisku bullyingu w świecie ludzi dorosłych. Ciekawe jest też spojrzenie Abbou na rasizm wewnętrzny. Paul mierzy się z dyskryminacją nawet wśród czarnoskórych uczniów, którzy nazywają go „Oreo”: bo ma żonę o śnieżnej skórze, jest czarny na zewnątrz, ale „biały” w środku.

Ocena

8 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.