Labirynt namiętności – Recenzja filmu “Rok Tygrysa”
Berlin. Tom (Alexander Tsypilev) jest dwudziestoparoletnim mężczyzną, który wciąż mieszka z matką i młodszą siostrą. Jego pasja, kolekcjonowanie zwierzęcych masek, przyprawia rodzinę o dreszcze. Chłopak nie mówi wiele, nie ma przyjaciół, na życie zarabia jako włamywacz. Gdy plądruje mieszkanie homoseksualnego profesora historii (Julien Lickert), zauważa, że nie jest ono puste. Właściciel śpi w najlepsze i nie ma pojęcia, że ktoś okrada jego dobytek. Nagie ciało Larsa zwraca uwagę Toma. Zamaskowany złodziej popada w fetyszystyczną obsesję.
Zobacz również: Ars Independent – o festiwalu i nie tylko
Rok tygrysa to najnowszy film Tora Ibena − twórcy niezależnego kina queerowego. Projekt różni się od poprzednich dokonań reżysera (Jej kuzyn, Wo willst du hin, Habibi) − zgodnie z tytułem okazuje się drapieżniejszy, pozostawia przestrzeń do szerszej, bo polisemicznej interpretacji. Jest dziełem o sugestywnej mocy i nieoczywistej symbolice, ze względu na minimalizm narracji podobnym do Ornitologa, a właściwie do całej filmografii João Pedro Rodriguesa. To thriller o voyeuryzmie i innych natręctwach umysłu.
W centrum wydarzeń umieścił Iben naprawdę ciekawego protagonistę. Stalkując przystojnego profesora, Tom wyrządza krzywdę sobie − nie swojej ofierze. Kłębią się w nim autodestrukcyjne pasje i chore fantazje, a perwersja odciska na nim stygmat. Iben konfrontuje nas z problemem body shamingu, który, ze względu na kult ciała, w środowisku LGBT wydaje się być głęboko zakorzeniony. „Spierdalaj, świrze” − słyszy Tom w nocnych klubach i galeriach sztuki. Jest świrem z racji na swoje szaleństwo i nieidealne kształty, które łatwo pomylić z „brzydotą”. Nic dziwnego, że tak jarają Toma maski.
Ostracyzm napędza w Tomie nietypowe manie. Stosowny jest tytuł, jaki nadano filmowi na rynku amerykańskim: „The Year I Lost My Mind”. Widzimy bohatera, gdy kradnie Larsowi bieliznę, albo w ukryciu obserwuje jego stosunek z innym mężczyzną. W uderzającej scenie masturbacji projekcje popychają Toma do poszukiwania ulgi w najbardziej nieodpowiednim i chyba najsmutniejszym możliwym miejscu. Lars jest przeciwieństwem swojego stalkera, bo wygląda jak Apollo, a przede wszystkim nie przegrywa życia.
Zobacz również: “Fokstrot” – Żydowska trauma narodu – Recenzja
Za ciekawszą postać uznamy jednak bohatera przodującego. Tom ma ambiwalentne usposobienie. Bywa zarówno skończenie żałosny, jak i zaskakujący. Kiedy banda homofobów napada na Larsa, skryty za lateksowym kamuflażem Tom wyłania się znikąd i ratuje go z opresji. Przez krótką chwilę promienieje niczym marvelowski superbohater. Maski zapewniają Tomowi anonimowość i dają mu poczucie siły − to bowiem facet, który patrząc w lustro chce być inną osobą. Spośród młodych talentów, zaangażowanych przez Ibena do pracy nad filmem, to Tsypilev płonie najjaśniejszym blaskiem. Jego przeszywające spojrzenie jeży włos na głowie.
Rok tygrysa to film o pojedynku ze sobą, ale też z innymi mężczyznami. Tom próbuje pozbyć się tajemniczego motocyklisty − tak naprawdę holograficznego modelu, toksycznej autoiluzji, zrodzonej przez rozgorączkowaną głowę. Później staje też do walki z Larsem. To scena bardzo homoerotyczna, pełna chuci: bijatyka stanowi test charakteru i temperamentu seksualnego. Iben uraczył nad kolejnym studium męskości − lepszym niż jego poprzednie filmy, bo ryzykownie niedopowiedzianym. W jego nowym filmie to właśnie tajemnica jest w mężczyznach najbardziej pociągająca.
Dialogi są w Roku tygrysa przesadnie oszczędne, a całość wydaje się dłuższa niż jest w rzeczywistości. Ewentualne momenty nudy mają łatać wizyty w miejscach kultowych dla queerowego Berlina (Muzeum Gejowskie, cruising bar Ficken 3000). Kilka intrygujących, wrzących od napięcia scen i ciekawa konstrukcja fabularna sprawiają jednak, że do finału dobrniemy bez bólu. Nie zdziwiłbym się, gdyby za kilka miesięcy wzbogacił Rok tygrysa ramówkę Ale kino+ lub Cinemaxu.
Dziennikarz, tłumacz i copywriter, absolwent studiów filmoznawczych Instytutu Sztuki PAN. Miłośnik kina, zwłaszcza filmowego horroru. Jego teksty pojawiały się między innymi na łamach serwisów Filmweb oraz Movies Room. Nieprzerwanie od 2012 roku prowadzi blog His Name Is Death