Advertisement
KomiksKultura

“Opowieści Grabarza” – tak się powoli żyje na tej wsi [RECENZJA]

Maurycy Janota
Fragment okładki "Opowieści Grabarza" / fot. materiały prasowe

Czarna komedia o bezzębnym, pobożnym grabarzu, który nie wylewa za kołnierz, brzmi jak coś, co aż prosi się o to, by niewdzięcznie się zestarzeć. Zwłaszcza jeśli dodamy do tego fakt, że główny bohater po raz pierwszy zaistniał na kartach komiksu przeszło dwadzieścia lat temu. Od tamtej pory sporo się przecież pozmieniało, prawda?

I choć wiele wskazywać by mogło, że Opowieści Grabarza będą kreśloną grubą krechą, opartą na stereotypach drwiną z ciemnogrodu i zaściankowości, twórca projektu, Piotr “Śmiechosław” Wojciechowski, w żadnym momencie nie uderza w takie tony. Nie jest komentatorem z zewnątrz, nie wypowiada się z pozycji kogoś postawionego wyżej w hierarchii. Przeciwnie – stara się oddać świat, który miał okazję oglądać z bliska, o czym dowiadujemy się z przedmowy i co potwierdza się we właściwej części zbioru historyjek o oswojonym ze śmiercią, kopiącym groby na wiejskim cmentarzu Józefie.

Przykładowa plansza z “Opowieści Grabarza” / fot. materiały prasowe

Nie robi tego naturalnie w sposób przyziemny i literalny. Świat grabarza jest więc jednocześnie swojsko znajomy (mamy tu wszak będącego nieco z obowiązku autorytetem księdza, oddane mu, rozmodlone gospodynie czy cwaniaczków, którzy najcenniejszą walutę widzą we flaszce), jak i baśniowo absurdalny – po przydrożnych kapliczkach skaczą złośliwe diabełki, do domów zaglądają do niczego niepodobne stwory, a po polach snuje się kostucha. I na nikim nie robi to żadnego wrażenia – nic to nie zmienia, co rano i tak trzeba wstać do pracy, uprzątnąć chałupę, podszykować obiad.

Przeczytaj również:  Żyć wiecznie. Oasis – „Definitely Maybe” [RETROSPEKTYWA]

W niektórych fabułkach fantastyczne żyjątka (niekiedy ożywione czysto żartobliwie – tak jak choćby grzyby chowające się przed grzybiarzem) są jedynie tłem, wprowadzając do króciutkich opowiastek z łatwą do przeoczenia puentą element realizmu magicznego. W innych, często dłuższych i nieco bardziej rozwiniętych, uwaga skupia się niemal w całości na nich. Jednym z tych, które najmocniej zapadają w pamięć jest dziwaczny Kopytko – dmuchana kreatura z rogatą, czarną głową – któremu marzy się zostać ministrantem, by podszeptywać proboszczowi głupie pomysły. W najzabawniejszej historii wskutek prac na cmentarzu, z wydawać by się mogło wiecznego snu, budzi się zaś ni stąd, ni zowąd ksiądz-zombie, by na nowo wprowadzać porządki w parafii. 

Przykładowa plansza z “Opowieści Grabarza” / fot. materiały prasowe

Filmawka daje mi możliwość w “napisach końcowych” każdej recenzji zaproponować kilka tytułów, które przypominają omawiane dzieło lub poruszają podobne co ono tematy. Robię to z miłą chęcią (traktując to jako zabawę w zgadywanie, co może przypaść do gustu potencjalnym odbiorcom danego komiksu czy filmu) i zwykle z łatwością. W przypadku Opowieści Grabarza łamię sobie jednak głowę, bo każdy z tych tekstów, które jako pierwsze przychodzą mi na myśl, wydaje się niewystarczający i słabo trafiony. Jedyne z czym kojarzą mi się prace Wojciechowskiego i co widziałbym jako zasadne w zestawieniu, to wychodzące z użycia, dziś już znane tylko starszym, wychowanym na wsiach pokoleniom, przysłowia. “Będzie z niego ksiądz jak z diabła kościelny”, “połknął czart babę, ale nie mógł jej strawić”, “Bogu świeczka, a diabłu ogarek” – tego typu swojskie, podszyte bogobojnością mądrości najlepiej dla mnie oddają to, o jaką stylistykę zdaje się chodzić autorowi. Niektóre z nich mogłyby zresztą stanowić dość wierne streszczenie wybranych miniaturek z udziałem grabarza.

Przeczytaj również:  Na własnych zasadach. Fontaines D.C. – „Romance” [RECENZJA]

Jeśli zaznaliście trochę wiejskiej sielanki, a dziadkowie, ciocie albo wujkowie opowiadali Wam niegdyś o tym jak to dawniej się żyło, w co się wierzyło i jakie to bywały u nich zwyczaje, wydane przez Kulturę Gniewu przygody Józefa mogą obudzić w Was pewną tęsknotę. Za naznaczonymi niedopowiedzeniami i duchowością ustnymi przekazami oraz za czymś, czego z uwagi na zrozumiałą laicyzację już się raczej nie uświadczy. Ja, jako chłopak z małej miejscowości, który nasłuchał się w dzieciństwie o Babach Jagach mieszkających na drzewach czy diabłach biegających po znajomych ulicach i pobliskich wzgórzach, odnajduję tu echa tych nieszkodliwych bajek i zabobonów. 

Ocena

6 / 10

Warto zobaczyć, jeśli polubiłeś:

Historie dziadków o duchach i upiorach

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.