PublicystykaTemat Miesiąca 12/19

Roman Polański: “Nieustraszeni pogromcy wampirów”

Maurycy Janota

Horror gotycki zdaje się działać na wyobraźnię jak żadna inna gałąź kina grozy. Wszak nie trzeba nawet zapoznawać się z kanonem jej najbardziej sztandarowych przedstawicieli, żeby potrafić przypisać do niej szereg charakterystycznych, niemal zawłaszczonych przez nią cech. Nawiedzone zamczyska, przeklęte osady, demoniczne siły i klątwy, upiorni, często także tragiczni antagoniści, wieśniacy z pochodniami w dłoniach, osikowe kołki, katolickie krzyże – wszystkie te elementy kreacji i rekwizyty budzą od razu konotacje z tą konkretną odmianą dreszczowców. Ba, można iść krok dalej i zaryzykować stwierdzenie, że pokrywają się one z ogólnym postrzeganiem całego gatunku! To tylko świadczy o tym, jak wyrazisty, obrazowy styl horror gotycki zdołał wypracować sobie przez lata.


Przeczytaj również: Roman Polański: “Nóż w wodzie”

Szczególnie przyczyniły się do tego dwie słynne wytwórnie – amerykańskie Universal Pictures (znane głównie z czarno-białych produkcji z udziałem Beli Lugosiego i Borisa Karloffa), które święciło triumfy w okresie międzywojennym, oraz brytyjskie Hammer Film Productions, wypełniające po nim lukę dwie, trzy dekady później. Oba studia wzięły swego czasu na tapet historie o Mumii, Frankensteinie i Draculi, niewielkimi środkami tworząc zapadające w pamięć, niepowtarzalne pod względem klimatu obrazy.

Nie oznacza to oczywiście, że nikt poza nimi nie próbował operować w kinie gotycką estetyką. Bynajmniej – wśród filmowców, którzy zaliczyli taki epizod znalazł się także Roman Polański. Na początku swojej zagranicznej kariery, pod koniec lat 60., nakręcił bowiem zaskakująco lekką komedię grozy pt. Nieustraszeni pogromcy wampirów (Fearless Vampire Killers Dance of the Vampires). Nie odniosła ona kasowego sukcesu, ale z czasem urosła do miana dzieła kultowego. Doczekała się m.in. adaptacji w postaci teatralnego musicalu i stanowiła inspiracje dla rozmaitych twórców, w tym chociażby Mike’a Mignoli, popularnego rysownika i scenarzysty komiksowego.

Przeczytaj również:  „Zarządca Sansho” – pułapki przeszłości [Timeless Film Festival Warsaw 2024]
fot. Kadr z filmu “Nieustraszeni pogromcy wampirów”

Można odnieść wrażenie, że obecny status zawdzięcza temu, z jakim wyczuciem i dbałością o detale Polański wykorzystał tutaj cały ten gotycki anturaż. W oparciu o Fearless Vampire Killers badacze popkultury mogliby opracować wręcz podręcznik, wyjaśniający krok po kroku jak wycisnąć z tej stylistyki to, co dla niej esencjonalne. Bo bez dwóch zdań, film polskiego reżysera wypada nazwać esencjonalnym dla tego podgatunku.

W jakimś stopniu przemawia przeze mnie dziecko, którym byłem wtedy, gdy po raz pierwszy obejrzałem Nieustraszonych pogromców wampirów w telewizji – pewnej jesiennej niedzieli, w porze obiadowej. Przykryta białą, śniegową pierzyną Transylwania, czerwieniejąca wieczorami od zachodu słońca, z miejsca mnie zauroczyła. To uczucie okazało się na tyle intensywne i trwałe, że do dziś na myśl o horrorze wampirycznym instynktownie do głowy przychodzi mi najpierw fabularnie nieskomplikowana, ale wizualnie zachwycająca komedyjka Polańskiego. Wspomnianej Transylwanii też nie potrafię wyobrazić sobie piękniejszej od tej, którą zamieszkuje hrabia von Krolock.

To właśnie zamek tego lokalnego wampira-arystokraty (granego przez Ferdy’ego Mayne’a) stanowi kolejny punkt podróży duetu głównych bohaterów – tytułowych pogromców, podróżujących po Europie w poszukiwaniu krwiopijców. Profesora Abronsiusa (w tej roli doskonały w scenach komediowych Jack MacGowran) oraz jego asystenta, Alfreda (w którego wciela się sam młody reżyser) łączy typowa relacja mentor-uczeń. Ekscentryzm tego pierwszego i ciamajdowatość drugiego odróżniają jednak tutejszą dwójkę od innych, kojarzonych z kinowego ekranu łowców potworów. Siłą rzeczy nie mogą więc budzić respektu u swoich przeciwników, nie da się traktować ich w pełni poważnie, ale jednocześnie nie sposób odmówić im zaangażowania, ambicji, dobrych chęci i przede wszystkim szerokiej wiedzy.

Przeczytaj również:  Północ – Południe. Trylogia Niemiecka Luchino Viscontiego [Timeless Film Festival Warsaw 2024]
fot. Kadr z filmu “Nieustraszeni pogromcy wampirów”

Widz poznaje ich w momencie, w którym zmarznięci, przysypani śniegiem docierają do sterroryzowanej przez von Krolocka wioski i szczęśliwie (naturalnie jedynie dla nich) od razu natykają się na ofiarę hrabiego. Przekonani o tym, że znaleźli się we właściwym miejscu, decydują się wynająć pokój w karczmie starego Shagala (Alfie Bass) i uważnie przyjrzeć się okolicy. W międzyczasie Alfred zwraca uwagę na śliczną, rudowłosą córkę gospodarza o twarzy dwudziestotrzyletniej Sharon Tate…

W świadomości publiki Nieustraszeni pogromcy… zapisali się nie tylko jako udany mariaż horroru z komedią, ale także jako film, w trakcie produkcji którego rozkwitła miłość Polańskiego i Tate. Reżyser, początkowo sceptycznie nastawiony do początkującej aktorki, kończył zdjęcia, będąc w niej już zakochanym – podobnie zatem jak grany przez niego bohater. Jak wiadomo, para tworzyła udany związek aż do tragicznej nocy 9. sierpnia 1969 roku, kiedy to Sharon została zamordowana przez sektę Charlesa Mansona.

Fearless Vampire Killers absolutnie nie jest dziełem reprezentatywnym dla filmografii Polaka, a raczej niezobowiązującym eksperymentem, który bardziej niż miłośników jego twórczości powinien zainteresować fanów „klasycznych” horrorów – tych, których obecnie już się nie kręci i które jawią się dziś jako pewien relikt minionej epoki. To prosta opowieść, którą można by snuć zimą przy kominku. Ubarwiona ekspresyjną grą aktorską, piękną scenografią oraz nastrojową muzyką Krzysztofa Komedy.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.