“Pętla linii 168” – podróż do tamtych czasów [RECENZJA]
Zosia lubi Piotrka, z którym chodzi do liceum, ale ten umawia się już z ich dobrą, wspólną znajomą Olą. Pewnego razu dziewczyna zdaje sobie sprawę, że nie chce rezygnować ani z przyjaciółki, ani z chłopaka. I wtedy na przystanek podjeżdża tajemniczy trolejbus, który, pozwalając jej ponownie przeżywać wybrane momenty z życia, zdejmie z niej odpowiedzialność i zachęci do podjęcia ryzyka.
Tak, Pętla linii 168 to kolejna z opowieści o podróżach w czasie. Co prawda, na polskim poletku absolutnie nie jest to wyczerpany temat, ale w szerszej skali podejść do niego było już tyle, że o oryginalność coraz trudniej. Lokalność i mianowanie bohaterami zagubionych licealistów (ciągle dostrzegam niedobór rodzimych tekstów kultury, będących jakąś, choćby i skromną, próbą relacji młodzieńczych doświadczeń mojego pokolenia) mogło zadziałać odświeżająco.
Obyczajową warstwą komiksowi udaje się trafić w tę czułą strunę i przypomnieć prozaiczne scenki z nastoletnich lat takie jak przesiadywanie po lekcjach pod szkołą, rozprawianie o nadchodzącej studniówce czy nudne powroty zbiorkomem do domu. Jest to jednak jedynie chwilowy zastrzyk nostalgii. Wątek miłosnego trójkąta okazuje się bowiem tak umowny i tak szczędzący detali, że samo to chwycenie się paru migawek nie wystarcza do tego, by tomik do końca utrzymywał emocjonalne zaangażowanie.
Wchodząc na grunt podróży w czasie, autor miał w ręku niezły punkt wyjścia dla scenariusza — zaszczepienie w beztroskiej protagonistce przeświadczenia, że istnieje sposób na naprawienie przez nią ewentualnych błędów — ale zamiast w całości się temu poświęcić, stopniowo dokłada do fabuły więcej i więcej zagadnień związanych z czasowymi paradoksami. Intryga stale się rozrasta, ale nie jest to równoznaczne z jej pogłębieniem. Przeciwnie. Każdy następny pomysł zdaje się muśnięty bardziej powierzchownie (czemu służą tu nagłe rozważania rodem z Raportu mniejszości?).
Bardzo skąpe w treść, a przy tym niekiedy boleśnie pretekstowe dialogi oraz śmiałe operowanie minimalizmem — sporo tu czystych białych stron albo takich, na których czytelnik uświadczy wyłącznie pojedynczych dymków lub kadrów — nie do końca zgrywają mi się z historią, która zakłada poplątaną zabawę z chronologią. Gdy Zosia podróżuje trolejbusem, najwięcej o czasie akcji wciąż mówią rysunki prezentujące tarczę cyfrowego zegarka. Bez niego umocowanie danych scen w konkretnej chronologii nie zawsze jawi się jako klarowne i odczytywanie ich nie przebiega intuicyjnie. Swoją drogą mam też problem z dynamiką poszczególnych sekwencji — pierwsze strony musiałem oblecieć wzrokiem kilkukrotnie, nim pojąłem, co dokładnie na nich zaszło i przyzwyczaiłem się do sposobu narracji autora.
Marcin Surma, posługujący się pseudonimem Xulm, nadrabia projektami postaci. Przykładowo psychologicznie dość pobieżnie potraktowana przez niego Zosia dzięki swojemu charakterystycznemu strojowi ma szansę utrwalić się w pamięci czytelników polskich komiksów. Nawet, mimo że czasem widzimy protagonistkę kreśloną nieco grubszą, a czasem nieco delikatniejszą kreską. Pętla linii 168 – o czym dowiadujemy się w nadrukowanym na skrzydełku wydania, krótkim wstępie objaśniającym proces tworzenia tej historii — powstawała od 2009 roku i nie trzeba wcale wyjątkowo wprawnego oka, by to zauważyć.
Jest coś ujmującego w tym, że autor przez lata nie odpuścił prac nad materiałem i przyjął sobie za zadanie doprowadzić go do formy pełnoprawnego, dwustustronicowego albumu, który finalnie znalazł dom w wydawniczej ofercie Kultury Gniewu. O to czy to jego opus magnum i “passion project” należałoby zapytać zainteresowanego osobiście, ale i bez odpowiedzi komiks sprawia wrażenie takiego, w którego ktoś włożył kawał serca. I dlatego, tak samo jak ciężko mi go jednoznacznie polecać, tak samo nie potrafię całkiem odradzać lektury Pętli...
Kwestią zupełnie obok jest rzadko spotykana w takim wymiarze promocja polskiego komiksu — premierze towarzyszył animowany zwiastun w internecie, a na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi nie dało się nie zwrócić uwagi na kilka Zoś krążących po Atlas Arenie oraz oferujące sympatyczny merch (figurki, breloczki…) stoisko twórcy. Oby więcej tego typu inicjatyw!
Swój czas stara się dzielić równomiernie na pisanie opowiadań i recenzji, czytanie komiksów i książek oraz oglądanie seriali i filmów. Kocha kino za to, jak różne potrafi przybierać twarze – niekiedy teledyskowych komedii gangsterskich Guya Ritchie’ego, czasem krzepiącej serii o Rockym, a jeszcze innym razem nastrojowych brytyjskich horrorów z lat 50. i 60. Z wykształcenia dziennikarz.
Ocena
Warto zobaczyć, jeśli polubiłeś:
inne komiksowe projekty niezależnych polskich autorów