Jaki był Ars Independent 2k19? #unsubscribe [RELACJA]
Dziewiąta edycja Ars Independent zakończyła się jakiś czas temu. Mój debiut na tym festiwalu zbiegł się z przeprowadzką do stolicy śląskiej ziemi, przez co tym bardziej odbieram tegoroczną edycję jako szczególną. Po części ma to związek z repertuarem festiwalu, który nie różnił się znaczenie od poprzedniego.
Kłamstwem byłoby jednak stwierdzenie, że brak większych nowości jest ciosem dla festiwalu. Na szczęście Ars Independent jest na tyle niezwykłym i niespotykanym tworem, przyciągającym wzrok i zainteresowanie różnych grup społecznych, że za każdym razem fascynuje i wręcz zmusza do zapoznania się z nim.
Wszechstronność całej zabawy nie przejawia się jedynie w szerokim spektrum oferowanych treści. Katowice jako główne miasto regionu, który został spisany na straty przez wielu jako niemożliwy do transformacji z węglowego imperium w coś, co przystaje do nowoczesnej wizji przyszłości, idealnie wpisuje się w to, czym Ars Independent jest i jakim ja go widzę. Zapoczątkowany w 2010 roku festiwal obrazuje zmiany, jakie przechodzą nie tylko przez Śląsk ale i przez cały kraj.
Przeczytaj również: Ars Independent jako… idealne dzieło sztuki totalnej? [FELIETON]
Ta fascynacja niszą, przelotnością i intrygującym miksem wszelkim tego wszystkiego, co na pierwszy rzut oka wydaje się być niezwiązane ze sobą. Dowodem na prawdziwość tej tezy są słowa Bartka Sołtysika, który w zapowiedzi drugiego dnia festiwalu napisał:
W zależności od hierarchii priorytetów, ścieżek i kształtów wędrówki (ba, przygody!), jaką jest każdy dzień festiwalu, może być wiele.
Przeplatające się gdzieniegdzie wątki są rzadkością, nadającą każdemu wydarzeniu specyfiki wyjątkowości i swoistej niepowtarzalności. Nic tutaj nie zostało stworzone by ponownie w duchu ciągle niezmordowanego postmodernizmu rozmawiać ze sobą. Niezależnie czy to rozmowa ForePlay o erotyce w grach komputerowych, czy też seans neonowego, pornograficznego slashera, każde wydarzenie stoi na własnych nogach, nie wymuszając na uczestnikach mozolnego skrobania w notesie i wyłapywania nawiązań ideowych czy tekstowych.
Ta zabawa na granicach sztuki daje niekończące się pole do eksponowania treści, które możemy w codziennym pędzie pomijać. Być może to właśnie ograniczony repertuar filmowy wkręci kogoś w pokrewny mikroświat, bo naprawdę jest z czego wybierać. Ars Independent otwiera nam wiele drzwi do tych aspektów kultury i sztuki, a nam pozostaje nic więcej jak wybrać któreś z nich i całym sobą oddychać powietrzem wypełniającym pomieszczenia pełne zakurzonych retro konsol, by później zostać wizualnie skopanym podczas trzeciej edycji Choked & Blind, będącej setem szokujących wideoklipów.
Jesteśmy też na Facebooku, polub fanpage Filmawki
Finalnie jednak, wraz ze zmieniającymi się czasami, przewartościowywanymi priorytetami i nadmiernym atakiem treści, Ars to miejsce wyciszenia i przyjemności z bycia razem ze sobą. Kameralność całego wydarzenia to nie tylko znający się i corocznie spotykający uczestnicy. To także klimat, który posiadają miejsca, do których festiwal nas zaprasza. Począwszy od najważniejszego dla miłośników kinematografii kina Światowid, poprzez mającą sympatyczną nazwę Katowice Miasto Ogrodów na Drzwiach Zwanych Koniem kończąc. Każde z tych miejsc przyciągnie kogoś innego i czymś innym zauroczy.
Z redakcyjnego obowiązku wypada mi także wspomnieć o zwycięzcach, których jest czterech. Czarnym Koniem uhonorowani zostali Nóż+serce (kategoria film), Bies i kat (kategoria animacja), We’ve got to try (kategoria wideoklip) oraz Baba is You (kategoria gra). Chociaż każdemu ze zwycięzców gratuluję, to mam odczucie (i myślę, że dzielę je także z nimi), że tutaj nie o zwycięstwo chodzi. Poczucie wspólnoty z każdym, kto swoją obecnością tworzy to wydarzenie jest tym, o co warto się starać. Nie tylko teraz, nie tylko na Ars Independent, nie tylko w Katowicach – polskim Tokio.
Tegoroczne #unsubscribe z życia na czas festiwalu uważam za zakończony.
Zdjęcie wprowadzenia: Tymoteusz Staniek