Advertisement
FestiwaleFilmyNH+AFF2020Nowe Horyzonty 2020Recenzje

„Tato” – ojcostwo w walce o godność ubogich [RECENZJA]

Martin Reszkie
Tato
fot. kadr z filmu "Tato" / materiały prasowe

Srdan Golubović aż siedem lat kazał nam czekać na swój kolejny film. Mimo tego, że dla serbskiego reżysera kilkuletnie przerwy pomiędzy projektami wcale nie są czymś niezwykłym, nie maja one wpływu na jakość jego obrazów. Nawet jeśli Tato, podobnie zresztą jak docenione na Berlinale 2013 roku Kręgi, pozostanie odległą kinematograficzną ciekawostką czy też tytułem, którym można udowodnić swoje zainteresowanie bałkańską sztuką filmową, to i tak warto pochylić się nad historią opowiedzianą przez Golubovicia.

Nikola dowiaduje się, że jego żona dokonała próby samospalenia w jego starym zakładzie pracy. Na oczach ich dzieci oraz pracowników. W tym miejscu zaczyna się gehenna prostego mężczyzny, dotychczas raczej nieświadomego swoich traum. Po tym, gdy jego dzieci zostają mu odebrane i ulokowane w rodzinie zastępczej, wraz z urzędnikami udaje się w niewielką, ale bolesną podróż po życiu jego rodziny. Trudne warunki mieszkaniowe, braki w kwestiach fundamentalnych jak prąd czy bieżąca woda. Ciągnące się od lat bezrobocie, łatane okresowymi zajęciami. Ponownie przeżywanie i urzędnicze ewaluowanie traumy rodzinnej nędzy panującej w domu Stojkoviciów uderza w ojcowską miłość Nikoli.

Tato
fot. kadr z filmu “Tato” / materiały prasowe

Charakter Nikoli zahartowała surowość serbskiej prowincji. Golubović dobrze wiedział, że niemal dokumentalne przedstawienie rzeczywistości otaczającej bohaterów, unaoczni tragizm zarówno jednostki, jak i zbiorowości. Zagrana na kontrastach metoda zróżnicowania peryferyjnej biedy ze względnym bogactwem stolicy może i była dość prostym ruchem. Jednak nie ona wybija się na pierwszy plan. Drugi akt filmu należy bowiem do pieszej wędrówki przez utracone nadzieje, zgliszcza wojny. Pozostałości po tych wszystkich ludziach, którzy dawno się poddali i wynieśli się gdzieś indziej. Zdesperowany Nikola w drodze do ministra w kółko otaczany jest przez ruiny, biedę i bezdomność. Serbskie zakątki stają się tutaj równorzędnym bohaterem dla ojcowskich zmagań, przyciągają wzrok widza.

Przeczytaj również:  „Jason X" - Maczetą zabija w kosmosie [CAMPING #65]

Reżyser wraz se swoim operatorem, Aleksandarem Iliciciem, w powściągliwy sposób ukazują tragizm Serbii. Jej gospodarczo-demograficznej zapaści związanej z wojennymi czasami lat 90. czy kryzysem roku 2008. Kwestie społeczne nie są przeciągane przez twórców na pierwszy plan w pełni. Natomiast towarzyszą nam od początku aż do samego końca.

Akcja filmu zajmuje około dziesięciu dni, jest więc jedynie niewielkim wycinkiem ludzkiej walki o godność. Jeden z bohaterów wspomina ją nawet, owijając ją we frazesy dotyczące przezwyciężenia biedy miłością oraz braku winy. Instrumentalizacja wędrówki Nikoli przez system, któremu on stara się stawić czoła, obnaża rzeczywistość bez nadziei, szans i perspektyw.

Tato
fot. kadr z filmu “Tato” / materiały prasowe

Prosta, miejscami ascetyczna narracja zanurza głębiej w obraz ponurej rzeczywistości. Wyciągając na piedestał spustoszenie w psychice, jakie niesie za sobą wieloletnie zmagania o lepsze jutro. O bezpieczeństwo i możliwość zabicia wszechogarniającego głodu. Łańcuchy biedy, chociaż głośno szczękają u kostek i krępują każdy krok, nie definiują nas. Jest to jedna z tych myśli, które przekazuje historia zawarta w niecałych dwóch godzinach materiału. Myślę jednak, że obok siły rodzicielskiej miłości to najmocniejsza refleksja, na którą Golubović naprowadza widza w sposób niezwykle delikatny i subtelny.

Nie jest jednak tak, że natrafiliśmy na całkowicie bezbłędne oraz zupełnie idealne kino. Szczególnie kuleje tempo pierwszej z trzech, naturalnie rozgraniczających się, części. Dokumentalny styl śledzenia losów bohaterów nieco utrudnia złapanie odpowiedniego rytmu, z drugiej jednak strony w pełni oddaje biurokratyczne morderstwa popełniane na ludzkich uczuciach.

Swoją cenę ma także całkowite skoncentrowanie obrazu na postaci ojca. Oczywiście to on oraz jego odwaga są tym, co napędza cały film. Niemniej całkowicie ucina to dwa potencjalnie niezwykle intrygujące wątki. Po pierwsze zupełnie trzyma w ukryciu matkę, tworząc z niej jedynie inicjatorkę następujących zdarzeń. Jej miejsce zostaje zatem ograniczone do zaledwie kilku ujęć, a te również nie są w żadnej chwili na niej skoncentrowane.

Przeczytaj również:  Klasyka z Filmawką: „Bulwar zachodzącego słońca” (1950)

Po drugie, brak mi w filmie tej dziecięcej perspektywy. Podobnie jak matka, dzieci stanowią zaledwie tło całych wydarzeń. Dostają nieco więcej czasu oraz słów do wypowiedzenia, a każda ich chwila na ekranie z ojcem jest niczym detonacja potężnego emocjonalnego ładunku. Ogromną odwagą reżyserską było skorzystanie z niej jedynie raz, więc i to rozwiązanie całkowicie się broni w duchu filmu, nawet jeśli pozostawia poczucie ogromnego niedosytu.

Nieustanna walka o byt oraz człowieczeństwo w bestialskim świecie nie zakończyła się po pieszej wędrówce Nikoli. Wręcz przeciwnie, bo tak naprawdę dopiero wtedy się rozpoczęła. Bo Tato to film o niekończącej się, nigdy nie skończonej próbie ojcostwa. A także o tym, jak wiele można dać, będąc jedynie wyrzutkiem pochodzącym z nieudanego, postkomunistycznego eksperymentu transformacyjnego. Odpowiada na pytanie: jak wiele można dać, nie mając niczego?

+ pozostałe teksty

Plakatowy wariat, poszukiwacz neonów i estetyki łączącej się z soundtrackiem wbijającym się w umysł.

Ocena

8 / 10

Warto zobaczyć, jeśli polubiłeś:

Sprawa Kramerów, Kręgi, Captain Fantastic

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.