Advertisement
FilmyRecenzjeStreaming

“Jego ostatnie życzenie” – O to, by ten film się skończył [RECENZJA]

Martin Reszkie
Jego ostatnie życzenie
fot.: Netflix
Jego ostatnie życzenie; katastrofa, która nigdy nie powinna powstać. Zmarnowany potencjał tematyki, utalentowanych i utytułowanych aktorów, reżyserki na dorobku, dla której każda kinematograficzna klapa może być wyrokiem. Do seansu tak słabego, nadętego i silącego się na mdłe kaznodziejstwo filmu chyba nie da się przygotować.

Bohaterkę, z którą powinniśmy zżyć się na dłużej poznajemy podczas jej pracy gdzieś w Ameryce Południowej. Region targany konfliktami wewnętrznymi, ogródek amerykańskich polityków i arena wojen pomiędzy kapitalizmem a komunizmem. Nasza bohaterka tymczasem bezwiednie, przynudza i w komicznie poetycki sposób baja zza czwartej ściany rzekomej potworności świata nas otaczającego. O ile jest to prawda, o tyle znudzona przedstawianiem widzom szkolnej czytanki Anne Hathaway, swoim głosem potwierdza nasze obawy odnośnie jakości (a raczej jej braku) oglądanego obrazu.

Przydługawa opowieść, której jesteśmy świadkami nie straciła oczywiście na aktualności, niestety dla widza okazuje się być drogą przez mękę oraz koktajlem składającym się z ziewania, ciągłej potrzeby wyłączenia filmu, nudy i finalnie zażenowania tym, jak wiele udało się popsuć w jednym projekcie. 

Jego ostatnie życzenie
fot.: Netflix

Głównym problemem całego przedsięwzięcia jest jego moralizatorski wydźwięk, wręcz wymuszający na twórcach kamienną twarz wobec beznadziejnych dialogów rzucanych przez wyraźnie znudzonych aktorów i aktorki. Tak wiele ogromnych i niezwykle ważnych wątków pałęta się wokół siebie czekając na rozwinięcie, że cały film wywraca się o nie.

Jego ostatnie życzenie to film przeładowany wątkami, przez co jeszcze bardziej grzęźnie na kinematograficznej mieliźnie. Twórcy przedstawiają nam kolejno: odrobinę dziennikarskiego napięcia, trochę słabego akcyjniaka, szczyptę mało angażującego thrillera politycznego oraz jakieś okruchy rodzinnego dramatu. W jeszcze mniejszych ilościach występują historię i opowieści o szpiegach, przemycie broni, narkotyków i narodowowyzwoleńcza walka na południe od Miami. 

Czy warto było pakować tyle do jednego scenariusza? Odpowiedź na to pytanie jest raczej oczywista, więc należy zadać inne pytani: czy warto było marnować talenty aktorskiej obsady na tak słaby projekt? 

Na to pytanie odpowiada Elena McMahon (grana przez wspomnianą Hathaway). W pierwszej tercji filmu, pomimo obecności na ekranie od około kwadransa, recytuje listę swoich zalet, wad oraz decyzji z przeszłości, które czynią z nią osobę, którą jest teraz. Na tym jednak kończy się jej charakterologiczna głębia oraz potencjalna osobowość. Główna bohaterka filmu jest idealistyczną reporterką, a wywód rzucony w sarkastycznym tonie zostaje czym prędzej zakopany i zapomniany. Operujący wobec niej na jednej linii scenarzysta ewidentnie nie starał się czegokolwiek udowadniać, zmieniać czy uwiarygadniać. Błądząca w puszczy opowieści dziennikarka szybko przestaje interesować. Nawet gdy wchodzi na nieznany dla siebie grunt handlarzy bronią oraz wiecznie dwulicowych szpiegów i agentów, nic nas do niej nie przyciąga.

Jego ostatnie życzenie
fot.: Netflix

Polityczne wątki skupione wokół wyraźnie zmęczonego obecnością na planie Bena Afflecka także zawodzą. Pozbawione kontekstu, wagi oraz impaktu działania jego bohatera także są zupełnie nieistotne oraz nieinteresujące. Nie wydaje mi się jednak, że moją winą, jako widza, jest to, że właściwie to nikt nam Bena Afflecka nie przedstawił. Po pierwszych kilku groźnych minach i rozmowie z kolejnym politykiem o smutnej twarzy i niecnych zamiarach na początku filmu, ginie na kolejną godzinę, podczas której zastanawiałem się, czy jeszcze się w ogóle pojawi. Pech chciał, że się pojawia. Pojawia się także Willem Dafoe, którego potencjalne życzenie pojawia się w tytule produkcji. Potencjalnego, bo nigdy niewypowiedzianego. W tym ogromnym chaosie, ktoś całkowicie zapomniał o tym, by tytuł miał jakikolwiek sens. 

Nie powiem, że jakoś szczególnie mogę czuć się zdziwiony. Powtórzyć należy jeszcze raz: Jego ostatnie życzenie to katastrofa. To twór niespójnycałkowicie bez jakości, bez zalet, chaotyczny, nudny i naprawdę wtórny. Pomimo wspaniałej obsady jest naprawdę słabo zagrany, a pomimo utalentowanej reżyserki za sterami jest mierny i zupełnie nijaki. Pozostaje mieć nadzieję, że kariera Dee Rees po takiej klapie nie zostanie przekreślona.

Ocena

1 / 10

Warto zobaczyć, jeśli polubiłeś:

Fabularyzowane dokumenty emitowane o 2:30 w nocy na TV Puls

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.