Podróż, podróż, życia, życia. Recenzujemy “Apolonia, Apolonia”, laureata Grand Prix na Millennium Docs Against Gravity


Apolonia, Apolonia autorstwa duńskiej reżyserki Lei Glob okazała się najważniejszym tytułem 20. edycji festiwalu filmów dokumentalnych Millenium Docs Against Gravity. Film zdobył Grand Prix w Konkursie Głównym, a także nagrodę Nos Chopina dla najlepszego filmu o sztuce i muzyce. Zwycięzca MDAG to prawdziwa odyseja – wieloletnia wędrówka życia francusko-polskiej malarki Apolonii Sokoł.
Artystka dosłownie i metaforycznie urodziła się na offowej, undergroundowej scenie teatru prowadzonego przez jej rodziców – jej poczęcie zostało uwiecznione na kasecie wideo jako wyzwalające z konwenansów dzieło sztuki, ukazujące prozę życia. Wychowywała się w towarzystwie paryskiej inteligencji i od najmłodszych lat prowadziła życie typowe dla tamtejszej bohemy. Przesiąknięta kreatywnością, natchnieniami i żądzą artystycznego wyzwolenia, próbowała stawiać kroki w świecie sztuki, lecz żyjąc w swym świecie, tak odmiennym od pospolitej, szarej rzeczywistości “normalsów’, nawet nie zauważyła, że odstaje od reszty społeczeństwa. Dopiero w dalszych latach życia musiała zmierzyć się z trudem, jaki wiąże się z byciem outsiderką.
Reżyserka dokumentu zabiera nas w niezwykłą podróż. Zanurzamy się w całości w historii Apolonii i w ciągu dwóch godzin przemierzamy z nią trzynaście lat wyboistego życia, podczas których towarzyszyła jej kamera Glob. Malarka i filmowczyni poznały się w 2009 roku. Gdy zaczynamy obserwować życie Sokoł okiem obiektywu, właśnie wróciła z Kopenhagi do rodzinnego Paryża. Następnie zdobywa edukację w prestiżowej paryskiej akademii sztuk pięknych i przygotowuje się do podzielenia się ze światem pierwszą wystawą. Nie jest jeszcze świadoma, jak trudne okaże się życie artysty, wiążące się z nieustannym odrzuceniem i zdawaniem się na losy przypadku lub opinie innych ludzi. To kręta droga, pełna pułapek i ślepych zaułków.


Na przestrzeni filmu bohaterka mierzy się z wieloma odrzuceniami, zarówno w sferze zawodowej, jak i prywatnej – w relacjach z innymi ludźmi oraz z samą sobą. Ważnym poruszanym aspektem jest tożsamość Apolonii jako kobiety i jej skomplikowana więź z własnym ciałem i seksualnością. Zastajemy ją w różnych stanach emocjonalnych – raz w artystycznych uniesieniach, raz w chwilach pełnych zawodów oraz frustracji, a raz w kontemplacji nad światem i swoją życiową drogą. Stałe jest jedynie to, że Sokoł jest postacią nieszablonową, osobliwą i absolutnie magnetyzującą – kamera jej nie onieśmiela. Mamy wrażenie, że Glob wydobywa z niej wszystko, co najpiękniejsze; tworzy momenty, kiedy Apolonia bez żadnych filtrów pokazuje swoją wrażliwość. Siła jej charakteru niesie ten film, co zauważa sama reżyserka, która mówi w filmie, że to nie ona prowadzi Apolonię, tylko Sokoł, jako urodzona performerka, gości ją na własnych zasadach w swoim teatrze życia.
Kluczowa jest więź, jaką Glob stworzyła ze swoją bohaterką. Czasem śledzi ją jak cień i nieustannie podąża za Apolonią niczym natrętny paparazzo, przez co podczas seansu miałem wrażenie, że kamera ani na moment nie opuściła artystki. W rzeczywistości w ciągu kolejnych lat Glob co jakiś czas powracała do kontaktu z bohaterką. Niekiedy była zmuszona rozstać się z nią na dłuższy czas w wyniku niespodziewanych losowych sytuacji – o niektórych z nich opowiada w filmie, na chwilę przekierowując kamerę z bohaterki na siebie. To interesujący, rzadko spotykany w filmie zabieg – dokumentalistka, kierując obiektyw na lustro, obnaża się przed nami. Nie jest już tylko głosem, ale materializuje się, ucieleśnia i przestaje być dla widza tajemnicą. Czujemy, jakby zerwała z nami niepisany kontrakt. Osobisty dramat, którym postanowiła się z nami podzielić, jest istotny dla podkreślenia uniwersalności podejmowanych w filmie tematów. Walki toczące się po obu stronach obiektywu mają wspólny mianownik, związany między innymi z kobiecością oraz ciałem, które w brutalny i bezwzględny sposób lubi o niej przypominać.
Film skupia się niemal jedynie na relacji z kobietami. Przez życie Apolonii przewijają się mężczyźni, ale nie są oni istotnymi bohaterami w dokumencie (wyjątkiem jest ojciec artystki, ale jego też widzimy jedynie przez chwilę). Ważną postacią jest natomiast Oksana Szaczko – ukraińska aktywistka, jedna z założycielek feministycznej grupy Femen, która została wydalona ze swojego kraju ze względów politycznych. Apolonia przyjęła ją pod swój dach, zaprzyjaźniły się i mieszkały ze sobą przez kilka kolejnych lat. Dzięki obserwowaniu tej więzi, czuć w filmie prawdziwy duch siostrzeństwa. Relacja kobiet nie podlega definicjom – czuć między nimi niezwykłą dozę czułości, zrozumienia i bezwarunkowej wzajemnej akceptacji. Prowadzone przez nie rozmowy są terapeutyczne i dają poczucie ulgi, przekreślając patriarchalne, dogmatyczne myślenie o kobiecie i jej “powinnościach” wobec mężczyzny i świata.


“Każdy twórczy wybór podczas tworzenia tego filmu jest zaczerpnięty z prawdziwych doświadczeń, z którymi każdy z nas może się utożsamić” – to słowa, którymi swoją decyzję o przyznaniu nagrody Apolonii, Apolonii uzasadniło jury Millenium Docs Against Gravity. “Historia nie jest tylko o postaci, która stara się osiągnąć swoje marzenie. Chodzi o podróż. Opowieść o tym, jak się nie poddawać. Opowieść o nadziei. Piękny film o kobiecej przyjaźni”. Myślę, że trafili tym uzasadnieniem w sam środek tego, co czyni ten film tak wybitnym. Każdy widz może uznać inny element historii za najistotniejszy i opuścić salę kinową z innym emocjami. Dokument porusza wiele wątków; w końcu to misterne zadanie, aby streścić w filmowym metrażu kilkanaście lat życia osoby, która przeżyła je w pełni według własnych reguł. Glob wykonała tytaniczną pracę: jej zdjęcia doskonale oddają emocje towarzyszące bohaterkom, a komplementuje je fantastyczny montaż Andreasa Boggilda Moniesa i Thora Ochsnera, podkreślający płynny, naturalny bieg historii oraz jej rozbrajającą autentyczność. Co ciekawe, film ma polską koprodukcję, ale to nie jedyny polski akcent – w jednej ze scen Apolonia odwiedza swoją babcię w Szczecinie, a ich rozmowa odbywa się całkowicie po polsku – to nota bene jeden z najzabawniejszych momentów filmu. Mimo ciężkości niektórych wątków, dokument zachowuje lekkość i podnosi na duchu.
“Zamierzam wyłączyć teraz kamerę” – mówi na koniec filmu Lea Glob. Nie da się nie odnieść wrażenia, że to nadzwyczaj trudny krok, aby po trzynastu latach powiedzieć sobie “dość”. W końcu tematy, które podejmuje film, nigdy się nie wyczerpią. Zawsze będą uniwersalne, mogą się jedynie rozwijać i nabierać coraz to nowszych znaczeń. Ta decyzja jest jednak potrzebna dla obu bohaterek – zarówno tej przed kamerą, jak i za nią. To najwyższy czas, aby przekazać ten film światu i podarować mu niesamowitą podróż życia Apolonii Sokoł oraz ewolucję jej przekonań na temat postrzegania siebie, świata, sztuki, seksualności, własnego ciała i ideałów. Była to wyboista, pokrętna i skomplikowana droga, jednak Lea Glob prowadzi nas przez nią czule, jak gdyby cały czas trzymała nas za rękę, abyśmy nie stracili poczucia równowagi.