„Teściowie 2” – Polak na granicy, czyli nowa polska komedia [RECENZJA]
Żoną miała być, miał być ślub i wesele też. Co prawda przyjęcie się odbyło, ale bez nowożeńców. Goście tańczyli do białego rana, a spektakularny koniec zabawy zapewnili wszystkim rodzice młodych, czyli tytułowi teściowie. Po takim grande finale nie spodziewali się, że jeszcze kiedykolwiek się zobaczą, lecz dzieci pokrzyżowały im plany. Czas na drugie podejście do zaślubin! I choć Teściowie 2 znacznie różnią się od swojego poprzednika, bohaterów dalej napędzają te same uprzedzenia, znane widzom z pierwszej części.
Teściowie byli jednym z pierwszych kinowych sukcesów frekwencyjnych po wybuchu pandemii, a obecnie trwa na nich ponowny boom (choć minęły jedynie dwa lata) dzięki wypłynięciu na streamingowe wody. Bohaterowie zaskarbili sobie sympatię widzów mimo zerojedynkowego ilustrowania polskiego społeczeństwa i obnażania jego najwstydliwszych cech. Jedni uznają, że to tylko przesadnie groteskowe ukazanie rzeczywistości. Inni będą się z tym spierać, aż nadto dobrze znając analogiczne zachowania i spory z własnego podwórka. Tak czy inaczej, wszystko zostało ładnie przyozdobione w komediowe szaty, a widz mimowolnie kibicował jednemu ze zwaśnionych rodów – temu, z którym bardziej się utożsamiał, choć na papierze nie utożsamiał się zapewne z żadnych z nich.
Już na początku nowego filmu widzimy kilka zasadniczych zmian względem pierwowzoru. Krzesło reżyserskie opuścił Jakub Michalczyk, a na jego miejscu zasiadła Kalina Alabrudzińska, znana ze znakomitego Nic nie ginie czy serialu Sexify. Fani pierwszej części historii mogą ubolewać nad stratą jednej z głównych postaci – Andrzeja, w którego wcielał się Marcin Dorociński. Lukę po nim zapełnić ma Jan Sznajder, którego portretuje jedno z najciekawszych nazwisk młodego pokolenia – Eryk Kulm jr.
Zmieniamy również miejsce akcji. Z eleganckiej sali bankietowej przenosimy się do luksusowego kurortu nad polskim morzem (choć przypomina to bardziej na Malediwy niż Gdańsk). Przestrzeń stała się o wiele okazalsza, a za tym idzie większy potencjał na wykorzystanie scenografii. Zrezygnowano jednak z eksperymentowania z formą, tak szalenie wzbogacającego jedynkę. Brak tu nieustępliwego podążania za plecami bohaterów, snucia się za nimi długimi korytarzami, przechodzenia z jednej sali do drugiej pozorowanymi mastershotami. Gęsta, momentami klaustrofobiczna atmosfera oraz efekciarskie rozwiązania ustępują miejsca slapstickowej komedii w pełnej krasie.
Choć scenariusz ponownie napisał Marek Modzelewski, mam wrażenie, że zmianom uległ również humor. Żarty w dalszym ciągu oparte są na głęboko zakorzenionych stereotypach, jednak tym razem zdają się znajdować ujście w prostszych gagach (choćby ksenofobiczne żarty Tadeusza na temat obcokrajowców pracujących w hotelu). Jest to niezaprzeczalnie aspekt, przez który część widzów może totalnie odbić się od tego filmu. Jedni uznają dowcipy za proste, mało wyszukane (cóż, być może to dlatego, wypowiadające je postaci po prostu są prostakami), inni odnajdą w nich wyzwalającą autentyczność. I choć raz sam śmiałem się w głos, a w innych momentach czułem, że nie jestem targetem żartów (a reakcje na sali kinowej dosadnie pokazują, że taki target istnieje), doceniam ich cel. Przez wyolbrzymienie wyśmiewa się przywary zarówno na wskroś polskie, jak i uniwersalne, takie jak rasizm, ksenofobia czy generalna ignorancja. W nowej odsłonie filmu cel ten rozrasta i zostaje uzupełniony o nowe konteksty.
Podział cech dwóch stron konfliktu pozostaje ten sam: Wanda i Tadeusz reprezentują zaściankowość i prymitywizm prowincji, natomiast Małgorzata (tym razem bez Andrzeja) – pozerstwo, zadufanie oraz inne przywary inteligenckich elit. Symbolizują skrajne cechy spolaryzowanego społeczeństwa, nie siląc się na subtelności. W pewnym momencie pojawia się jednak kolejna zmiana – nadzieja na znalezienie w sobie podobieństw, podanie sobie ręki, dojście do porozumienia.
Siłą Teściów 2 są kobiety, ponownie portretowane przez fenomenalne polskie aktorki: Maję Ostaszewską (Małgorzata) i Izabelę Kunę (Wanda). Możemy z nimi spędzić więcej czasu, zobaczyć je w zupełnie nowych warunkach. Powoli przestają zachowywać pozory – pokazują się jako bardziej ludzkie, a my stajemy się bardziej wyrozumiali wobec nich i możemy z nimi sympatyzować. Małgorzata nie chce, by ktokolwiek dowiedział się, że jest nieszczęśliwa i nie poradziła sobie jeszcze z bólem, z którym wiązał się rozwód. Na wakacje przywozi ze sobą o wiele młodszego kolegę z pracy, Jana. Kreuje go na swojego kochanka, lecz tak naprawdę nie dopuszcza go do siebie, a ich umizgi, wystawne czułości i uwodzicielskie chichoty mają miejsce jedynie w miejscach publicznych, na oczach innych.
Choć Ostaszewska jest wspaniała w każdej scenie, w której występuje, to sercem komedii wydaje się być wątek Wandy. Kobieta zabłądziła w labiryncie hotelowych korytarzy, szukając swojego męża. Przez przypadek znalazła się w spa – świecie jej nieznanym i egzotycznym. Dzięki balijskiemu masażowi doznaje rozkoszy, której nie zaznała przez całe życie. Tym samym przechodzi katharsis, z zabiegu wychodzi odmieniona. Uświadamia sobie, że jej życie, nastawione na pracę i opiekę na dziećmi, było smutne oraz pozbawione przyjemności, na co dawała przyzwolenie. Wanda przedstawia wizerunek kobiet w średnim wieku oraz ich potrzeby, przez lata niezaspokajane przez partnerów. Pokazuje, że zasługują na satysfakcjonujące pożycie i mogą się go domagać. Nigdy nie jest za późno, by zrewidować swoje priorytety, powiedzieć „dość”, postawić na swoje dobro i komfort.
Panie cudownie partnerują sobie we wspólnych scenach, zarówno w tych, w których bezwzględnie mieszają się z błotem, jak i tam, gdzie odnajdują między sobą nić porozumienia. To duet niezwykły, który życzyłbym sobie zobaczyć na ekranie jeszcze wiele razy. Z kolei Tadeusz grany przez Adama Woronowicza wydaje się być jedynie tłem dla wątków kobiecych, mimo że dostaje równie dużo czasu ekranowego. Jego postać jest zdecydowanie najbardziej przerysowana, oparta na żarcie fizycznym i slapsticku, co przez większość filmu sprawdza się nienagannie, choć w niektórych momentach może też irytować. Ogniwem spajającym bieg wydarzeń jest również Jan. Kulm jr jest niezwykle charyzmatyczny i dobrze spełnia się w swojej roli, choć na temat jego postaci dowiadujemy się zdecydowanie najmniej. Ma on eksplicytnie wyznaczoną funkcję fabularną, popychając do przodu wątek Małgorzaty, poza którą nie wykracza. Być może więcej o jego postaci dowiemy się w trzeciej części, na której powstanie wskazuje ostatnia scena filmu.
Czy Teściowie 2 to film lepszy od swojego poprzednika? Na to pytanie nie jestem w stanie jasno odpowiedzieć. Pewne jest natomiast, że jest to coś zupełnie innego, ale udało się zachować serce na odpowiednim miejscu. Różnice są w użytych środkach wyrazu, jednak postaci się nie zmieniły – zostały inteligentnie rozbudowane, dzięki czemu ukazały swoją ludzką stronę i stały się widzowi bliższe.
korekta: Kamil Walczak
Miłośnik kina i teatru. Piszę i koordynuję social media. Z zawodu psycholog ze specjalizacją w biznesie.