Advertisement
FilmyKinoRecenzje

Tam, gdzie niewygodnie – recenzja thrillera społecznego „Tori i Lokita”

Jakub Nowociński
Tori i Lokita / Materiały prasowe Gutek Film

Tori i Lokita są rodzeństwem ze zmarginalizowanej grupy społecznej, z przeszłością naznaczoną agresją i represją. Mogą liczyć tylko na siebie; ich wzajemne wsparcie zadecyduje o tym, czy przetrwają w bezwzględnym świecie. Czy bezgraniczna miłość i troska wystarczą, aby wyjść z opresji i zapewnić sobie lepszą przyszłość? Odpowiedź na to pytanie odnajdziemy w najnowszym thrillerze społecznym w reżyserii braci Dardenne. 

Główni bohaterowie wyemigrowali z Afryki w ucieczce przed ubóstwem i przemocą. On jest małym chłopcem, ona zaledwie nastolatką. Musieli przedwcześnie dorosnąć, a sytuacja życiowa zmusiła ich do podejmowania wątpliwych moralnie decyzji. Z jednej strony ogranicza ich bezkompromisowy, rygorystyczny system socjalny, z drugiej szantażują przemytnicy, oczekujący rekompensaty za przewiezienie ich do mlekiem i miodem płynącej Belgii. Do tego dochodzą handlarze narkotyków, nieprzepuszczający okazji do eksploatacji słabszych.

Tori i Lokita to kino bezpośrednie, operujące oszczędnymi, ale niezwykle dosadnymi i skutecznymi środkami wyrazu. Pomysł na formę był prosty i pozbawiony zbędnego sentymentalizmu. Bracia Dardenne eksplicytnie sygnalizują swoje intencje. Zdjęcia są funkcjonalne, skupiające się na konkrecie i detalu; często zaglądają tam, gdzie najbardziej niewygodnie. Operator skrupulatnie śledzi bohaterów, skrada się za nimi na paluszkach, nie będąc w stanie przewidzieć kolejnego ich ruchu. Sytuacje, w których znajdują się Tori i Lokita, czasem świadomie, a czasem przymusowo, są ryzykowne i budzą przeszywający niepokój, przez co film świetnie radzi sobie jako dreszczowiec, organicznie budując napięcie wraz z tokiem fabuły. 

Tori i Lokita / Materiały prasowe Gutek Film

Niemalże cały seans spędzamy w ciszy, dzięki której słyszymy każdy złowieszczy szelest dochodzący z oddali. Świadomą decyzją było zrezygnowanie ze ścieżki dźwiękowej budującej suspens; jedyną muzyką, jaką słyszymy, są piosenki śpiewane przez głównych bohaterów. Najważniejszą z nich i jednocześnie powracającym co jakiś czas motywem jest włoski utwór, którego nauczyła ich w ośrodku Sycylijka – Alla fiera dell’est autorstwa Angelo Branduardiego. To piękny komplement wobec społeczno-politycznego kontekstu filmu i smutne podsumowanie świata jako z natury hierarchicznego systemu, przed którym nie da się uchronić; silniejszy zjada słabszego, równowaga zostaje zachowana. To okrutne, bezlitosne prawo dżungli, w którym Tori i Lokita są bezsilnymi roślinożercami, a otaczający ich ludzie drapieżnikami. 

Przeczytaj również:  Mistrzowska Piątka – polskie reżyserki w XX wieku | Zestawienie | Festiwal Polskich Filmów Fabularnych

W konsekwencji tych zabiegów film pozostaje szalenie blisko swoich postaci, dokładnie prześwietlając ich emocje, wrażliwość, lęki. Widz, jako jedyny, daje im okazję do bycia zobaczonym oraz wysłuchanym. To emocjonalne, humanistyczne kino społeczne; wyjście na ulicę, dotknięcie trawy i czułe przyjrzenie się ludziom z niższego stopnia drabiny społecznej, zazwyczaj skazanym na porażkę. Zza kamery czuć ogromną miłość twórców do swoich bohaterów – bracia Dardenne prowadzą ich przez film z taką samą troską, jaką obdarowuje się wzajemnie rodzeństwo. Nie ma w tym patrzenia z góry, oceny, zbędnego opiniowania, ideologicznych dywagacji – jedynie skupienie na ludzkich uczuciach. A to wszystko okraszone bezpośrednią, pesymistyczną puentą pokazującą, jak okrutny potrafi być wobec siebie gatunek ludzki. 

Tori i Lokita / Materiały prasowe Gutek Film

Mocą filmu jest relacja głównych bohaterów, która niesie na ekran morze ciepła; to miłość bezwarunkowa, bezinteresowna, absolutna. Tori i Lokita są w stanie funkcjonować tylko we dwoje, jedno nie przetrwa bez drugiego. W oczach Toriego – dziecka ograbionego z dzieciństwa, wiecznie walczącego o przetrwanie – widzimy dojmującą mądrość dorosłego mężczyzny. Lokita jest wykończona nieprzerwaną wojną ze światem, który nie daje jej żyć. Przez sympatyzowanie z postaciami seans jeszcze bardziej boli i niejednokrotnie wystawia nasze emocje na próbę. Jest to historia, która łamie serce i sprawia, że opuszczamy salę kinową nieco inni niż wcześniej. 

Tori i Lokita opowiada o ludziach, o których większość twórców nie chce opowiadać – niewidzialnych, porzuconych na pastwę losu, zaniedbanych przez system. W końcu to temat nadzwyczajnie niewygodny dla przeciętnego uprzywilejowanego zjadacza chleba. Na szczęście braciom Dardenne nie tylko nie zabrakło odwagi zajrzeć tam, gdzie większości z nas jest zbyt drażliwie, niekomfortowo i uciążliwie, ale zrobili to w absolutnie zachwycającym stylu, formą najprostszą w najcnotliwszym tego słowa znaczeniu. To historia, która broni się sama. I sprawia, że zauważamy, w jakiej bańce żyjemy.

Przeczytaj również:  Sophie – „Sophie” [RECENZJA]

 

Korekta: Zuzanna Ledzion
+ pozostałe teksty

Miłośnik kina i teatru. Piszę i koordynuję social media. Z zawodu psycholog ze specjalizacją w biznesie.

Ocena

8 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.