“Kino niezależne potrafi być bardzo negatywnym określeniem w Hong Kongu” – mówi Fruit Chan, jeden z najważniejszych hongkońskich reżyserów [WYWIAD]
Wywiad z Fruit Chanem miałem okazję przeprowadzić w listopadzie, w warszawskim Kinie Muranów. Reżyser był w tamtym czasie gościem Festiwalu Pięć Smaków. Ubrany w koszulę i czerwoną bluzę, z zółtym beretem i okrągłymi okularami, twórca skojarzył mi się ze Spikiem Lee i jego charakterystycznym stylem. Naszą rozmowę prowadziliśmy po angielsku, choć towarzyszył nam tłumacz, który pomagał w momentach, gdy Chan musiał wspomóc się językiem chińskim do wyrażenia swoich myśli.
Fruit Chan: Z góry przepraszam za swój angielski, postaram się zrobić co w mojej mocy!
Andrzej Badek: Kiedy poszukiwałem informacji na temat Twoich filmowych inspiracji, na temat tego, co skłoniło cię do zainteresowania się kinematografią, natknąłem się na informację o jakichś radzieckich produkcjach, które cię zainspirowały.
To było bardzo dawno temu. Wychowywałem się w Chinach, jeszcze przed Rewolucją Kulturalną¹. W związku z tym miałem okazję oglądać wiele radzieckich filmów. Przy czym były to produkcje propagandowe, wychwalające komunistyczną rewolucję – zupełnie odbiegające formą od tego, jak wygląda współczesne kino. W tamtym okresie mogłem jednego dnia obejrzeć film radziecki i chiński, nakręcone w dokładnie takim samym, rewolucyjnym stylu. Widziałem nawet produkcję z Rumunii, kiedy miałem 8 lat. Pamiętam to, ponieważ był to pierwszy raz w moim życiu, kiedy ujrzałem bikini. Właśnie w rumuńskim filmie. To było coś! Zwłaszcza dla młodego chłopca. Właściwie dlaczego o to pytasz?
Zastanawiam się, co tak naprawdę pchnęło cię w kierunku tworzenia filmów.
Ok. Kiedy miałem około 17 lat, przeprowadziłem się do Hong Kongu. Pracowałem przy obsłudze projektora w kinie i zobaczyłem słynny włoski film – Cinema Paradiso. Pracowałem w tym kinie przez rok i obejrzałem naprawdę wiele filmów. Chyba pierwszym amerykańskim filmem, który widziałem był film Johna Watersa. Później poszedłem do szkoły filmowej. Nie była to jakaś bardzo znana szkoła, ale uczyło w niej wielu uznanych filmowców z Hong Kongu. Przy czym zajęcia tam odbywały się tylko w nocy, bo każdy miał za dnia pracę. Studiowałem tam rok lub dwa, nie pamiętam dokładnie, ale obejrzałem mnóstwo filmów! Z japońskiej nowej fali, francuskiej nowej fali, tajwańskiej nowej fali… A potem, w latach 80. przeniosłem się do pracy w branży filmowej jako asystent reżysera hongkońskiej nowej fali².
Urodziłeś się w Chinach, potem emigrowałeś do Hong Kongu, Powiedz, kim właściwie się czujesz – Chińczykiem, Hongkończykiem, czy może jeszcze kimś innym?
W tamtym czasie nikt tak naprawdę nie myślał w kategoriach narodowości. Po prostu podążałem w tym samym kierunku co moja rodzina i stałem się mieszkańcem Hong Kongu. W każdym razie nigdy nie czułem się w żaden sposób odrzucony, ludzie z Hong Kongu nigdy nie patrzyli na mnie z góry. Miałem inny problem. Wyjazd przerwał moją edukację i przez to w wieku 17 lat nadal musiałem się uczyć w gimnazjum. To nie jest wiek na taką szkołę i było to upokarzające.
Te doświadczenia sprawiły jednak, że stałem się niezależnym człowiekiem. Reasumując, pracowałem przy obsłudze projektora, potem uczyłem się w nocnej szkole filmowej, nawiasem to nie była profesjonalna szkoła, a potem zacząłem pracę w przemyśle filmowym. Ale nadal oglądam dużo filmów autorskich i niezależnych, choć sam często pracuję przy dużych produkcjach.
Z tego powodu ludzie często mówią – jesteś niezależnym reżyserem!
Tylko że arthouse, kino niezależne potrafi być bardzo negatywnym określeniem w Hong Kongu! Kino głównego nurtu od lat 50. po dziś dzień jest u nas bardzo silne. Kino autorskie, niezależne jest oglądane przez niewielu ludzi. Dlatego często się ze mnie śmieją. Nie obchodzi mnie to. Lubię filmy, szczególnie włoskie czy francuskie; nawet jeśli nie rozumiem wszystkiego to mogę podziwiać te piękne długie ujęcia.
Po dziesięciu latach pracy technicznej w branży, uzyskałem możliwość awansu na reżysera. Kręciliśmy wtedy praktycznie samo mainstreamowe kino gatunkowe. Moim pierwszym filmem była produkcja o duchu³. Drugim filmem był romans o nastolatkach. To nie były dobre produkcje. Dlatego, zatrzymałem potem karierę na jakiś czas, nie chciałem więcej stawać za kamerą. Uznałem, że po prostu nie wiem, jak kręcić dobre filmy.
A jednak potem, w latach 1996 i 1997 współpracowałem przy kilku drogich produkcjach i zorientowałem się, jak wiele materiałów, w tym taśmy filmowej, ulega zmarnowaniu! Pomyślałem, że jeśli chcę nakręcić swój pierwszy, całkowicie niezależny film, muszę wykorzystać te odpadki, żeby oszczędzić pieniądze. Mogłem to zrobić, bo w Hong Kongu nikt nie przejmuje się odpadami Posklejałem skrawki taśmy i nakręciłem na nich Made in Hong Kong.
I jest to naprawdę świetny film! Zastanawiałem się, oglądając Made in Hong Kong z 1997 roku i Twoje nowe produkcje, jak bardzo zmieniła się branża filmowa Hong Kongu przez te 20 lat?
Czasem różnica nie jest dla mnie oczywista. Ale dla młodych ludzi jest bardzo dostrzegalna. Gdy 20 lat temu pokazywaliśmy Made in Hong Kong w kinach, nawet młodzi ludzie nie byli szczególnie zachwyceni produkcją. Nie przemówiła ona do nich. Film opowiada o przekazaniu Hong Kongu w ręce Chin⁴, a ich to nie obchodziło.
Natomiast teraz, 20 lat po premierze, gdy Far East Film Festival w Udine dokonał restauracji i cyfryzacji mojego filmu ponownie pokazaliśmy produkcję w kinach Hong Kongu. Reakcja młodych ludzi była tym razem zupełnie inna! Pokochali tę historię. Widziałeś ten film?
Tak!
Na koniec wszyscy popełniają samobójstwo. Nie chcą stawiać czoła przyszłości.
Tak jak w Romeo i Julii
To jest esencja problemu współczesności: ludzie nie chcą mierzyć się z przyszłością!
Tak zmienił się przez ten czas świat i ludzie. A jak zmieniłeś się Ty? Jak bardzo różni się Fruit Chan, który siedzi teraz przede mną od tego, który kręcił film w 1997 roku?
Nie mam wrażenia, żebym się jakoś szczególnie zmienił. Może to dlatego, że jestem niezależnym reżyserem? Kiedy kręcę film, nie potrzebuję do tego celu zbyt wiele pieniędzy, więc tym samym nie potrzebuję zewnętrznych dofinansowań. Kiedy ktoś finansuje twoje filmy, prędzej czy później musisz za to jakoś zapłacić. Dlatego wolę sam sobie płacić. Dzięki temu przez te 20 lat robię głównie to, co chcę!
Zmiany… (śmieje się) Ludzie ciągle mnie o to pytają, więc może faktycznie muszę się nad sobą zastanowić i coś zmienić, ale prawdę mówiąc, jeszcze nie wiem co.
Być może w przyszłym roku skorzystamy z jakiegoś dofinansowania, żeby zwiększyć budżet naszego następnego projektu i nakręcić coś większego. W ten sposób moglibyśmy obsadzić w głównych rolach jakąś znaną aktorkę lub aktora i zachęcić do seansu komercyjną publikę. Im bardziej arthousowy film, tym mniej publiki, sam rozumiesz. Takie dofinansowanie byłoby pierwszym krokiem…
Chyba, że zrobię po prostu jakiś typowo komercyjny film. Już to kiedyś zrobiłem, ale bez większego sukcesu, tylko dla pieniędzy, za które sfinansuję kolejny autorski projekt.
Jak inaczej sprawić, żeby film się zwrócił? Jeśli nie prosisz o pomoc chińskich inwestorów masz pełną swobodę twórczą. Możesz robić to, co chcesz. Dlatego za każdym razem, kiedy ktoś mi mówi, że muszę się zmienić, a zapewniam że sam zadaję sobie często takie pytanie, odpowiadam szczerze, że nie wiem. Jeszcze nie wiem.
Gdy jednak podejmuję decyzję albo wpadam na pomysł działam szybko. *pstryka palcem* Zanim się obejrzysz, w ciągu miesiąca pomysł jest już zrealizowany. Wiem, w jaki sposób napisać scenariusz i jestem bardzo zdolny w kwestii zarządzania pieniędzmi i organizacji produkcji filmu. Wiem, jak pewne rzeczy przyspieszyć.
Mówisz wiele o niezależności. My w Europie coraz częściej poruszamy temat chińskiej cenzury i zastanawia mnie jedna kwestia: na ile jest możliwe, żeby reżyser mógł jednego roku kręcić ocenzurowany film po mandaryńsku a rok później stworzyć za pieniądze z poprzedniego autorski film, w którym mówi to, co chce.
Właśnie coś takiego chcę robić.
Ale czy uważasz, że jest to możliwe?
Wydaje mi się, że tak. W Hong Kongu jest taki problem, że budżety filmów kręconych po kantońsku⁵ są bardzo niskie, ponieważ trafiają jedynie do lokalnych odbiorców. Jeśli chcesz mieć większy budżet, musisz zgodzić się koprodukcję z Chinami. Wtedy musisz się zgodzić na to, że film ten będzie można wyświetlić w kinach nie tylko Hong Kongu, ale też Chin kontynentalnych, więc film musi przejść przez cenzurę. Ja mam z tym problem. Nie lubię czekać na ich zgodę. Praca z innymi ludźmi, z inną firmą jest dla mnie trudna. Może powinienem się zmienić, nie wiem.
Jak to było jak kręciłeś The Invincible Dragon – czy ten film został bardzo mocno pocięty przez cenzorów?
Widziałeś ten film?
Nie, niestety nie dało się go nigdzie obejrzeć.
Jest okropny! To było tak, że skończyłem pracę nad filmem i dostałem informację, że wszystko jest w porządku. A potem nagle miesiąc później dostałem informację, że muszę dokonać zmian. Potem, za następne kilka miesięcy wprowadzili jeszcze dodatkowe zmiany. Pierwotnie film ten trwa 160 minut. Wycięli z niego połowę – około 80 minut! Cała część dramatyczna została wycięta. Zostawili praktycznie wyłącznie sceny akcji. Tempo filmu jest straszne. Bardzo szybkie. Zanim się zorientujesz, co się dzieje, jest już kolejna scena. Film nie zarobił zbyt wiele w Chinach. Ja się cieszę. To oni zniszczyli ten film, własnymi rękami. Nie ja.
Początkowo byli na mnie źli, gdy zrobiłem ten film. Ale ja przetrwałem i zarobiłem pieniądze na następny. To był pierwszy raz w moim życiu, kiedy powiedziałem: ten film nie jest dobry, zrobiłem to tylko dla pieniędzy.
Ok, teraz już rozumiem. Widziałem zwiastun filmu i faktycznie wydaje się napakowany akcją. Powiedz mi, gdy wyjeżdżasz z Hong Kongu do innego miasta, na przykład tu, do Warszawy, jaka jest pierwsza różnica, która rzuca ci się w oczy? Co różni Hong Kong od innych dużych miast świata?
(zastanawia się przez dłuższą chwilę) Hong Kong jest wyjątkowy. Teraz miasto jest pełne smutku, podupada…
Chciałbym kręcić filmy w innych miastach. Być może w przyszłym roku pomyślę o tym, żeby nakręcić coś w Tokyo albo Nowym Jorku. Mam już wiele historii w planach. Problemem jest dla mnie zawsze to, że nie znam lokalnej kultury. Zawsze porównuję miasta, które odwiedzam do Hong Kongu i szukam wspólnych stycznych – cech uniwersalnych miasta. Wydaje mi się, że nie różnią się one tak bardzo od siebie. Różni je głównie styl życia. Myślę, że w przyszłości nakręcę filmy poza Hong Kongiem. Wykorzystam swoją wiedzę, jak tworzyć, żeby nadać im wymiar uniwersalny.
Pytam, ponieważ, gdy oglądam twoje filmy, mam poczucie, że Hong Kong to nie tylko miasto, w którym toczy się akcja, ale pełnoprawny bohater. Miasto jako żywa metropolia stanowi serce twojej twórczości. Co więcej, zastanawia mnie to, że najczęściej kręcisz filmy o ludziach z niższych klas. O biednych, prostytutkach albo gangsterach. Dlaczego opowiadasz akurat o nich?
Nie uwierzysz, jeśli ci powiem.
Dawaj!
Oszczędzam kasę. Sam żyłem w takich warunkach, więc je znam. W ten sposób nie muszę wdrapywać się do luksusowych zamków i zaglądać przez okno. Kręcę filmy o takich ludziach, jakich znam. Hollywood Hongkong to pierwszy film o klasie średniej, który nakręciłem. Teraz pracuję nad jednym scenariuszem, który opowiada o zderzeniu niższej klasy z klasą średnią. Przypomina trochę fabułę tego koreańskiego filmu…
Parasite
Tak. Ale nie wiem, czy nakręcą ten film, bo teraz wszystkie wytwórnie są zamknięte. W każdym razie raczej na pewno nie będę kręcił niczego o klasie wyższej. Koszta takiej produkcji byłyby bardzo wysokie i nie jest to temat, o którym myślę szczególnie dużo.
Jak wspomniałeś, dużo się dzieje obecnie w Hong Kongu. Zastanawia mnie, jak wygląda zaangażowanie w protesty. Kto stanowi większość protestujących? Ludzie z klasy średniej czy niższej? Czy ludzie z którymi pracujesz także wychodzą na ulice?
Myślę, że w protesty zaangażowanych jest blisko 70% młodych ludzi. Moi współpracownicy to głównie ludzie młodzi. Nie wiem, czy chodzą na protesty, ale codziennie śledzimy razem rozwój wydarzeń. Jesteśmy na bieżąco. Gdyby się okazało, że i oni protestują, uznałbym to za całkowicie normalne.
Jesteś dla mnie specjalistą w rozumieniu ducha Hong Kongu. Jak byś określił cel protestów w tej chwili? Część postulatów protestujących została spełniona, jednak protesty w dalszym ciągu trwają, a ja mam wręcz wrażenie, że mamy do czynienia z eskalacją konfliktu. Do czego to wszystko zmierza?
Wow
Wiem, to trudne pytanie.
Tego nie wie nikt. Różni ludzie w tych protestach mają różne cele. Cele ludzi związanych z Chinami nie są zbyt dobre. Problem polega na tym, że Hong Kong nie decyduje o sobie samym. Dużą rolę odgrywa chiński rząd. Więc, teoretycznie możemy robić, co chcemy, ale ostatecznie… Mamy w Hong Kongu takie powiedzenie o Białym Strachu. Oznacza to, że gdy kampania wyborcza lub protesty dochodzą do końca, rząd zaczyna wyłapywać wszystkich opozycjonistów⁶.
Wracając jeszcze do tematu twoich filmów, obejrzałem Trzech mężów…
Chcesz się poskarżyć? (śmieje się) Zbyt wiele scen miłosnych?
Nie! Uważam, że to bardzo postępowa i interesująca historia. Zastanawiałem się, jak reagują na nią Hongkongczycy. Czy są oni liberalni?
Ten film jest trochę, jakby to ująć, nierzeczywisty. Jest tam bardzo dużo humoru i dla wielu może wydać się dziwaczny. Ale jest bardzo zabawny. Na pewno pojawił się sprzeciw ze strony środowisk feministycznych. Nie podobało im się to, że w filmie kobiece ciało jest użyte jako źródło zarobku. Myślę, że ten motyw wzbudza wiele kontrowersji w Hong Kongu i w Azji w ogóle. Dla ludzi z Zachodu także jest trudny do zaakceptowania.
Ta produkcja to zwieńczenie mojej trylogii o prostytucji. Od premiery drugiej części, Made in Hong Kong minęło kilka lat, ponieważ miałem problem ze znalezieniem odpowiedniej aktorki do roli. Nikt nie chciał lub nie mógł zagrać tej postaci. Poszukiwania zajęły mi siedem czy osiem lat.
Gdy już znalazłem, zapytałem ją, czy nie ma nic przeciwko scenom miłosnym albo takim, w których będzie naga. Powiedziała, że nie i nigdy nie narzekała. Ludzie często pytali się mnie, po co w tym filmie tyle scen seksu, tyle nagości. A ja zawsze odpowiadałem, że takie jest życie tych bohaterów. Jak miałbym je przedstawić bez scen miłosnych? Co innego mają robić na małej łódce? To mała przestrzeń, a bohaterowie Trzech mężów to życiowi nieudacznicy. Nie mogą łowić ryb, nie mogą wyjść na zewnątrz.
Pozostaje im tylko seks.
Używają ciała dziewczyny do zarabiania pieniędzy. Dlatego te sceny są tak ważnym aspektem. Ja już i tak bardzo stonowałem ten film. Wyciąłem wiele scen, żeby uniknąć kontrowersji.
Trzech mężów chciałem nakręcić już kilkanaście lat temu, w okolicach premiery Durian Durian. Przez te lata wiele się zmieniło i musiałem uwspółcześnić scenariusz o bieżącą sytuację polityczną. Zależało mi na tym, żeby film był zrozumiały nie tylko dla mieszkańców Hong Kongu, ale także dla widowni na Zachodzie.
Jeśli nigdy nie byłeś w Hong Kongu, nie wiesz, jak wyglądają nasze relacje z Chinami czy Makau⁷. Zazwyczaj jeden kraj oznacza jeden system, ale dwa systemy oznaczają znacznie to wszystko komplikują⁸. Jeśli ktoś z Hong Kongu chce wyjechać do Chin kontynentalnych, musi użyć specjalnej wizy. Nie wystarcza paszport albo dowód osobisty. Tak samo w drugą stronę – jeśli ktoś chce przyjechać z Chin.
Zależało mi na tym, żeby to wyjaśnić. Kiedy oglądam film z Europy czy Afryki, nie mam pojęcia o panujących tam systemach politycznych i nie przeszkadza mi to w odbiorze produkcji. Dlatego ostatecznie wyciąłem niektóre sceny, żeby uczynić Trzech mężów filmem prostym i przystępnym.
I udało ci się to. Seans tej produkcji był dla mnie bardzo przyjemnym doświadczeniem. Na sam koniec chciałbym spytać jeszcze o przyszłość.
Moją przyszłość?
O przyszłość twoją, Hong Kongu oraz lokalnej branży filmowej.
Zacznijmy od branży. Bardzo zmieniła się w ostatnich latach. Jeśli chcesz liczyć na sukces finansowy, musisz wejść we współpracę z Chinami. Chiny to ogromny rynek******, więc bardzo łatwo zwracają się wszystkie koszty poniesione w trakcie produkcji.
Te produkcje z Hong Kongu, które kręcone są po kantońsku, nie zostaną wypuszczone na rynek chiński. Tak samo jak żadne filmy, w których jest motyw duchów. Dlatego Trzej mężowie nigdy nie pojawią się w chińskich kinach – tylko w Hong Kongu. Wyjątkiem może być sytuacja, w której film zostanie nagrodzony na jakimś międzynarodowym festiwalu.
Tak jest w przypadku Pozostać człowiekiem. To film, którego jestem producentem. Lokalna produkcja z Hong Kongu, dofinansowana przez rząd, który wspiera debiutujących reżyserów, Film kosztował trzy miliony HKD, czyli około 6 milionów euro⁹. Utwór zyskał uznanie, na zagranicznych festiwalach i Chiny postanowiły zakupić prawa do produkcji.
Problem jest w tym, że Anthony Wong, główny aktor, wspominał, że rząd chiński go nie lubi i w związku z tym, nie wiadomo czy film będzie miał premierę w tym kraju¹⁰.
Czy w takim systemie istnieje w ogóle przyszłość dla niezależnej kinematografii?
Niezależność może istnieć, ale bez żadnego sukcesu finansowego. Nikt nie ograniczy cię w tym, co chcesz nakręcić, ale będziesz to robił za bardzo małe pieniądze. Z drugiej strony, ludzie w Hong Kongu nie są wielkimi fanami koprodukcji z Chinami. Te filmy współtworzone z Chińczykami są trochę jak filmy Marvela. Wiesz, Marvel jest w porządku, ale nie zostawia przestrzeni na jakiekolwiek ryzyko.
Dziś większość reżyserów z Hong Kongu, którzy są zaangażowani w koprodukcje, mieszka w Chinach.
Jak widzisz swoją własną przyszłość?
Chyba muszę się zmienić. Tylko to jest bardzo trudne. Chciałbym zatrudniać w swoich filmach więcej rozpoznawalnych aktorów, żeby zachęcić widownię do kin. Większość widzów nie chce oglądać kina artystycznego. Takie kino przyciąga może 10% widzów. Jeśli film zdobywa nagrody, wtedy oczywiście łatwiej go wypromować, ale taka promocja w Hong Kongu nie jest łatwa. To nie Korea¹¹. W Korei mają przynajmniej wiele kin. Hong Kong jest bardzo mały. Jeśli chcę kontynuować tworzenie filmów w swoim stylu, będę musiał czasem nakręcić jakiś filmy z Chińczykami. Czy taki film będzie sukcesem, czy nie, nie obchodzi mnie to. To będzie tylko źródło finansowania moich własnych filmów.
Na sam koniec – przyszłość Hong Kongu.
Bardzo trudno to przewidzieć. Nawet jeśli wszyscy się uspokoją i znajdą rozwiązanie, miasto wygląda jak wielkie pole bitwy. Spacerujesz po nim i widzisz jeden wielki nieporządek. Ten polityczny system to bardzo duży problem, bo naszym szefem nie jest ktoś, kogo znamy, ktoś ze starego porządku. Szefem są Chiny. W mojej opinii, zawsze to powtarzam, koniec będzie tragiczny, bardzo smutny. Wkroczymy w mroczną erę, bardzo trudną. Nie będzie powrotu do tego, jak było rok temu lub pół roku temu. Kiedy Chiny w końcu przejmą pełną władzę w regionie, nastanie nowy porządek. Za rok czy dwa wszyscy na świecie zapomną o tym, co się dzisiaj dzieje. Nikt nie będzie pamiętał.
Przykro mi, ale bardzo dziękuję ci za ten wywiad.
Zrobiłem, co w mojej mocy! Tak jak obiecałem.
Przypisy:
- Początkowo, w latach 50., Chiny i ZSRR miały bardzo bliskie relacje, co wynikało z podobnego ustroju, który panował w obu państwach. Sytuacja zaczęła się zmieniać po śmierci Józefa Stalina. Wówczas w ZSRR nastąpiła odwilż, którą odczuli także Polacy i której skutkiem był choćby wzrost swobody twórczej takich polskich filmowców jak Andrzej Wajda. Mao Zedong cenił sobie o wiele bardziej kult jednostki panujący za Stalina, co spowodowało, że drogi obu reżimów zaczęły się powoli rozchodzić. Tym samym, dostęp do filmów radzieckich w Chinach został ograniczony.
- Chodzi o Davida Lai Dai-Wai
- Da nao guang chang long
- Do 1997 roku Hong Kong był posiadłością brytyjską. Był to wynik trwającej 99 lat dzierżawy tych terenów przez Brytyjczyków od 1898 roku. W wyniku porozumień między Wielką Brytanią a Chinami w 1984 roku, zdecydowano, że od 1997 roku region zostanie przekazany w ręce Chin, przy czym rozpocznie to trwający 50 lat okres przejściowy. Aż do 2047 roku Hong Kong, choć zależny od Chin, ma zachować częściową autonomię polityczną. Jest to bardzo ważna data w kontekście Hong Kongu. Wong Kar-Wai, jeden z czołowych twórców hongkońskich, nakręcił produkcję zatytułowaną 2046, która stanowi futurystyczną kontynuację Spragnionych miłości i opowiada o czasach tuż przed wcieleniem regionu do Chin.
- W Hong Kongu, podobnie jak w Makau, większość ludności posługuje się językiem kantońskim. W Chinach kontynentalnych większość ludzi posługuje się językiem mandaryńskim.
- Mówiąc o Białym strachu (ang. White Terror), Chan nawiązuje do niepokojących wydarzeń, które dzieją się obecnie w Hong Kongu. Nieoznakowane, ubrane na biało bojówki, być może powiązane z triadami i finansowane przez przeciwników protestów, wyszukują i atakują najbardziej aktywnych uczestników antyrządowych protestów. Termin ten został zapożyczony z podobnej praktyki, którą posługiwał się w drugiej połowie XX wieku reżim Chiang Kai-sheka na Tajwanie, po ucieczce przed Mao Zedongiem z kontynentu. Bez wątpienia był to najtrudniejszy moment wywiadu. Chan ewidentnie się zdenerwował i zaczął mówić po chińsku i musiałem wspomagać się tłumaczeniem. Stąd dość nagła zmiana tematu, którego nie chciałem w danej chwili drążyć.
- Makau – jeden z najbogatszych regionów świata. Podobnie jak Hong Kong, cieszy się częściową autonomią, choć formalnie należy do Chińskiej Republiki Ludowej. Obecnie Makau jest światową stolicą hazardu, posiadającą obroty kilkukrotnie większe niż Las Vegas.
- Jeden kraj, dwa systemy – Deng Xiaoping, który doszedł do władzy w latach 80. był wielkim jak na Chiny reformatorem. Według jego koncepcji, na terenie komunistycznych Chin mogą istnieć obszary o innym ekonomicznym systemie niż w reszcie kraju. Miało to na celu powolne, systematyczne jednoczenie kraju z regionami, w których panował ustrój kapitalistyczny. Przykładem są tu Hong Kong i Makau. Przemieszczenie się pomiędzy tymi regionami a resztą Chin wymaga specjalnych dokumentów.
- Tu ewidentnie reżyser popełnia błąd. 1 hongkoński dolar (HKD) to około 0.11 Euro.
- Chińska dystrybucja jest bardzo kapryśna – nie tylko wobec twórców zagranicznych, ale też lokalnych gwiazd. Wiecznie zmieniające się standardy cenzury sprawiają że niezwykle łatwo popaść w niełaskę rządu. Stąd, w zależności od bieżącego klimatu politycznego, niektóre filmy mogą zostać wstrzymane na nieokreślony czas. Po więcej informacji na temat chińskiego modelu dystrybucji odsyłam do drugiego odcinka podcastu Azja kręci.
- Po reformacji ustrojowej, która nastąpiła, podobnie jak w Polsce, w 1989 roku, kinematografia stała się jednym z priorytetów nowych rządów. Choć na efekty tych decyzji przyszło czekać, obecnie kino koreańskie to regionalna potęga, a lokalni twórcy zyskują coraz większą popularność nie tylko w kraju, ale też za granicą. Przykładem tego jest chociażby Parasite, który szturmem wziął zachodnie festiwale filmowe – od Cannes po Los Angeles. Oprócz Joon-ho Bonga warto tu także wymienić Chang-dong Lee czy Ki-duk Kima.