“Mikrosiedlisko” – Gorzki film (przed)świąteczny prosto z zimnego Seulu [RECENZJA]
Para kochanków klęczy naprzeciwko siebie w niewielkim mieszkaniu. Są ciepło ubrani, bo nad światem za oknem zapanował zimny zimowy wieczór. Para orientuje się, że minęło wiele czasu od momentu, w którym ostatni raz uprawiali ze sobą seks. W szybkim akcie wybuchu pożądania zdejmują z siebie ubrania, zbliżają do siebie… żeby zaraz skonfrontować się z faktem, że jest im po prostu zbyt zimno, by czerpać przyjemność ze stosunku.
Jedna z pierwszych scen, które otwierają Mikrosiedlisko na Festiwalu Pięć Smaków jest niezwykle dołującym fizycznym doświadczeniem biedy. Nie oznacza to bynajmniej, że produkcja Koreanki Jeon Go-woon przez cały czas trwania będzie nas karmić obrazami ubóstwa i beznadziejności. Reżyserka ma nam do zaoferowania o wiele więcej.
Podczas festiwalu Mikrosiedlisko wyświetlane jest w sekcji “Parasites”, która odnosi się oczywiście do tegorocznego zwycięzcy Oscara, Parasite. Sekcja poświęcona jest południowokoreańskim produkcjom, które portretują życie w Korei od strony mniej zamożnych mieszkańców. A dokładniej: mieszkańców, którym z trudem przychodzi łączenie końca z końcem w państwie kojarzonym z sukcesem gospodarczym, kolorowymi tancerzami oraz gigantami techniki pokroju Samsunga.
Miso, protagonistka opowieści, to młoda dziewczyna, która wiedzie spokojne życie w Seulu. Rytm jej życia wyznaczają proste przyjemności: spotkania z chłopakiem, który próbuje swych sił w rysowaniu koreańskiego komiksu, manhwy, palenie ulubionych papierosów i sączenie whisky w ulubionym barze. Oprócz tego, Miso najmuje się do sprzątania i gotowania. Ta ostatnia czynność wyróżnia ją spośród wszystkich; niejednokrotnie właśnie poprzez kuchnię podniesie na duchu swoich przyjaciół.
Nadciągająca podwyżka czynszu zmusi bohaterkę do porzucenia swojego kontrsystemowego stylu życia. Stojąc przed decyzją o porzuceniu swoich przyjemności lub utratą dachu nad głową, podejmie radykalne stanowisko opuszczenia mieszkania wraz z niewielkim dobytkiem i poszukiwania schronienia wśród przyjaciół ze szkolnych czasów. W tym momencie charakter produkcji ulega zmianie. Choć nadal będziemy podążać śladami bohaterki, Jeon Go-woon sprezentuje nam cały wachlarz różnych postaci, które sumarycznie złożą się na obraz społeczeństwa. Społeczeństwa młodych, samotnych i zagubionych.
Kogo tam nie ma! Poznamy żywiołową dziewczynę, która po wzięciu ślubu została sprowadzona do roli kury domowej, w której się nie odnajduje, bo nienawidzi gotowania. Mężczyznę, który stracił partnerkę i został z wielkim mieszkaniem, które spłacać będzie przez najlepsze dekady swojego życia. Innego, który żyje z zaborczymi rodzicami i nie jest w stanie nawiązać romantycznej relacji z żadną kobietą. Bohaterkę, która nie realizuje się poprzez macierzyństwo, choć czuje, że powinna.
Zaglądając do każdego z nich na jedną lub kilka nocy, Miso okaże się nie tylko przyjaciółką z dawnych czasów, ale też zwierciadłem, w którym będą mogli się przejrzeć; porównać obecne życie z czasami beztroskiej młodości. Pod tym względem Mikrosiedlisko nabiera cech… filmu świątecznego. Niczym w Opowieści wigilijnej Charlesa Dickensa mamy tu silne rozliczenie przeszłości i teraźniejszości dokonywane w akompaniamencie śnieżnej zimy.
Reżyserka stawia nas przed paradoksalnym brakiem wolnego wyboru. Który los jest lepszy? Ten, który obrała Miso; bezkompromisowego życia na rubieżach systemu i norm, oddając się prostym przyjemnościom? A może dorosły, “dojrzały” żywot jej przyjaciół, którzy wikłają się w skomplikowane relacje życia rodzinnego? Czy ma to ostatecznie znaczenie, skoro jednych zduszą coraz wyższe ceny usług, a innych dławić będą ich własne rodziny i fałszywa, niezrealizowana obietnica szczęścia poprzez stabilizację?
Idąc drogą na skróty można by uznać Mikrosiedlisko za film antykapitalistyczny, ale w moim odczuciu byłoby to niezwykle krzywdzące spłaszczenie utworu. Krytyka systemowa jest tu silnie zaznaczona, ale reżyserka jednocześnie punktuje słabości i nierealne oczekiwania pokolenia Miso. Wszechogarniająca samotność, brak czułości, nieumiejętność rozliczenia się z sobą samym krzyczą donośnie z ekranu. Przecież właśnie na sumie tych wszystkich braków, nie na samym wzroście kosztów życia, opierają się nasze bolączki. I nie znikną one, gdy tylko wymienimy ludzi u władzy i system polityczny.
Szkoda, że twórczyni postanowiła uczynić symbolem niezależności bohaterki używki. Według kryteriów diagnostycznych Miso bez wątpliwości jest wysoko funkcjonującą alkoholiczką. Dodatkowo, bez wahania wydaje ostatnie pieniądze, żeby zaopatrzyć się w kolejną paczkę papierosów. Choć jest to wypominane bohaterce przez niektórych znajomych, sama Miso buduje na alkoholu i nikotynie podstawy swojej tożsamości. Niestety, krytyka tego nie wybrzmiewa w produkcji zbyt głośno.
Poprzez umiejscowienie festiwalu na przełomie listopada i grudnia, wielu z nas obejrzy Mikrosiedlisko w okresie poprzedzającym Boże Narodzenie. W naszej kulturze jest to okres spotkań rodzinnych, prezentów, ale również czas na autorefleksję. Choć Korea Południowa leży tysiące kilometrów od Polski, jej kultura i historia ma zaskakująco wiele punktów stycznych z naszą. A konfrontacja naszego własnego życia, oczekiwań i decyzji z bohaterami filmu może zapewnić gorzką i odświeżającą refleksję na temat przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.