KomiksKultura

“Saga Winlandzka” – manga, wikingowie i wspaniałe bitwy! [RECENZJA]

Andrzej Badek
Saga winlandzka manga recenzja
fragment okładki "Sagi Winlandzkiej" fot. Materiały prasowe

Wyczekiwane lato uderzyło nas w końcu w pełni. Po kilku miesiącach lockdownu spragnieni jesteśmy słońca i ciepła, a wiele wskazuje, że nadchodzące miesiące będą w nie obfitować. Filmawka jednak nie zwalnia, a wręcz przeciwnie, wrzuca kolejny bieg i prezentuje Wam pozycję z gatunku tych, z którymi każdy się zetknął, ale o których pisze się zaskakująco mało. Mangę.

I to nie byle jaką, bo poświęconą wikingom Sagę Winlandzką od wydawnictwa Hanami. Jako że tytuł ten jest pierwszą mangą na naszym portalu, spieszę z małym wprowadzeniem dla tych czytelników, którzy nie mieli z nimi nigdy do czynienia. Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy to specyficzny układ komiksu. W odróżnieniu od europejskich czy amerykańskich, te pochodzące z Japonii czytamy bardzo często… od tyłu. Od góry do dołu, ale od prawej do lewej strony. W przypadku pozycji od Hanami nie jest to szczególnie skomplikowane, bo na pierwszej (a właściwie ostatniej) stronie znajduje się instrukcja, jak interpretować kolejne plansze.

Po tym przydługim wstępie możemy wreszcie przejść do rzeczy. Saga Winlandzka to wieloczęściowa epopeja o wikingach autorstwa Makoto Yukimury. Komiks dedykowany jest dorosłym czytelnikom, ponieważ nie szczędzi brutalnych scen i treści, czyli, używając mangowej terminologii, jest to gatunek seinen. W poniższym tekście pochylę się nad pierwszym odcinkiem serii.

Naszą przygodę rozpoczynamy w północnej Europie, w Królestwie Francuskim z XI wieku. Tam jesteśmy świadkami starcia dwóch kontynentalnych armii, z których jedna szturmuje zamek, a druga dzielnie go broni. To również tam poznamy dwóch z trzech głównych bohaterów tomu, zobaczymy ich umiejętności, a twórca wykorzysta sytuację, żeby w ciekawy sposób zarysować konflikt między nimi.

Przeczytaj również:  Wydarzyło się 11 marca [ESEJ]

Nie są bowiem istotni członkowie żadnej z dwóch armii, ale osobistości z oddziału wikingów, którzy przyglądają się starciom z oddali, węsząc w sporze okazję na zdobycie wspaniałych łupów.

Grupie morskich grabieżców przewodzi Askeladd, wysoki wiking o blond włosach. Pewny siebie przywódca, o cwaniackim spojrzeniu i dużych umiejętnościach bojowych. Podobnie duże umiejętności ma Thorfinn, choć na tym kończą się podobieństwa między nimi. Askeladd to stary wyga; opanowany, zimny, szukający słabych punktów przeciwnika. Thorfinn to młodzieniec, który służy w oddziale tego pierwszego. Ma gorącą krew; jest szybki i zapalczywy, a do bitwy staje uzbrojony w dwa długi noże. Mimo służby w jednej drużynie, między mężczyznami istnieje poważny konflikt. Młody zarzuca przywódcy uśmiercenie jego ojca, Thorsa.

manga recenzja saga winlandzka
Askeladd, antagonista serii fot. Materiały prasowe

Po najdłuższym pierwszym rozdziale, scenarzyści rzucają nas o kilka lat wstecz i to właśnie Thors przejmuje pałeczkę protagonisty tej części. Legendarny niegdyś wojownik osiadł na Islandii, gdzie założył wioskę i rodzinę pokojowych osadników.

Na wyspie Północnego Atlantyku rozegra się odwieczny dramat: konflikt międzypokoleniowy. Thors uosabia w tej historii mądrego wojownika i ojca, który doświadczył koszmarów wojny i chce od niej ustrzec swoich najbliższych.

Natomiast jego syn, Thorfinn i cała reszta młodych mieszkańców wioski to młodzieńcy, dla których morskie eskapady i grabieże to definicja przygody, a wojna kojarzy im się jedynie z chwałą; nie bólem, kalectwem i śmiercią.

Choć podobna problematyka stanowi koło zamachowe niejednej klasycznej opowieści przygodowej, Yukimura dba o to, żebyśmy mieli co podziwiać na kolejnych kartach powieści. Postaci zostały nakreślone z wielką starannością i doskonale odwzorowują charaktery postaci. Askeladd to bezwzględny wiking, choć utalentowany i zdecydowanie nieszablonowy, oczy Thorsa pełne są smutku wynikającego z bojowych doświadczeń, a Thorfinn w całej swej postawie i ruchliwości uosabia witalność młodości.

Przeczytaj również:  „Pamięć” – Zapomnieć czy pamiętać? [RECENZJA]

Nigdzie lepiej niż w mandze nie rysuje się bitew. O ile w amerykańskich komiksach kadry ze starć oferują zazwyczaj moment tuż przed lub tuż po zadanym ciosie, Saga Winlandzka da Wam poczucie, że naprawdę bierzecie udział w wielkich bitwach lub pojedynkach pomiędzy legendarnymi żeglarzami z Północy.

Komiks nie obfituje w złożone machinacje polityczne rodem z Gry o tron, ani nie powinien dla nikogo stanowić rzeczowego źródła historycznego na temat wikingów, niemniej oferuje bardzo porządną historię rozbudowywaną na przestrzeni kolejnych tomów.

Jak informuje okładka, komiks dedykowany jest czytelnikom pełnoletnim, choć mam wrażenie, że w największym stopniu przyjemność z niego będą czerpać nastolatkowie, którzy mogą znaleźć wiele podobieństw między sobą a postacią Thorfinna. Starszy czytelnik odnajdzie więcej punktów wspólnych z ojcem bohatera, ale bez wątpienia Saga Winlandzka to dobry wybór dla każdego, kto szuka prostej, lecz niebanalnej historii osadzonej w realiach średniowiecznych.

Ocena

7 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.