Front WizualnyRecenzje

Muzyka na czas apokalipsy, satyra na współczesność – [FRONT WIZUALNY]

Andrzej Badek

Globalne ocieplenie oraz reforma systemu szkolnictwa. Te dwa tematy dominują na przestrzeni ostatnich lat w debatach uniwersyteckich; są także coraz częściej dostrzegane i naświetlane przez media każdego rodzaju. Problemy związane z tymi dwoma aspektami, zupełnie odległe jeszcze w drugiej połowie ubiegłego wieku, dziś stają się coraz bardziej namacalne. Konsensus naukowców badających klimat naszej planety zmusił niedawno rządy wielu państw do opowiedzenia się po stronie odnawialnych źródeł energii, a rosnąca popularność Partii Zielonych w Europie grozi tradycyjnym partiom zaburzeniem status quo.

Podobnie, system edukacji, nieszczególnie zmieniany od kilkuset lat staje się coraz bardziej niekompatybilny względem dynamicznej rzeczywistości ostatnich dwóch dekad. Nic więc dziwnego, że niemiecki reżyser, Max Linz nakręcił “Muzykę na czas apokalipsy”: eklektyczny utwór – satyrę czy też czarną komedię, w której deliberuje nad kondycją uniwersytetu naszych czasów. Wnioski z tych rozmyślań bynajmniej nie należą do najprostszych, lecz pochylenie się nad nimi jest niezbędne, żebyśmy zastanowili się, co dalej.

Główna bohaterka, Phoebe Phaidon to młoda klimatolog, jedna z tych młodych profesjonalnych osób, na widok których zastanawiasz się, czemu nie zrobią czegoś ze swoim życiem, jak zostaje opisana w narracji swojej szefowej i rekruterki. Kobieta zostaje członkiem projektu w berlińskim Instytucie Cybernetyki i Modelowania, które ma wkrótce przejść ewaluację. Negatywny wynik ma skutkować zamknięciem placówki.

Zobacz również: Tekst o innym filmie z sekcji – “Animus Animalis”

Elementarnym pytaniem, do którego skłania nas Linz jest: czego oczekujemy od uczelni wyższej. To pozornie proste zagadnienie jest zaskakująco rzadko obiektem naszych rozważań, a jednocześnie niemalże każdy z nas posiada mniej lub bardziej określoną listę oczekiwań od dyplomu takiej placówki oraz jej posiadacza. Pierwotnym założeniem uniwersytetu była edukacja, daleka od tej zawodowej, pozyskiwanej w cechach rzemieślniczych; skupiona na poznaniu podstaw filozofii, poszerzeniu ogólnej wiedzy. Wiedzy dla samej wiedzy; bez gwarancji jej użycia w praktyce.

Przeczytaj również:  „Kaczki. Dwa lata na piaskach" – ciężkie słowa o trudnej przeszłości [RECENZJA]

Oczywistym wydaje się, że takie czyste ideologicznie podejście nie znajduje zastosowania w XXI wieku. Wypomina to jeden ze studentów w trakcie zajęć: jego kariera sprowadzi się, w jego mniemaniu, do uzyskiwania kolejnych stopni naukowych, ale nigdy nie zaprowadzi do finansowego sukcesu w świecie zdominowanym przez nepotyzm. W wieku 52 lat powiesz: może inni zarabiają pieniądze, ale ja byłem mądry, wydawałem swoje pieniądze, żeby stać się jeszcze mądrzejszy. Ta cyniczna konkluzja doskonale oddaje rozgoryczenie milionów absolwentów (a może lepiej napisać produktów?)  uczelni, którzy wychodzą na świat z wachlarzem umiejętności i oczekiwaniami nie przystającymi do rynku pracy.

Czy to oznacza, że system szkolnictwa powinien stać się quasi-korporacją? To pytanie retoryczne, na które z pewnością wszyscy zakrzykniemy gromkim nie, zwłaszcza jako aktywni uczestnicy wydarzeń kulturalnych pokroju festiwali filmowych. Lubimy myśleć o skarbnicy ludzkiej wiedzy i potencjału, które pielęgnują uniwersytety – nawet jeśli myśl ta jest czasem pokłosiem naszego zbyt romantycznego podejścia do świata. Reżyser dostrzega ryzyko tego kierunku reform. Ewaluacja, którą ma przejść berliński instytut to przecież nic innego niż surowy rachunek zysków i strat. Klimatologiczna instytucja, która nie przynosi wymiernych efektów i korzyści nie ma racji bytu.

Zobacz również: Esej o kinie Joanny Hogg

Stąd też, bohaterowie dwoją się i troją; podczas spotkań omawiają mniej lub bardziej egzotyczne pomysły, żeby postawić ostatecznie na nudging. Ta koncepcja psychologii behawioralnej sprowadza się do wpływu na zmianę zachowań i zwyczajów człowieka poprzez pozytywne wzmocnienie – najpopularniejszy przykład metody to popularna nalepka we wnętrzu pisuaru w kształcie muchy montowana w publicznych toaletach. Cały projekt realizowany ma być z pomocą przestarzałego sprzętu do technologii Virtual Reality (którą dużo sensowniej w swojej produkcji wykorzystał w ostatnim czasie Netflix).

Przeczytaj również:  „Pamięć” – Zapomnieć czy pamiętać? [RECENZJA]

Linz na szczęście nie obarcza całą winą za kształt uczelni zewnętrzne złe siły biznesu czy polityki. Jego bohaterowie-wykładowcy są zagubieni, a wiedza którą przekazują jest niejednokrotnie przeterminowana. Sama Phoebe jest tego bardzo świadoma. Jako pracowniczka instytutu z najkrótszym stażem, najbliżej jej do perspektywy młodych studentów. Pozostaje otwarta na ich młodzieńczy idealizm, w przeciwieństwie do cynicznej szefowej.

Czy twórca Muzyki na czas apokalipsy odpowiada na któreś z zadanych przez siebie w filmie pytań? Odpowiedź na to zależy zapewne od wyjściowych poglądów widza i interpretacji zakończenia. Ja sam zastanawiam się, na ile takie produkcje mogą mieć wpływ na zmianę paradygmatów myślenia o edukacji i ochronie środowiska. Czy wąskie grono festiwalowych odbiorców będzie w stanie zapoczątkować dyskusję, która stanie się zarzewiem reform? Z tym ostatnim pytaniem i zaproszeniem na seans filmu zostawiam Cię samego sobie, Czytelniku, Widzu, Obywatelu…


Muzykę na czas apokalipsy” będziecie mogli zobaczyć w ramach sekcji Front Wizualny na MFF Nowe Horyzonty we Wrocławiu (25 lipca – 4 sierpnia 2019). Pokazy filmu będą odbywały się:
  • 31 lipca (środa) o 19.00
  • 1 sierpnia (czwartek) o 16.00
  • 3 sierpnia (sobota) o 16.00

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.