“Zaczęliśmy rozmawiać, że reklama konwentu, w której goła laska kąpie się w wannie pełnej kostek do gry to nie jest najlepszy pomysł.” – mówi nam Kasia Babis, autorka komiksów oraz serii “Dziady polskiej fantastyki”
Już od kilku miesięcy przyglądamy się w redakcji z ogromną ciekawością debacie, która rozgorzała w zeszłym roku po publikacji opowiadania Jacka Komudy pt. Dalian, będziesz ćwiartowany! na łamach czasopisma “Nowa Fantastyka”. Wydaje się, że po latach doczekaliśmy się aktywnej dyskusji, na temat tego, co znajduje się na kartach polskiej fantastyki. Kasia Babis, rysowniczka, autorka komiksów, działaczka i publicystka, w formie wideoesejów publikowanych na YouTube, rozprawia się z treściami zawartymi w powieściach tak poczytnych autorów jak Jacek Piekara czy Andrzej Pilipiuk. Treściami, na które często sami nie zwracaliśmy uwagi jeszcze kilka lat temu.
Andrzej Badek: Achaja, Cykl Inkwizytorski, czy Kuzynki to książki, które zostały napisane kilkanaście lat temu, w pierwszej dekadzie XXI wieku. Dlaczego musiało minąć tak wiele lat, żeby powstały inicjatywy takie, jak Dziady polskiej fantastyki, które rozliczają się z tymi wszystkimi treściami, które autorzy w nich zawierali.
Kasia Babis: Wydaje mi się, że to jest przede wszystkim sprawa pokoleniowa. Na początku lat 2000. rozpoczął się prawdziwy boom na polską fantastykę, który wynikał chyba z tego, że dorosło pierwsze pokolenie wychowane wcześniej na fantastyce tworzonej w latach 80., jeszcze w czasie PRL. My, jako pokolenie millenialsów dorastających w zupełnie innej, rzeczywistości zaczęliśmy czytać te książki jako nastolatkowie. Sama pamiętam, że zaczytywałam się w książkach Pilipiuka albo Achają w okresie gimnazjum. W tym wieku trudno dostrzec różne szkodliwe schematy, nie ma się jeszcze wypracowanego spojrzenia na świat. Wiele rzeczy nam umyka wśród wartkiej akcji i barwnych bohaterów. Zwłaszcza, że te powieści są zbudowane na bardzo ciekawych pomysłach. Setting Cyklu Inkwizytorskiego albo serii o Jakubie Wędrowyczu to dość oryginalne koncepty, a Achaja ma naprawdę dynamiczne tempo. Tempo, w którym jakoś gubiliśmy to, że bohaterka co kilkanaście stron sika po nogach. Dziś, gdy po latach powróciłam do serii, nie mogę uwierzyć, ale z jakichś przyczyn nam to umknęło.
Teraz to pokolenie, które wychowało się na fantastyce z lat 2000. jest już dorosłe, zaczęliśmy przyglądać się temu, co lubiliśmy jako nastolatkowie i śmiać z naszych własnych gustów.
Mnie towarzyszy takie przeświadczenie, że książkowa fantastyka przez lata znajdowała się w takiej specyficznej niszy. Pomiędzy sacrum, jakim cieszy się w naszym społeczeństwie literatura, a resztą fantastyki, po którą – jeszcze do niedawna – rzadko sięgali kulturoznawcy czy publicyści.
Dokładnie. Kiedy zaczynała się przygoda moja i moich przyjaciółek z fantastyką w okresie gimnazjum, nauczycielki, które przyłapały nas na czytaniu fantastyki na korytarzach pouczały, że nie powinniśmy odpływać w jakieś wyimaginowane światy i że to nie jest poważna literatura. Uważały, że należy czytać „wartościowe” książki i że te lektury sprowadzą nas na złą drogę. I oczywiście, jak powiesz nastolatkom, że mają czegoś nie robić, będą to robić jeszcze częściej niż wcześniej.
Z mojej perspektywy, pierwszy taki moment, w którym odczułem że zaczęliśmy mainstreamową rozmowę o kształcie fantastyki w Polsce, to była publikacja opowiadania Jacka Komudy na łamach Nowej Fantastyki w zeszłym roku, które spotkało się z gigantycznym odzewem czytelników i doprowadziło ostatecznie do tego, że redakcja przeprosiła za publikację. Zastanawia mnie natomiast, kiedy Ty postanowiłaś dołączyć się do tej dyskusji i skąd wziął się pomysł na Dziadów polskiej fantastyki?
Dla mnie sama dyskusja zaczęła się trochę wcześniej, ale zaobserwowałam ją pierwotnie wewnątrz fandomu, nie w mediach. Kilka lat temu konwenty fantastyczne zaczęły się rozrastać. Na przykład poznański Pyrkon ze standardowego konwentu przeprowadzanego w szkole przez grupę pasjonatów przerodził się w olbrzymi festiwal na kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Nagle zaczęło się okazywać, że żarty, które przechodziły w obrębie grupki przyjaciół zafascynowanych fantastyką, niekoniecznie przechodzą w szerszym gronie. Rozpoczęły się rozmowy, jak zapobiegać molestowaniu na konwentach, o tym, że nie wypada mówić na wejściu „Pokaż cycki”. Albo że reklama wydarzenia, w której goła laska kąpie się w wannie pełnej kostek do gry, to nie jest taka forma reklamy, którą wypada robić.
Natomiast to, co dzieje się teraz jest o kilka lat opóźnione i zupełnie nie wiem, jak polscy twórcy i topowi pisarze mogli się tak zagapić, żeby te zmiany przeoczyć i reagować na nie z takim zaskoczeniem. Jeśli chodzi o sam cykl Dziady polskiej fantastyki to głównym impulsem było opowiadanie Jacka Komudy, za którym w liście otwartym w obronie wstawiło się wielu polskich pisarzy fantasty (między innymi Jacek Piekara, Andrzej Pilipiuk, Jarosław Grzędowicz czy Rafał Ziemkiewicz – przyp. red.). Nowa Fantastyka w ramach przeprosin za opublikowanie homofobicznego opowiadania zdecydowała się wydać cały numer tęczowy (poświęcony w całości reprezentacji LGBT w fantastyce – przyp. red.), do którego miałam okazję robić okładkę, przez co zainteresowałam się bardziej tematem i zaczęłam sobie przypominać, co czytałam w dzieciństwie. Jak zaczęłam dostrzegać te absurdy, uznałam, że jest to kopalnia kontentu, z którego można wyciągnąć rozrywkową, a może nawet edukacyjną wartość.
Powiedz mi trochę więcej o tych dyskusjach w obrębie fandomu. To były dyskusje na poziomie fanowskim czy krytyczne i merytoryczne głosy pojawiały się także ze strony twórców, artystów, dziennikarzy i organizatorów konwentów?
Również od strony organizatorów, jak najbardziej. Wynika to głównie z tej przyczyny, że w tym środowisku organizatorzy i uczestnicy mocno się mieszają. Te społeczności zaczęły się od tak małej skali, że to wszystko są ludzie w podobnym wieku. Organizatorzy to często ludzie młodzi, którzy sami są pasjonatami i znają wiele osób, więc od początku aktywnie brali udział w tych dyskusjach. Nie pamiętam, żeby twórcy albo media były wtedy zainteresowane, ale na żywo oraz na wewnętrznych grupach na social mediach odbywało się bardzo wiele rozmów na ten temat.
Czy w momencie, gdy zaczęłaś tworzyć cykl na swoim kanale miałaś jakieś konkretne cele w głowie? Na przykład osiągnięcia czegoś debacie publicznej? Czy na przestrzeni tych kilku miesięcy coś się w tych celach zmieniło?
Na pewno nie chciałam nic osiągać w debacie publicznej, bo nie miałam wtedy zielonego pojęcia że te filmy staną się tak względnie popularne. Na początku myślałam po prostu o tym, żeby założyć kanał na YouTube. To, że wpadł mi do głowy taki temat było dobrym pretekstem do tego, żeby w ogóle coś zacząć. Spodziewałam się, że zbierze się po prostu grupa śmieszków, która przyjdzie się wspólnie ponabijać. Dopiero po pierwszym filmie o Achai zrobił się większy ruch. Krytyka Polityczna napisała do mnie z propozycją, żebym opracowała tekst o tym, z czego się wzięło takie prawicowe skrzywienie w polskiej fantastyce; jakie są przykłady innych autorów, którzy przemycają do twórczości różne problematyczne treści. Pisząc artykuł, pokusiłam się o głębszą analizę tego tematu, a same filmy, choć wpadam tam czasem w bardziej refleksyjne czy filozoficzne tony, w swoim założeniu miały być przede wszystkim rozrywkowe.
A teraz? Coś się zmieniło?
Teraz mam trochę problem. Przez to, że zaczęłam od książek, wielu odbiorców uznało mnie za kogoś, kto uważa się za specjalistkę od literatury, nie tylko fantastycznej, i spodziewa się po mnie, że będę kontynuowała kanał w tym kierunku; recenzowała czy polecała książki. Albo że będę się zajmować fantastyką. I chociaż byłam częścią fandomu oraz aktywną pasjonatką fantastyki w latach nastoletnich, to jednak nie siedzę już w tak dużym stopniu w temacie i nie uważam siebie za kompetentną recenzentkę czy analityczkę literacką. Mój kanał na pewno nie jest poświęcony literaturze i chciałabym jakoś od tego oddryfować, choć mam jednocześnie jeszcze mnóstwo materiału na filmy o polskich książkach fantastycznych, więc na pewno nie zamierzam przerywać serii. Chciałabym jednak zaznaczyć, że to nie jest nisza, w której zamierzam siedzieć.
Jasne, rozumiem. Kiedy przygotowywałem się do rozmowy z Tobą, zauważyłem że na swoim profilu na Facebooku opublikowałaś reakcję Andrzeja Pilipiuka na twój film. Widziałem również komentarz Jacka Piekary pod filmem poświęconym jego twórczości. Obie odpowiedzi nie zawierały zbyt wiele merytorycznych treści. Czy któryś z trzech twórców, o których mówiłaś w serii próbowało się z tobą jeszcze jakoś kontaktować? Dostałaś od nich, albo od innych autorów ze środowiska Fabryki Słów propozycję jakiejś merytorycznej debaty?
Nikt nie odzywał się bezpośrednio do mnie. Otrzymałam pośrednie informacje, że istnieje pomysł zaproszenia mnie na rozmowę, ale nie wiem, na jaki dokładnie temat ani czy takie spotkanie w ogóle dojdzie do skutku. Odezwał się do mnie jedynie Michał Gołkowski, z którym przeprowadziłam rozmowę na potrzeby artykułu do Krytyki Politycznej. Rozmawialiśmy sporo na temat całego prawicowego trendu w polskiej fantastyce. Rozmawiałam także z Jakubem Ćwiekiem, który wydawał kiedyś w Fabryce Słów i który, z okazji mojego tekstu, napisał bardzo długi post na swoim profilu na Facebooku. Opisał, jak kiedyś się zachowywał, przeprosił i podzielił się refleksją na temat swojej drogi jako twórcy. Natomiast nikt ze „starej konserwatywnej gwardii” się do mnie nie odezwał, czego nie mam za złe i czemu się nie dziwię, bo w swoich filmach bywam bezwzględna. Są one prześmiewcze, czasem wręcz złośliwe; chyba nieszczególnie zachęcają do debaty.
Czy uważasz, że ci twórcy skupieni wokół wydawnictwa Fabryka Słów i w ogóle szerzej, tworzący tę polską fantastykę od lat 80. są w ogóle świadomi, że ich utwory są tak silnie zaangażowane światopoglądowo i polityczne, czy może sami są ofiarami tego bardzo powszechnego mitu o apolityczności kultury, który jest tak silnie obecny w polskiej debacie publicznej?
Być może teraz zaczynają już to widzieć. Wydaje mi się, że może być też tak, że za bardzo nie wiedzą, co z tym zrobić. Niektórzy postanowili zadeklarować się i całkowicie zaangażować jak Pilipiuk, który startował z list UPR i jest zadeklarowanym monarchistą albo jak Piekara, który bardziej niż ze swoich książek znany jest obecnie ze swojej działalności na Twitterze, gdzie bardzo aktywnie komentuje bieżące sprawy polityczne i społeczne.
Z kolei wydaje mi się, że brak odpowiedzi od Andrzeja Ziemiańskiego wynika z tego, że on nie miał pojęcia, jak mogą być odbierane jego książki. To twórca bardzo mało aktywny w mediach społecznościowych. O ile kiedyś – bo przecież omawiamy jego twórczość sprzed niemal 20 lat – to, co pisze wydawało się zupełnie przezroczyste, bo w świecie zaraz po transformacji ustrojowej taka narracja konserwatywnego liberalizmu była domyślną w kulturze i nie wydawała się ona jakkolwiek nacechowana, teraz przestaje taką być. Nawet w odpowiedzi Andrzeja Pilipiuka, choć obraźliwej i niemerytorycznej, znalazło się ziarenko wątpliwości. Pisał tam, że dzisiaj inaczej poprowadziły Kuzynki i że chyba nawet zgadza się z częścią zarzutów wymienianych przeze mnie w materiale.
Faktycznie, w tej waszej krótkiej wymianie był nawet zawarty element traum z przeszłości i gdyby nie bardzo nieeleganckie ad personam wieńczące wypowiedź, można by się tam doszukiwać autorefleksji.
Tak, to zakończenie było dość zaskakujące.
Pozostając w tym temacie, dlaczego tak wielu osobom dzisiaj w Polsce nadal towarzyszy takie głębokie przekonanie, że film, książka czy komiks powinny być wolne od tematów politycznych?
Myślę, że bierze się to z tego momentu, kiedy zrodziła się idea końca historii (teza skonstruowana przez Francisa Fukuyamę w 1992 roku – przyp. red.). Pokonaliśmy nazistów, oparliśmy się komunistom i oto zapanował kapitalizm, najdoskonalszy z ustrojów, które wymyślono. I teraz jako ludzkość ułożyliśmy wszystko i nie musimy walczyć o nic więcej ponad utrzymanie tego, co już mamy, bo jest to świadectwem naszej wolności. Istnieje pewien system wartości, który wtłaczany jest nam od dziecka do głów tak jakby to były ścisłe prawa natury, podczas gdy są to często konstrukty oparte o nauki humanistyczne. Nie chodzi tylko o systemy ekonomiczne, ale też o patriarchalizm i status quo, który stwarza iluzję równości między płciami.
Ta cała mieszanka liberalnego konserwatyzmu to coś, czym oddychamy w Polsce od urodzenia, ale co zaczyna się kruszyć, gdy przeżywamy kolejne kryzysy; kiedy katastrofa klimatyczna zapędza nas coraz bardziej w kąt, kiedy nie potrafimy sobie poradzić z kolejnymi załamaniami gospodarki albo kiedy kryzys imigrancki odsłania niedobory naszego systemu i naszych wysiłków jako ludzkości. I zaczynamy się zastanawiać, że może nasz system nie jest jednak najlepszym, co wymyśliliśmy albo możemy wymyślić jako ludzkość
Uważasz że spektrum tematów publicznej dyskusji poszerzyło się w stosunku do tego, co było na przełomie lat 90. i 2000.?
Zaczyna się poszerzać, choć wciąż kiedy próbujemy się konfrontować z jakimiś zagadnieniami, to grozi nam się podzieleniem losu Wenezueli, terrorem politycznej poprawności albo mitycznymi no go zones w Szwecji, do których rzekomo nie mogą wchodzić biali ludzie. W dalszym ciągu panuje silne przekonanie, że nie możemy zacząć się zastanawiać nad tym, co jest nie tak z tym, jak jest teraz, bo wróci widmo komunizmu i nas zje albo przyjdą Arabowie i nas zjedzą. W każdym razie stanie się coś złego, jak tylko zaczniemy się zastanawiać, nad tym, że nie jest tak dobrze, jak byśmy chcieli, żeby było.
Chciałbym zapytać cię jeszcze o antidotum na „dziadów” w polskiej fantastyce. W końcu mamy w tym gatunku też sporo dobrych przedstawicieli. Choćby Sapkowskiego, który w swojej twórczości zdecydowanie odróżnia się od autorów, o których dyskutowaliśmy, czy Radka Raka, który dzięki Nike przebił się poza bańkę gatunkowych odbiorców. Co więcej, trwa właśnie rok Lema! Co ty byś poleciła dobrego we współczesnej polskiej fantastyce?
To jest dobre pytanie, które zadaje mi ostatnio wielu ludzi, a to ja wolałabym zadawać je innym. Tak jak mówiłam, moja przygoda z książkową fantastyką wydarzyła się kilkanaście lat temu i nie śledziłam bieżących autorów zbyt pilnie. Ponieważ mój kanał zyskał popularność, zaczynam nadrabiać zaległości z nadzieją, że kiedyś w końcu wypuszczę film, w którym będę polecać dobre rzeczy. Z tego, co czytałam, Orbitowski jest bardzo dobrym pisarzem, którego wciąż można chyba nazywać fantastycznym.
A jak wygląda sytuacja w przypadku komiksu?
W komiksie to Brom Unki Odyi, który dostał nagrodę komiks roku w 2019 („Najlepszy komiks polski” według Polskiego Stowarzyszenia Komiksowego – przyp. red.) i jest bardzo fantastyczny. To takie klasyczne urban fantasy dla młodzieży, bardzo sprawnie napisane i wciągające. Polecam z całego serca!
Na koniec chciałbym się dowiedzieć, jak w takim razie zamierzasz kontynuować swoją działalność na kanale. Następny „dziad fantastyki”? Jakie jeszcze materiały masz zamiar umieszczać na kanale?
Kto następny jeszcze nie wiem. Przypominam sobie różne rzeczy, wybieram, czytam, analizuję i zobaczę. Może podam jakąś wskazówkę w kolejnych filmach kto będzie następny. A co do samych tematów mam zamiar tworzyć różne popkulturowe analizy dotyczące popularnych tropów i motywów, być może zahaczając czasem o jakieś szersze problemy społeczne, czasami po prostu naśmiewać się z jakichś luźniejszych internetowych fenomenów, tak jak w jednym z filmów, w którym czytam wiadomości ze swojego folderu “inne”. Wiem że wielu moich obserwujących bardzo interesują na przykład ciekawostki z TikToka, którego nie wszyscy mają czas ogarniać i który jest dość specyficznym medium, więc może będę relacjonować najciekawsze zjawiska które znajdują się na tej platformie. Lubię też analizować internetowe fenomeny, które może nam trochę umykają, przemykają bokiem – tak jak w tekście do Krytyki Politycznej na temat marketingu grozy, który jakiś czas temu popełniłam. Mam nadzieję, że zainteresuje to kogoś poza mną, bo chyba to jest mój główny cel – żeby opowiadać o czymś, co mnie wydaje się mega interesujące, ale jest niewystarczająco nagłośnione, niewystarczająco obecne.
A jako rysowniczka komiksów, w krótkiej albo długiej formie, masz jakieś plany w najbliższym czasie?
W lipcu wychodzi mój pierwszy komiks dla Macmillana, rysowany do scenariusza Beki Feathers. Utwór opowiada o konstytucjach, to taki edukacyjny komiks dla młodzieży o tym, czym są konstytucje, jak nam służą, jak wyglądają w różnych krajach. Pracujemy też z wydawnictwem Macmillan nad następnym komiksem, o którym nie mogę jeszcze mówić, ale praca nad nim też pewnie zajmie mi cały rok. Oprócz tego trwają rozmowy między mną i moją scenarzystką Cathy Shenkell, z którą pracujemy nad bardziej autorskim projektem, już nie na zamówienie wydawnictwa. Projekt wychodzi z mojej inicjatywy i z mojego pomysłu, i jest na etapie rozmów pomiędzy naszymi agentami, więc jest już na dobrej drodze i jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to niedługo będziemy mogli go zapowiedzieć. Mam na to wielką nadzieję, bo tak długo tworzę rzeczy, o których w ogóle nie mogę mówić i już tak bardzo chciałabym w końcu je zdradzić. Wiem też, że mnóstwo osób mnie pyta, czy wyjdzie komiks inspirowany moją serią ilustracji lo-fi polish vibes i o tym też rozmawiam już z wydawnictwami i agentem. Tyle mogę na razie powiedzieć. Zobaczymy.
Życzę ci powodzenia! Widziałem, że założyłaś kanał na Patronite, więc za to też trzymam kciuki. Bardzo ci dziękuję.
Dzięki!