FestiwaleFilmyHer Docs 2020Recenzje

“Wyspa głodnych duchów” [RECENZJA]

Andrzej Badek
fot.: HER Docs

Wyspa Bożego Narodzenia. Niewielki ląd, kształtem przypominający psa, położony jest na Oceanie Indyjskim, kilkaset mil morskich na południe od Indonezji. Choć geograficznie należy do Azji, administracyjnie stanowi część Australii. Prawie całe terytorium wyspy to park narodowy. Jedynie na północnym-wschodzie znajduje się lotnisko oraz miasteczko – Flying Fish Cove.

Terytorium wyspy służy Australijczykom jako miejsce przetrzymywania uchodźców i imigrantów, którzy, uciekając od biedy lub wojen, szukają schronienia na kontynencie. Większość stałych mieszkańców to Chińczycy, ale na wyspie żyją również Europejczycy i Malajowie. Gabrielle Brady zabiera nas w podróż na Wyspy Bożego Narodzenia na 90 minut, w trakcie których zespala ze sobą tragedie uchodźców, srogie piękno natury wyspy i lokalne wierzenia mieszkańców.

Osią filmu, wokół którego orbitują wszystkie składowe jest terapeutka Poh Lin Lee. Kobieta pracuje z uchodźcami, pomagając im przepracować traumy, których doświadczyli. Przez jej jasny i nasączony światłem gabinet przewijają się kolejni pacjenci, którzy w trakcie krótkich sesji opowiedzą nam o tym, czego doświadczyli z rąk służb celnych Australii. Już wkrótce przyjdzie nam obcować z opowieściami, które sprawią, że zdamy sobie sprawę, jak niewiele znaczyć potrafią ludzkie prawa.

Poh Lin Lee operuje nie tylko dialogiem. Pacjenci bohaterki dostają narzędzia w postaci figurek i piaskownicy, którymi mają się wspomagać podczas wyrażenia swoich emocji; opowiedzenia własnej historii. Terapeutka robi co w jej mocy, żeby walczyć o godność swoich pacjentów. A jednak, trudno mieć wątpliwości, że sama protagonistka zaczyna wątpić zarówno we własne siły, jak i moralność systemu państwowego, który reprezentuje. Zwłaszcza w reakcji na coraz mniejsze fundusze przeznaczone na pomoc obcokrajowcom.

fot.: Materiały prasowe

Duszą utworu pozostaje przyroda. Wyspy Bożego Narodzenia to ojczyzna tysięcy krabów, które okresowo migrują z jednej części wyspy na drugą. Mieszkańcy regionu żyją w zgodzie z naturą – budują kładki i mosty, po których stworzenia mogą się poruszać, zamykają trasy dla pojazdów albo ręcznie “wymiatają” zwierzęta z drogi zanim przejadą samochodem.

I choć sceny z krabami są niezwykle urocze, wyspa nigdy nie pozwala nam zapomnieć, że reprezentuje potęgę sił natury. Poh, jej rodzina i pacjenci pozostają tylko jej elementami. Punktami na mapie kawałka lądu po środku oceanu. Wiatr, woda i ziemia stykają się tu nieustannie, budując intensywny, efemeryczny, lekko oniryczny klimat produkcji. Oto groza świata, z którym człowiek musi żyć w harmonii, znajdując swoją niewielką niszę ekologiczną.

Dlatego tak ważna jest więź Poh i jej męża z córkami. Pośród grozy natury znaleźć można piękno, jeśli jest się w rodzinie; pośród bliskich. Wówczas wietrzna łąka w górach to miejsce zabaw, w którym można do woli krzyczeć, a małe wielonożne potwory pokryte skorupą stać się mogą przyjaznymi krabami.

Zwłaszcza w połączeniu z miejscową filozofią zaczerpniętą prawdopodobnie z szamanizmu i połączoną z licznymi religiami – od buddyzmu i taoizmu po chrześcijaństwo i konfucjanizm. Oto Gabrielle Brady serwuje nam dzieło na pograniczu dokumentu i fabuły, prowadząc narracje przez pracę, rodzinę i wiarę bohaterki. Bohaterki, która musi mierzyć się z tytułowymi głodnymi duchami – ale czy są to głodne pomocy duchy imigrantów czy może niewidoczne duchy zmarłych?

Strzępki narracji i formalny minimalizm nadają utworowi melancholijny klimat. Pod tym względem produkcja Brady wpasowuje się w podobne trendy festiwalowego kina – balansujące pomiędzy swobodnym śledzeniem wydarzeń, a próbą ingerencji w przedstawiany świat.

Czy to obraz depresji ogarniającej bohaterkę? A może ten trend w sensie ogólnym świadczy o apatii, z jaką patrzymy współcześnie na świat? Jakbyśmy oglądali go zza zasłony, pozbawieni wiary we własne możliwości ingerencji w omnipotentną przyrodę i opresyjne systemy rządów. Wyspa głodnych duchów zostawia nas z większą liczbą pytań niż odpowiedzi i to właśnie w tym leży siła utworu. To produkcja, którą należy poczuć, pochłonąć i zadać sobie pytania, w jaki sposób odbieramy problem imigracji, emocje bohaterki, piękno natury, status rodziny i wreszcie, samych siebie.

Film zobaczycie na warszawskim festiwalu Her Docs.
Seanse: Niedziela, 8 marca 12:00 / Wtorek, 10 marca 21:00.
Więcej informacji znajdziecie tutaj. 

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.