Advertisement
Festiwal Filmowy Pięć Smaków 2020Publicystyka

Pokolenia przyszłości zrodzone w azjatyckich slumsach – odcienie biedy w azjatyckim kinie

Andrzej Badek
Festiwal pięć smaków Rom
Kadr z filmu "Rom" reż. Trần Thanh Huy fot. Materiały prasowe

Przyszłość naszego świata jest nierozerwalnie związana z Azją. O ile trudno dziś przesądzać o tym, kto wygra hegemoniczne starcie między Stanami Zjednoczonymi a Chińską Republiką Ludową, bez wątpienia kolejne dekady przesuną środek ciężkości w kierunku największego kontynentu świata. Owa przyszłość ograniczy się jedynie do rozwoju takich państw jak Chiny, Korea Południowa czy Japonia, ale również tych krajów, które dopiero wrzucają wyższe biegi w gospodarczym rozwoju. I tak jak wszyscy, którzy kroczyli przed nimi tą drogą, Wietnamczycy, Indusi i Indonezyjczycy marzą o drodze ze slumsu na sam szczyt.

Tytułowy bohater Ròm mieszka na gęsto zabudowanym osiedlu Ho Chi Minh, którego mieszkańcy żyją w biedzie pod groźbą eksmisji. Zdają się oni być pogrążeni w transie. Nie mają w sobie dość mocy, żeby ruszyć do przodu, zadbać o lepsze warunki życiowe. Ich egzystencja sprowadza się do pustych nadziei związanych z loterią. Hazard, choć oficjalnie zakazany, chwyta serca ludzi, którzy w swoich nierealnych wizjach stają się zwycięzcami. Posłańcami mieszkańców stają się młodzi chłopcy, którzy jak nikt inny potrafią przemieszczać się po miejskiej dżungli, unikając policji i obstawiając zakłady. Ròm oraz jego rywal Phúc okazują się jednak nie tylko pośrednikami, ale również żywymi amuletami; już wkrótce właśnie z osobą posłańca mieszkańcy będą wiązać sukces lub porażkę swojego zakładu.

W swej dynamice Ròm stawia otwarte pytanie o to, czy młodzi bohaterowie wydostaną się z transu, który wiąże ich środowisko. Trần Thanh Huy, który objął fotel reżysera, musiał zmierzyć się z lokalną cenzurą, która niemalże skazała produkcję na zapomnienie przez wzgląd na ogrom brutalności zawartej w utworze. Ale film zdobył uznanie wśród publiki stając się hitem lokalnego box office’u, co wybitnie świadczy o tym, jak lokalna społeczność łaknie tej tematyki.

Przeczytaj również:  Klasyka z Filmawką – „Wilczyca” (1982)
Gully Boy pięć smaków
Młodego bohatera “Wersów ulicy” wyróżnia miłość do rapu. fot. Materiały prasowe

Tymczasem w Indiach, Zoya Akhtar stanęła za kamerą Wersów ulicy, żeby w kraju, który kojarzy się ze slumsami i Bollywoodem, opowiedzieć przewrotną historię o pogoni za marzeniami młodego chłopaka. Murad, tytułowy chłopak ze slumsów, to jeden z milionów mieszkańców Indii, którzy są pozbawieni możliwości wybicia się i wyjścia poza swoją dzielnicę. Odnajduje jednak fascynację w rapie, który stanie się dla niego nie tylko sposobem na wyjście z biedy, ale, może przede wszystkim, formą buntu wobec tradycyjnej hinduskiej muzyki i kultury oraz metodą na określenie własnej tożsamości. Rap Murada okaże się krzykiem buntu młodego pokolenia. Krzykiem niemile widzianym we współczesnych Indiach, bo wznoszonym przez muzułmańską mniejszość, która pod rządami premiera Narendry Modiego jest coraz bardziej prześladowana.

Akhtar nie szczędzi okazji, żeby wbić szpilę w kierunku turystów i przewodników, wykorzystujących spacery po slumsach w formie uwłaczającego godności mieszkańców poverty porn. Grupa amerykańskich podróżników, uzbrojona w dolary, smartfony i kijki do selfie z przyjemnością zapłaci, żeby przez kilka minut powzdychać nad losem biednych ludzi, mieszkających w mikroskopijnych przestrzeniach wielkości ich własnych łazienek.

Na zupełnie inną formę opowiedzenia historii o niezamożnych mieszkańcach zdecydował się Joko Anwar. Indonezyjski reżyser wykazał już przy okazji Sługów diabła czy średniometrażowej produkcji w ramach antologii Folklore, że kino gatunkowe jest bliskie jego sercu. Ekranizując kultowy komiks Gundala, rzucił wyzwanie superbohaterom ze stajni Marvela czy DC. Jego pełna przemocy oraz inspirowanych sztuką walki silat i kinem wuxia scen walki adaptacja to opowieść o pochodzącym z rodziny robotniczej młodym chłopaku, który traci rodziców i zmuszony jest do życia na własną rękę w zżeranym korupcją państwie. I choć bohater już wkrótce uzyska moc panowania nad elektrycznością i stoczy wiele efektownych potyczek, Anwar nie pozwala nam nigdy stracić z pola widzenia szerszego kontekstu społecznego.

Przeczytaj również:  Klasyka z Filmawką: „Atlantyda: Zaginiony ląd” (2001)

Antagonista bohatera to mafijny biznesmen, skrzywdzony przez wychowanie w sierocińcu i traumy wczesnego dzieciństwa. Jako herszt podobnych sobie wpada na pomysł, żeby opracować truciznę, która sprawi, że całe kolejne pokolenie straci zdolność odróżniania dobra od zła. W pojedynku protagonisty i złoczyńcy nie chodzi więc już tylko o ratunek miasta czy świata, ale kolejnego pokolenia prostych Indonezyjczyków, którzy stanowić mają przyszłość narodu i dla których poświęcono już tak wiele.

Gundala pięć smaków
Indonezja bez wahania rzuca rękawicę amerykańskim filmom superbohaterskim. fot. Materiały prasowe

Wszystkich troje twórców łączy jedno: w cieniu gigantów politycznych, inspirowani innymi kinematografiami, starają się zbudować własną tożsamość i opowiedzieć zaangażowaną społecznie historię swojego kraju. Nie są to filmy studiujące nietrwałość społeczeństwa, które powstają w Hong Kongu, ani rozwinięte rynki filmowe Korei Południowej czy Japonii, ale zupełnie nowe głosy, które już wkrótce podyktują kierunek, w którym podążymy wszyscy. Patrzcie uważnie na azjatyckie slumsy – wyłoni się z niego pokolenie przyszłość


Tekst został wcześniej opublikowany w gazecie festiwalowej Azjatyckiego Festiwalu Filmowego Pięć Smaków 2020. Zapraszamy do śledzenia całej naszej relacji z festiwalu!

 

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.