FestiwaleFilmyHer Docs 2020Recenzje

“Animus Animalis (historie ludzi, zwierząt i rzeczy)” [RECENZJA]

Kamil Walczak

Taksydermia to rzemiosło, które dla takiego średniomieszczucha jak ja jest raczej reliktem ubiegłej epoki, myśliwskim stereotypem z całą tego stereotypu typowością. Oczywiście myślenie takie to wypadkowa mojej ignorancji, bo wypychane zwierzęta dalej są regularnie stosowane jako eksponaty w muzeum czy też w charakterze artystycznych rekwizytów, ale Aiste Žegulytė (napiszę to nazwisko tylko raz) tworzy w Animus Animalis projekcję skupiającą się przede wszystkim na klasycznych trofeach myśliwskich zmumifikowanych przez demiurga-człowieka. Oto opowieść o ludziach, zwierzętach i rzeczach, dla wegan i innych szykanowanych mniejszości. Zapraszam na pierwszą szarżę Frontu Wizualnego.

Animus Animalis to film na kształt leniwego snu, zawieszony gdzieś pomiędzy światem dokumentalnej precyzji oraz realizmu i uniwersum zamglonej baśni. Raz obserwujemy w pełni skupionych myśliwych, z zimną krwią wykonujących swoje łowieckie przeznaczenie, kiedy indziej zaś, co prawda rzadziej, zatapiamy się w niewyraźnych powidokach świateł i drzew (i cudownym ambiencie w stylu GAS-a). Fabuła, którą możecie wyczytać w opisie, można potraktować jako pretekst, żeby włączyć kamerę i kręcić skąpane w gęstwinie podmokłych traw, pajęczyn i destruentów zwierzęta.

Ale to nie jest tylko refleksyjne Animal Planet na dopalaczach. Litewska reżyserka koncentruje się przede wszystkim na tandemie człowiek-zwierzę, na roli, jaką przypisuje sobie homo sapiens wobec innych gatunków. W kościele ksiądz wspomina św. Huberta, opiekuna myśliwych i leśników, którzy to – na wzór swojego patrona – mają sprawować pieczę nad środowiskiem naturalnym. Choć coraz częściej wydaje się, że, zamiast szacunku do dzieł Stwórcy ludzie biorą sobie do serca o te wiele wygodniejsze słowa mówiące o tym, by uczynić sobie ziemię poddaną, by panować nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi.

Przeczytaj również:  TOP 10 Filmów z gatunku „Good for Her” [ZESTAWIENIE]

Zamieszczone w podtytule rzeczy to właśnie wypatroszone futrzaki (nie tylko leśne) pozbawione swojej anima (dusza biologiczna), ale wciąż skupione w animus (dusza emocjonalna). Niepokojące zbliżenia na martwe ślepia nie pozostawiają widza obojętnym. Coraz trudniej wskazać mu różnice między ślepym spojrzeniem zwierzyny żywej a nieżywej. Odnajdując w nich pobratymcze cechy zwierzęce, człowiek, w tym biologicznym królestwie będący panem życia i śmierci, musi zadać sobie pytanie, jak wykorzystuje daną mu naturę, co robi jako ten szczególnie za nią odpowiedzialny i w jak głębokiej hipokryzji dziczyzny przychodzi mu żyć. Nie można tego traktować w wąskim rozumieniu taksydermii i trofealnictwa; antropologiczne poszukiwanie animusa odbywa się w całym spektrum poznania.

Przedmiotową relację z bestią najdobitniej pokazuje konkurs wypchanych zwierząt, wyraźnie wypychany przez reżyserkę w stronę absurdum, gdzie martwe trofea walczą o tytuł najbardziej autentycznych i żywych, gdzie na wystawę przychodzą rodziny ze swoimi pupilami, a eksponaty nie są do końca martwe. Nie, nie spodziewałem się tutaj Stand By Me Bena E. Kinga.

Z czystym sumieniem zalecam Animus Animalis, pierwszorzędnie wizualne przeżycie w skali 4:3, które nuży, ale nuży tak, jak powinno. Przy wyważonym 65-minutowym posiedzeniu ten animistyczny obraz przyrody i nas samych to idealny film na wyrwanie się z konwencjonalnej formy fabuły i akcji, często wyrwanie ze strefy komfortu, ku zupełnie innemu, refleksyjnemu doświadczeniu i destylowanej immersji.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.