Advertisement
Festiwal Filmowy Pięć Smaków 2020Wywiady

“Najwięcej o świecie dowiedziałam się z filmów” – mówi nam Mariko Bobrik, reżyserka “Smaku Pho” [WYWIAD]

Wiktor Małolepszy
fot. kadr z filmu Smak pho

Smak Pho to wyjątkowy film nie tylko ze względu na tematykę, ale też sam fakt, że pojawił się dwa razy z rzędu na Festiwalu Pięć Smaków. Z okazji tego seansu odbyliśmy rozmowę z reżyserką – Mariko Bobrik.

Opowiada ona o pracy nad pomysłem, odzwierciedleniu własnych uczuć w postaciach, dzieli się zabawną historią z castingu na główną rolę w filmie oraz zdradza nam, dlaczego do dziś nie może pogodzić się z zakończeniem Smaku Pho. Rozmowę przeprowadził Wiktor Małolepszy.


Jestem świeżo po kolejnym seansie twojego filmu, bardzo mi się podobał, byłem pod wielkim wrażeniem tego, jak ujęłaś ten temat – jak go wymyśliłaś?

Mariko Bobrik: Można powiedzieć, że to przyszło do mnie naturalnie, co nie oznacza, że nie wymagało to ode mnie wysiłku – pisanie scenariusza było trudne, to mój pierwszy pełny metraż, który napisałam. Miałam z tym dużo kłopotów. Natomiast jeśli chodzi o to, o czym jest film – np. o ludziach mieszkających w innym kraju, niż ten, z którego pochodzą – to jest to we mnie, na co dzień to przeżywam. Tak samo z wątkiem ojca i córki – bo sama jestem przywiązana do mojego ojca – więc nie musiałam się wysilać, żeby wymyślić ten temat, lecz przeniesienie go na papier nie było łatwe.

Oglądając „Smak Pho” zauważyłem, że jest w nim wiele tęsknoty, nostalgii. Słychać ją w starszych polskich piosenkach, których słucha Long, widać w fakcie, że woli naprawić starą pralkę, zamiast kupić nową oraz w jego starej knajpie, którą zestawiasz z nową restauracją. Jestem ciekaw, czy to też wyraz twojej własnej nostalgii, jako autsajderki, osoby, która przyjechała tu z innego kraju?

Wiesz co, sama nie jestem do końca tego świadoma. To, że on jest „oldskulowcem” to jego charakter – nie chciałam, żeby to była zbyt filmowa postać. Long jest człowiekiem, który nie poddał się tym naszym materialistycznym czasom – ta nostalgia to część jego postaci. W filmie pojawia się wątek matki, która umarła przed kilku laty i chciałam zbudować klimat tęsknoty panujący w domu bohatera. Jeśli chodzi o ubrania, pralkę, to w scenariuszu nie były aż tak stare – to praca z ekipą popchnęła mnie do tego, żeby uwydatnić ten wątek.

Uważam, że wykonaliście naprawdę dobrą robotę jeśli chodzi o scenografię, bo od samego wejścia do tego mieszkania widzimy, jaka to jest rodzina oraz rozumiemy, w jakich warunkach żyją. „Smak Pho” to dla mnie też film o rytuałach i momencie, kiedy bohaterowie zaczynają je kwestionować. Jestem ciekaw, co te rytuały twoim zdaniem znaczą dla Longa.

Ci bohaterowie znajdują się w sytuacji, gdy już zaczynają godzić się z nieobecnością matki i te rytuały, codzienność pozwalają utrzymać im wewnętrzny spokój. Bardzo ciężko po tragedii wstać i kontynuować swoje życie. Ale takie jego usystematyzowanie pomaga nam uciec od wielkich zmartwień. Charakter Longa, jako osoby, która lubi rutynę, rytuały, też ma znaczenie, bo wydaje mi się, że jak jesteś kucharzem, to codziennie robisz to samo i wprowadzasz najwyżej jakieś minimalne zmiany. Taki to po prostu człowiek – ja na przykład taka nie jestem, rutyna powoduje, że czuję jakąś degenerację. A Longowi pozwala to utrzymać wewnętrzny spokój.

Przeczytaj również:  „Zielona granica” – Granice człowieczeństwa [RECENZJA]

Faktycznie tak jest, że Long jako kucharz zawodowo skazany jest na powtarzanie jakichś czynności i po zmianie profilu restauracji trudno mu się odnaleźć. W tych posiłkach, które codziennie robi córce, też widać rytuały. Dlaczego w filmie Maja wyrzuca to jedzenie – czy to może bunt wobec wietnamskości, którą utożsamia z ojcem i zwrot w stronę matki, czy po prostu wyraz niezadowolenia dziecka, które chciałoby dostawać takie samo jedzenie jak jej rówieśnicy?

Myślę, że to te obie rzeczy. Jak pokazałam film dziewczynie z Polski, to mówiła, że jak w latach 80. dostawała do szkoły kanapki od ojca – bułkę grubo posmarowaną masłem z żółtym serem – to ich nienawidziła i wyrzucała po drodze do szkoły (śmiech). Więc myślę, że to naturalny dziecięcy bunt, część dorastania – tworzenie własnej opinii na temat jedzenia, ubrań. Ale oczywiście jest to też odrzucenie wietnamskości poprzez jedzenie – lecz to wciąż dziecko, więc najważniejsze jest dla niej po prostu dostosowanie się do swoich kolegów.

fot. kadr z filmu “Smak Pho”

Wspominałaś też przed chwilą, że w przeciwieństwie do Longa, ty nie przepadasz za rutyną. Mieszkałaś w wielu różnych krajach – Polsce, Japonii, Wielkiej Brytanii, USA, Francji. Jak wpłynęło to na twoją sztukę i postrzeganie świata?

Mieszkałam w wielu krajach, ale w Polsce mieszkam najdłużej, tyle samo, co w Japonii. Na pewno sam ten fakt wpłynął na to, co tworzę – ciężko to jednak zdefiniować. Najwięcej jednak zyskuję poprzez oglądanie filmów z różnych krajów – sama znam wiele osób, które wiele podróżują, a to wcale nie poszerza ich horyzontów. Moim zdaniem ten wpływ przebywania w innych krajach na zmienianie perspektywy jest dość niejednoznaczną kwestią. Jeśli chodzi o mnie, to zdecydowanie najwięcej o świecie dowiedziałam się z filmów – z Indii, Iranu, Ameryki Południowej – i to właśnie kino oraz przejawiający się w nim globalizm najwięcej mnie nauczył.

Moją perspektywę ostatnio poszerzył wywiad z reżyserem z Hongkongu Rayem Yeungiem, w którym padła teza, że na wschodzie mniej zwraca się uwagę na ”życie w zgodzie z samym sobą” niż w naszym kręgu kulturowym, a bardziej na to, co jest namacalne. Czy to dlatego Long ostatecznie zostaje w restauracji z sushi i rezygnuje z robienia zupy pho?   

To bardzo bolesne pytanie, dlatego, że sama nadal szukam na nie odpowiedzi. Bronię się przed tym zakończeniem i nie spodziewałam się, że do dziś będę żywić wobec niego mieszane uczucia. Jeśli chodzi o Hongkong, Chiny – to są to narody, których mentalność różni się od Wietnamu czy Japonii. W Wietnamie najważniejsza jest rodzina i ostatecznie Long podejmuje ten wybór dla swojej córki. Czy jest to kompromis? Tak, i bardzo mnie to boli. Kiedy pisałam – może byłam naiwna – wyobrażałam sobie, że ta decyzja, akceptacja zmian w pracy, coś ciężkiego dla człowieka lubiącego rutynę, pozwala mu uwolnić się od tego, jak postrzegał samego siebie – na zasadzie, że skoro jest Wietnamczykiem, to musi gotować tylko wietnamskie jedzenie. Na końcu filmu chciałam pokazać, że gotowane przez niego jedzenie wcale nie definiuje tego, kim jest. Traktowałam to jako zwycięstwo na poziomie osobistym, uznanie niezależności Longa.

Przeczytaj również:  Są fale? #4: Kino gatunkowe

Ale oglądając film, zauważyłam też to, o czym mówisz. Zaczęłam się zastanawiać, czy on nie jest uległy, czy nie poddaje się losowi. Lecz to też część jego postaci – niektórzy odbierają to w taki sposób, w jaki ja chciałam, a inni w taki, jak ty. Wciąż się z tym do końca nie pogodziłam.

W pewnym momencie filmu Long mówi, że jakby mu kazali, to zrobiłby nawet kebaba. To wcale jednak nie musi być tylko wyraz goryczy bohatera, lecz symbol jego pracowitości i przede wszystkim miłości do córki. Zakończenie twojego filmu nie jest proste, nie daje łatwej radości, lecz, tak jak cały film, jest dość dwuznaczne i nieoczywiste. “Smak Pho” nie udziela wprost odpowiedzi na stawiane przez niego pytania i taki pewnie był też twój zamiar, jak go tworzyłaś.

Tak. Tylko, że to, że ostatecznie Longowi nie udaje się naprawić pralki – zamiast tego kupuje nową, co uszczęśliwia jego córkę tak, że aż ją obejmuje – powoduje, że zakończenie wcale nie jest tak dwuznaczne, jak planowałam.

Mariko Bobrik na 13. edycji Festiwalu Filmowego Pięć Smaków, która odbyła się w 2019 roku

Rozumiem. Odchodząc od znaczenia filmu – w twojej produkcji pojawia się wielu aktorów wietnamskiego pochodzenia. Jestem ciekaw, jak wyglądał casting na te role, jak wielu z tych aktorów to naturszczycy?

Wszyscy! Casting trwał bardzo długo, była to wieloetapowa praca. Longa szukaliśmy dwa lata. Aktor, który ostatecznie się w niego wcielił, pojawił się już na pierwszym castingu – był świetny. Natomiast trochę inaczej wyobrażałam sobie postać – jako bardziej dramatyczną. Stwierdziłam więc, że skoro już na pierwszy castingu pojawił się taki człowiek, to na pewno w końcu znajdziemy tego bliższego mojej pierwotnej wizji. No i po dwóch latach okazało się, że tylko Long mi ostatecznie pasował. Także długo to zajęło zanim ostatecznie zrozumiałam, że to on.

Co ciekawe, przyszedł na casting tylko dlatego, że w tamtym czasie jego syn chciał zostać aktorem. Long był w szoku, czuł, że jego misją jest przekonanie syna, żeby zrezygnował z tych planów – bo to bardzo ciężki zawód, jesteś cały czas oceniany, zawsze musisz być najlepszy – i kiedy dowiedział się o tym castingu, to wziął w nim udział tylko po to, żeby pokazać synowi, że nie dostanie roli i jak to wpływa na człowieka. A po dwóch latach okazało się, że ostatecznie ją dostał! Co ciekawe, jego syn obecnie studiuje na wydziale aktorskim i podobno bardzo dobrze mu idzie.

Na koniec chcę jeszcze zapytać o jedną rzecz – jak wyglądają prace nad twoim kolejnym scenariuszem, rozgrywającym się w czasie stanu wojennego?

Właśnie skończyłam! Zawszę tak mówię, jak skończę kolejny draft – że o, to jest to. Nie wiem, co powiem za tydzień lub dwa, lecz mam nadzieję, że za parę lat będę mogła zacząć produkcję tego filmu.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.