Advertisement
Azjatycki Festiwal Filmowy Pięć Smaków 2024FestiwaleFilmyRecenzje

„Wiosenna podróż” – Pozwól jej wyjść | Recenzja | Azjatycki Festiwal Filmowy Pięć Smaków 2024

Wiktor Małolepszy
„Wiosenna podróż”
fot. „Wiosenna podróż” / materiały prasowe Azjatyckiego Festiwalu Filmowego Pięć Smaków

Mówi się, że najbardziej się coś docenia, gdy się to straci. Doskonale rozumieją to Wang Ping-Wen i Peng Tzu-Hui, reżyserki Wiosennej podróży, ilustrując ową sentencję takim kontrastem: oto stare małżeństwo zrzędliwego Khim-Hoka i kłótliwej Siu-Tuan. Jeden z wielu przypadków ludzi, którzy są już tak długo ze sobą, że nie ma co zastanawiać się, czy sensowne byłoby rozstanie. W scenie na początku filmu Khim-Hok strofuje swoją żonę, bo zamiast wsiąść do autobusu, ta czekała aż jej mąż doczłapie na przystanek. Nie ulega to wątpliwości, że on by po prostu wsiadł i odjechał. Jednocześnie jednak, kilkanaście minut później, gdy mężczyzna odnajduje martwe ciało Siu-Tuan, zamiast wezwać pogotowie, ten idzie do garażu i wyciąga starą lodówkę, do której wkłada zwłoki żony. Mógł ją opuścić przed śmiercią, ale nie ma zamiaru tego zrobić po niej.

Nagrodzony w San Sebastian film tajwańskich reżyserek to opowieść o niegodzeniu się na odejście drugiej osoby. Z dokładnością śledząc życie pary, pokazuje ludzi, którzy mają tak niewiele, że trzymają się tego, co im pozostało. Już od początku Wiosenna podróż nakreśla biedę, w której przyszło żyć jej bohaterom – biedę wcale nie tak daleką od warunków życia wielu emerytów w Polsce, również skazanych na oddawanie do skupu butelek i puszek, żeby mieć co dorzucić do skromnej emerytury. W geście Khim-Hoka wybrzmiewa więc zrozumiała desperacja, szczególnie, gdy weźmie się pod uwagę wykluczenie społeczne bohaterów. Para nie ma zbyt wiele osób wokół siebie, jedyny moment, gdy się nie kłócą, następuje po spożyciu domowego wina. To też naprawdę urocza scena, pokazująca w naturalny sposób, jak wspólne oglądanie telewizji może być elementem kojącej, codziennej rutyny.

Przeczytaj również:  „Kundel” – o przeroście artystycznej formy nad filmową treścią | Recenzja | Azjatycki Festiwal Filmowy Pięć Smaków 2024

Para operatorów Yosuke Kato oraz Waikin Sou filmuje to wszystko na 16mm taśmie, co nadaje zdjęciom oldskulowy, ciepły klimat. Miękka faktura obrazu wraz z charakterystycznym ziarnem sprawia, że nawet wiejskie rybne targowisko nabiera melancholii, komplementując trudne emocje towarzyszące Khim-Hokowi. Jednocześnie naprawdę pięknie wybrzmiewają bogate zielenie tajwańskiej prowincji, obfitującej w gęsto zalesione lasy, na których można zawiesić oko. Należy jednak zauważyć, że filmowi daleko od idealizowania sielskości życia z dala od wielkich skupisk ludzkich. Reżyserki trafnie zauważają, że wykluczenie komunikacyjne ma wpływ na trudne życie bohaterów mieszkających na szczycie góry, na którą codziennie muszą się wspinać, gdy wracają z pobliskiego miasteczka.  

„Wiosenna podróż”
fot. „Wiosenna podróż” / materiały prasowe Azjatyckiego Festiwalu Filmowego Pięć Smaków

Atrakcyjnym zdjęciom przyrody towarzyszy powolne tempo nieliniowo prowadzonej narracji. Kilkukrotnie zdarza się, że Wiosenna podróż zagląda w przeszłość pary, pokazując ją w momentach intymnych rozmów, czy istotnych wydarzeń. Jednym z takich jest ślub Kiana Benga – syna pary – i wyznanie Khim-Hoka, marzącego o tym, żeby mieć wnuka. To też jeden z powodów zdystansowania się go od rodziców. Okazuje się bowiem, że Kian Beng obecnie żyje z partnerem. Reżyserki przyglądają się różnym sposobom, w jaki wpłynęło to na ich relacje. Z jednej strony Siu-Tuan zatrzymała stare ubrania swojego syna, a z drugiej Khim-Hok, zawiedziony niespełnionym marzeniem o byciu dziadkiem, nie potrafi z Kianem Bengiem nawet rozmawiać.

Wiosenna podróż jest więc też filmem o niespełnionych oczekiwaniach. O godnej opiece na starość, o doczekaniu wnuków, o wycieczce do miejsc, gdzie nigdy nie było czasu pojechać. Kwituje to poetycka klamra, wzbogacającą dość prostą historię. Trudno bowiem powiedzieć, żeby Wiosenna podróż mówiła cokolwiek odkrywczego lub prezentowała postaci, których nie widzieliśmy już w przeszłości na ekranie podobnych dramatów. Wierność realistycznemu zobrazowaniu ich życia jest w tym przypadku obosiecznym mieczem – skoro w centrum stoi postać zamkniętego emocjonalnie mruka, to przez 90 minut niełatwo będzie wejrzeć przez jego pancerz. Nie oznacza to, że film zawodzi jako obraz wzbudzający empatię, czego zasługą jest oszczędna, ale efektywna rola Jasona Kinga, znanego pięciosmakowej widowni z pamiętnej Wioski Ohong. Partneruje mu Kuei-mei Yang, wielokrotnie współpracująca z Tsaiem Ming-liangiem, której krótki czas ekranowy pozostawia pewien niedosyt. Tak jak cała Wiosenna podróż, kino zbyt zdystansowane i obserwacyjne, ale ostatecznie obiecujące jako pełnometrażowy debiut dwóch artystek.

Przeczytaj również:  „Anora” – biedna istota | Recenzja | American Film Festival 2024

korekta: Daniel Łojko

+ pozostałe teksty

Skandynawista, autor prac naukowych o „Midsommar” oraz „Scenach z życia małżeńskiego”. Poza Skandynawią lubi też pisać o kinie Azji i muzyce.

Ocena

6 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.