“The Sparks Brothers” – Hołd dla ulubionego zespołu twojego ulubionego zespołu│Recenzja│Nowe Horyzonty 2021


Oglądając “The Sparks Brothers” – ekscytujące, fanboyskie rockumentary Edgara Wrighta – można odnieść wrażenie, że każdego współczesnego artystę, którego uznajemy za wpływowego dla popu, da się w mniejszym lub większym stopniu określić jako spadkobiercę twórczości Maelów. Określani jako “ulubiony zespół twojego ulubionego zespołu” bracia, to fascynujące osoby. Konsekwentnie rozbudowują swoją własną, unikalną wysepkę na archipelagu gatunków muzyki. 50 lat działalności, 25 albumów, 400 piosenek, film “Annette”, słuchowisko radiowe. Zapewne też niejeden projekt, który wciąż nie ujrzał światła dziennego. Niemożliwym jest ich zaszufladkowanie, przypisanie do konkretnego nurtu. Jednocześnie Edgar Wright, z dumą i zajaraniem godnym największego fana, co chwilę wskazuje palcem i mówi: „Och, twój ukochany zespół? Nie byłoby ich tutaj, gdyby nie MÓJ ukochany zespół!”
Choć w teorii brzmi to irytująco – i tak, po niemalże dwóch i pół godziny ciągłej eksploracji dyskografii Sparks, niechybnie pojawią się dłużyzny – z dokumentu Brytyjczyka bije zaraźliwa pasja. Ujmując to prosto. Jeśli przed seansem The Sparks Brothers nie słyszałeś ani jednego ich utworu, to po zakończeniu filmu będziesz nie tylko fanem, ale też znawcą ich dyskografii. W zasadzie mamy tu do czynienia z najprostszym formalnie muzycznym dokumentem. Wright usadawia przed kamerą dziesiątki gadających głów – m.in. Becka, Jacka Antonoffa, Weird Ala Yankovica, Mike’a Myersa, Flea – i pozwala im gadać o tym, jak bardzo lubią Sparksów. W międzyczasie przetyka ich wypowiedzi archiwalnymi nagraniami, fragmentami teledysków, koncertów, zdjęciami z młodości zespołu.


Jednak coś czyni The Sparks Brothers szczególnie zajmującym, a nawet odważnym filmem. Wright nie ogranicza się do opowiedzenia o kilku najważniejszych albumach, hitach, szczytach i dołach kariery zespołu. Podobnie jak Maelowie, film traktuje z szacunkiem każdy etap ich twórczości. Po kolei omawia każdą spośród 25 płyt tworzących ich wielowymiarową dyskografię. Dzięki temu Wright osiąga jednocześnie dwa efekty. Rysuje przed widzem pełny, bogaty w konteksty obraz muzyki Sparks. Również nie wchodzi zbyt głęboko, prowokując odbiorcę do samodzielnego zapoznawania się z płytami swojego ulubionego zespołu. Dzięki temu The Sparks Brothers można traktować jednocześnie jako omówienie, ale też świetny wstęp do muzyki tworzonej przez braci Mael.
Nie byłby to tak efektywny obraz, gdyby nie charakterystyczna dla stylu reżyserskiego Wrighta dynamika, a nawet nadpobudliwość. Brytyjczyk dwoi się i troi, żeby wzbogacić prostą formę swojego dokumentalnego debiutu poczuciem humoru. Nawet, gdy przedstawia wypowiadających się na temat Sparks ekspertów oraz fanów, wrzuca jakieś słowne żarciki. Przykładowo, nazywając Mike’a Myersa „Kanadyjczykiem”, czy Weird Ala „akordeonistą”. Przetyka te sceny dubbingowaną animacją – raz poklatkowym claymation, raz prostymi rysunkami. Można w nich usłyszeć głosy jego stałych współpracowników: Nicka Frosta i Simona Pegga. Film ma też swój stały rytm, dzięki czemu nie przytłacza ogromem informacji. Forma – choć w żadnym momencie tak ekstrawagancka, jak stojący w centrum Sparksi – służy treści, ani razu nie wychodząc na pierwszy plan.


Być może samym braciom – od nastoletnich lat zafascynowanych kinem – marzyła się nieco bardziej przewrotna biografia. We wczesnych fragmentach opowiadają o tym, że kiedy dorastali, każdy, kto chciał podążać za trendami, musiał oglądać Goddarda, Bergmana i gardzić mainstreamem (niektóre rzeczy się jednak nie zmieniają). Ron Mael nakręcił nawet krótkometrażową parodię Francuskiej Nowej Fali. Jednocześnie wyrażał tam swoją miłość, jak i nabijał się z jej formy. Tendencja do eksplorowania i dekonstruowania gatunków, z jednoczesną emocjonalną szczerością, towarzyszyła im potem przez całą karierę. Choć wciąż w ramach określonej konwencji.
Prób przeniesienia się do świata filmu było wiele. Długie lata ciężkiej pracy nad scenariuszami, współpraca z Jacquesem Tatim czy Timem Burtonem, która doprowadziła ich na skraj bankructwa. Jednak skończyły się one niepowodzeniem. Dlatego też premiery The Sparks Brothers i Annette, do której Maelowie napisali scenariusz i piosenki, to nie tylko przełom, ale i ukoronowanie wysiłków zespołu. Przez ponad 50 lat nie szli na kompromis. Ciężko, wytrwale i konsekwentnie tworzyli sztukę nie dla mas, lecz dla siebie. Zasłużyli więc na ten pomnik, który stawia im Edgar Wright.
Seanse, bilety i więcej o filmie “The Sparks Brothers” znajdziecie na stronie Festiwalu!
Ocena
Warto zobaczyć, jeśli polubiłeś:
Inne filmy Edgara Wrighta