“I młodzi pozostaną” – I wojna światowa ożywa na ekranie [RECENZJA]


Pewnego dnia Peter Jackson wszedł do archiwum BBC i Imperial War Museum i powiedział: Dajcie mi wszystko z I wojny światowej: filmy, nagrania, wywiady, zdjęcia, plakaty, obrazy, wszystko. Nie było to jednak podyktowane fanaberią zakochanego w technologii reżysera, lecz drgnięciem serca. Z okazji stulecia zakończenia tego konfliktu postanowił nakręcić dokument, w którym nie tyle upamiętni poległych w nim żołnierzy, co po prostu przywróci ich z powrotem do życia. Dokona zdigitalizowanego zmartwychwstania materiałów, które w głowach odbiorców symbolizują czasy tak odległe, że niemalże anonimowe. Doktor Frankenstein pokiwałby głową z uznaniem.
Faktycznie, artystę mniej skoncentrowanego, przystępującego do pracy ze słabiej zdefiniowaną wizją, projekt ten mógłby z łatwością przerosnąć i zmienić się w kolejny dokument historyczny do puszczania na lekcjach. 600 godzin dźwięku – wywiadów, nagrań z terenu, audycji radiowych – oraz 100 godzin wideo. Dla Petera Jacksona – gigantyczny marmurowy blok, który może drążyć dłutem. W wywiadach mówił, że da się z tego spokojnie skleić pięć lub sześć filmów. Miał jednak świadomość, że kino – tak samo jak wojna – wymaga poświęceń.
Jackson kręci I młodzi pozostaną tak, jak The Avalanches nagrywa swoje plądrofoniczne albumy. Nic, co przedstawione jest w tym dziele nie zostało stworzone przez reżysera i jego ekipę. Wzięli 100 godzin materiału filmowego przedstawiającego pobory, żołnierską rutynę, ich zabawy, sposoby na spędzanie wolnego czasu, męczarnię na froncie i w okopach oraz wiele innych aspektów wojennego życia, po czym pocięli go i uformowali prostą narrację od początku wojny do chwili po jej zakończeniu. Następnie z wypowiedzi tysięcy weteranów wspominających horrory, ale też jasne strony tych dni ułożyli wielogłos pokolenia. Często sam sobie zaprzeczający, lekko chaotyczny, ale zawsze zrozumiały. Żyjący w chaosie człowiek uczy się też chaotycznie myśleć.
Zobacz również: Przygotujcie się emocjonalnie, bo nadchodzi najlepszy sezon BoJacka Horsemana
Zawiedzie się ten, który spodziewa się po I młodzi pozostaną powtórki z lekcji historii. Franciszek Ferdynand to jakiś mężczyzna, przez którego to wszystko się zaczęło, lecz dziewiętnastoletni chłopcy nie ruszali na pobór, bo interesowała ich geopolityka – po prostu wszyscy inni też to robili! Jednym z najbardziej szokujących fragmentów filmu jest scena otwierająca, podczas której weterani deklarują, że nie żałują udziału w wojnie. Mówią, że były to najbardziej ekscytujące chwile ich życia. Niektórzy nawet, pomimo masy cierpienia, nie wiwatowali po jej zakończeniu! Czułem się, jakby ktoś mnie zwolnił ze stanowiska deklaruje anonimowy żołnierz, co w ustach kogokolwiek prócz uczestnika tej wojny zabrzmiałoby kontrowersyjnie.
Takie stanowisko jest jednak w pełni zrozumiałe po seansie dokumentu Jacksona. Słucha on bowiem najlepszych ekspertów, jakich mógł znaleźć – zwykłych, przeciętnych mężczyzn, którzy przyznają, że nie byli żadnymi herosami. Mieliśmy do wykonania robotę, to ją zrobiliśmy. Choć mówią o narodowej dumie, młodzieńczym patriotycznym zrywie, to głosy te ustają, gdy tylko przenoszą się na front i do okopów. Praktycznie cały drugi akt (cała narracja prowadzona jest w trzyaktowej strukturze charakterystycznej dla filmu fabularnego) poświęcony jest na eksplorację wojennego życia. Pojawiają się choroby, temat posiłków i ich braku, higieny osobistej i jej braku, zabaw w wolnym czasie, a nawet defekacji – co zaskakujące, w archiwach znajduje się bardzo pokaźny zasób zdjęć kolektywnie załatwiających swoje potrzeby mężczyzn. Gdy akurat nie siedzieli w okopach, młodzi rekruci byli w stanie zapomnieć, że gdzieś tam, daleko za horyzontem, trwa wojna. Słuchając o hazardzie, orkiestrach i wizytach w burdelach, świadomość widza również odpływa daleko od zbrojnych konfliktów.
Zobacz również: “Ostatnie kuszenie Chrystusa” [KLASYKA Z FILMAWKĄ]
I wtedy następuje bitwa. Montaż przyspiesza, narasta ilość eksplozji na ekranie, a radosne twarze chłopaków i mężczyzn zaczynają przeplatać się z portretami zmasakrowanych trupów. Wojna wraca w pełnej sile, wywołując przerażenie, dusząc łzy w gardłach wspominających ją narratorów. Niesamowite jest to, jak efektywnie udaje się za pomocą współczesnej technologii odtworzyć intensywność konfliktu, który miał miejsce ponad sto lat temu. Sceny bitewne – niekiedy zbliżające się do obrazów Pollocka – wywołują ciarki na plecach, a twarze ofiar głęboko zapadają w pamięci.
Właśnie – twarze. To one są w I młodzi pozostaną najważniejsze. Peterowi Jacksonowi bardzo zależało na wywołaniu u widza poczucia znajomości tych żołnierzy. Na przywróceniu im życia. I chociaż czasami technologia zbliża je do rejonów doliny niesamowitości, to należy przyznać, że film ten jest jednym z najbardziej spektakularnych osiągnięć we współczesnym kinie dokumentalnym. Restauracja tego materiału to nie było zwykłe kolorowanie. Kadry zostały wyczyszczone, wyostrzone. Zmieniono klatkaż na naturalnie wyglądające 24 fps. Zatrudniono szereg osób specjalizujących się w czytaniu z ruchu ust, po czym niektóre z wypowiedzi zdubbingowano. W końcu – użyto CGI, żeby usprawnić animację twarzy, ruchu, uwydatnić wybuchy i eksplozje. Efekt pracy tych wszystkich osób zapiera dech w piersiach i służy za najlepsze świadectwo tego okresu w historii kinematografii.
Zobacz również: Nasz kanon amerykańskiego kina, czyli 10 filmów na 10-lecie AMERICAN FILM FESTIVAL
W I młodzi pozostaną pojawia się też kilka niespodziewanych wątków takich jak rozczulające wypowiedzi weteranów o relacjach z niemieckimi jeńcami, których traktowano z szacunkiem. Niemców okradano co prawda z zegarków i innych kosztowności, ale jednocześnie wychwalano ich waleczność. Jedno z ujęć przedstawia żołnierza brytyjskiego i niemieckiego, którzy dokonują zamiany czapek. W ten banalnie prosty sposób to sami uczestnicy tego konfliktu przekazują widzowi najważniejszą, prostą i oczywistą, ale wartą do przypomnienia sobie prawdę. Wszyscy jesteśmy sobie równi, a wojna – nawet jeśli dla znajdującego się daleko w Londynie lub Berlinie przywódcy jest słuszna – dla żołnierza zawsze będzie bezsensowna.