„Przystanek – Ziemia” – Ziemia parzy | Recenzja | Nowe Horyzonty 2021
Amerykańscy twórcy indyków są ekspertami do spraw kina inicjacyjnego, ale za każdym razem – nawet przy tych dobrych razach – mam z tymi filmami jeden osobisty problem: ciężko mi odnaleźć w nich swoje doświadczenie, doświadczenie mojego pokolenia. To oczywiste różnice kulturowe, które nie wpływają przecież na jakość filmu. Ale emocjonalna bliskość scen, jaką możemy poczuć, oraz możliwość przejrzenia się w ich lustrze sprawiają, że seans staje się tak czule intymny. Ta immersja to kluczowy składnik obrazu, jakim jest „Przystanek – Ziemia” („Stop-Zemlia”), moje odkrycie z sekcji Odkrycia.
Ten proces emocjonalny można by z łatwością skwitować słowem „identyfikacja”. Że to utożsamienie się widza z bohaterami filmowymi, wynikające z dobrej pracy kamery, umiejętnie sportretowanych postaci, częstych zbliżeń. Nie potrafię tak strukturalistycznie patrzeć na filmy, myślę też, że nie o to w tym chodzi. Ukraińska reżyserka Katerina Gornostai zdołała w swoim obrazie przywołać reminiscencje tak zwykłe i jednocześnie skryte. W całym tym procesie jest jeszcze więcej niuansów i metody, o której zaraz, lecz na początku chciałem zaznaczyć to, co mnie najbardziej poruszyło. Tak znajome sytuacje z przeszłości, na które dziś można spojrzeć z dystansem i troską, zwłaszcza w stosunku do samych siebie. Z tego ostatniego powodu tym bardziej chciałbym, żeby ukraiński debiut zobaczyło więcej osób niż jedynie nowohoryzontowi festiwalowicze.
A teraz o metodzie. Projekt Gornostai jest bardzo interesujący, zaczynając już od przedprodukcji i castingu. Celem było wyłonienie grupy młodych dorosłych, którzy tworzyliby 25-osobową klasę licealną. Ekipę udało się zebrać przez castingi otwarte, castingi w szkołach i indywidualne rozmowy. Później w ramach 9-tygodniowego laboratorium grupa zapoznawała się ze sobą, odbyto mnóstwo wywiadów, które pozwoliły potem napisać bohaterów odpowiadających aktorom – a właściwie naturszczykom, bo żaden z nich nigdy nie wystąpił w pełnometrażowym filmie. Niektóre sceny i reakcje są też improwizowane. Trzon scenariusza opierał się na historii nieśmiałej dziewczyny Maszy oraz jej dwojga przyjaciół, a później także crusha Maszy, Saszy.
Przystanek – Ziemia finalnie stara się opowiedzieć trochę o każdym z klasy – i może jest to plan z góry skazany na porażkę, ale Gornostai przystała przy tym pomyśle, który mimo wszystko chwycił. Nie jesteśmy w stanie poznać wszystkich, ale nawet przez krótkie sceny, efemeryczne rozmowy reżyserka daje im podmiotowość. Ponadto fabułę filmu przeplatają też wywiady z bohaterami – a raczej z aktorami i aktorkami, którzy odpowiadają na pytania przez pryzmat swoich postaci. Odpowiadają tyle, ile chcą – ukraińska twórczyni podkreślała, że do tych rozmów nie był napisany żaden skrypt, stąd te odpowiedzi tak wyróżniają się w strukturze filmu. Między pytaniem a wypowiedzią jest często długa przerwa, odtwórcy ról zastanawiają się nad odpowiedzią, nie mają nic przygotowanego. Brzmi to po prostu szczerze.
Niebywale ważne jest tu podejście do bardzo żywych problemów młodzieży. Depresja, autoagresja, kompleksy, nieumiejętność komunikacji między sobą i z rodzicami, zaniedbywanie przez rodziców. A także miłość, przyjaźń, posiadówki, samotność. Wreszcie katastrofa klimatyczna i wrażliwość na kwestie dbania o naszą planetę. Czym wyróżnia się akurat ten film jest współczesny język, jakim potrafi operować, także język kina. Wielka w tym zasługa twórców, którzy wysłuchali młodych ludzi, dzięki czemu wszystkie te wydarzenia, sceny, reakcje są kinową imitacją rzeczywistości. Odtwarzają jej elementy, dając widzom (i z pewnością także wykonawcom) wgląd w siebie, introspekcję, która może błogo koić lub boleśnie doskwierać, ale przez to uczucie dąży się do zrozumienia samego siebie.
Do tej sfery fabularnej dochodzi jeszcze cały anturaż wizualny. Kostiumografka Alyona Gras specjalnie dopasowywała stroje dla każdego członka klasy, każdego 5-dniowego dnia skryptu inne, zmieniające się czasem także w ciągu jedno dnia. Cała scenografia szkoły, inspirowana zarówno starszymi wystrojami i architekturą, jak i bardziej nowszymi rozwiązaniami, a także wystrój pokojów (przede wszystkim Maszy) są dziełem Maxyma Nimenki. Patrząc ogólnie, dzieło Ukrainki jest bardzo ładne, estetyczne, po części wygładzone, ale to zabieg stricte upiększający film, a nie pobłażliwy dla historii.
Tytułowa zabawa „stop – zemlia” to znana z polskiego podwórka „stop ziemia” czy „ziemia parzy”. Scena, w której Masza po omacku stara się kogoś dotknąć czy przyłapać na ziemi, to w sumie dość urocza metafora jej zagubienia i alienacji. To także zatrzymanie na chwilę czasu, zamrożenie, która pozwala zastanowić się nad sytuacją, nad tym, w którym punkcie życia jestem. Koniec liceum to właśnie ten czas. Klasa ma jeszcze w sobie dużo z dziecka (tych dobrych rzeczy jak beztroska i czułość), choć coraz częściej będą musieli mieć w sobie dorosłego. Zostawiamy ich w momencie, kiedy oni sami nie do końca wiedzą co dalej.
Seanse, bilety i informacje o filmie „Przystanek – Ziemia” („Stop – Zemlia”) znajdziecie na stronie Festiwalu!
Prowokowanie przeróżnych myśli to jedna z lepszych rzeczy, jakie dają teksty kultury, a tak się składa, że kino robi to wyjątkowo dobrze. Lubię kino wszelakie (popularne i festiwalowe) i systematycznie zwiększam swój kapitał kulturowy (!). Jestem sympatykiem zwierząt i entuzjastą kotowatych (TRZEBA kochać wszystkie kotki).