Advertisement
48. Festiwal Polskich Filmów FabularnychFestiwaleFilmyRecenzje

„Tyle co nic” – Krajowy Plan Modernizacji Wsi [RECENZJA]

Kamil Walczak
fot. „Tyle co nic”
fot. „Tyle co nic” / mat. prasowe

Akcja dzieje się na polskiej wsi, gdzieś w Warmińsko-Mazurskiem. Rolnicy skrzykują się, by zaprotestować przeciwko lokalnemu posłowi, który w Sejmie zagłosował „przeciwko interesom polskiej wsi”. Nieformalnie przewodzi nimi Jarek, porządnie już sfrustrowany otaczającą go rzeczywistością z powodów tak zawodowych, jak osobistych. To on postanawia wykorzystać „tradycyjne formy buntu” i wylać przed rezydencję posła tonę gnojówki. Na następny dzień protestujący zostają zatrzymani przez policję – nie tylko ze względu na dostawę nadprogramowego obornika, ale też w sprawie morderstwa. W łajnie znaleziono bowiem zwłoki rolnika, któremu niedawno spłonął dom…

Tyle co nic to jednak nie kryminał – ten wątek to tylko asumpt, a w finale wręcz gorzkie podsumowanie całej  historii. Generalnie jest to raczej kino społeczne. Rzekoma zbrodnia staje się pretekstem do opowieści o dramacie wsi – nie tej jednej, ale całej, ogólnopolskiej. Ta filmowa jak w soczewce skupia bolączki wszystkich innych: wyludnianie i starzenie się społeczności, emigracja młodych, wyjazdy do miasta, kapryśność pogody, zdanie na łaskę funduszów europejskich, skupowanie ziemi przez latyfundystów.

Jarek funkcjonuje jako figura tradycyjnego rolnika, któremu wciąż się chce. Chce walczyć o sprawiedliwość, przyuczać dzieci do fachu i być na swoim, niezależnie od zmieniających się okoliczności. Jest też przekonany o solidarności wsi, co powtarza wielokrotnie jak zaklęcie, które musi się w końcu spełnić. Rodzinie jego przyjaciela spłonął dom, a on jako jeden z niewielu wciąż wierzy, że inni dołożą się do zbiórki, ksiądz zrobi ogłoszenie na ambonie, że wszystko się ułoży. Jego przebrzmiały sen o poczuciu wspólnoty powoli odchodzi, podobnie jak znana mu z przeszłości wieś.

Przeczytaj również:  „Venom: Ostatni taniec” – nie czuję rytmu [RECENZJA]

W ten sposób Tyle co nic przyjmuje trochę formę elegijną. Jest pożegnaniem z paradygmatem ziemi przekazywanej z ojca na syna, być może próbą pogodzenia się z nieuchronnym „postępem”, modernizacją. Ma ona polegać na zagarnięciu jak największych areałów przez wielkopowierzchniowych gospodarzy, wylaniu porządnych dróg, unowocześnieniu, choćby kosztem chłopskiego przywiązania. Ale chłopów już właściwie nie ma. Ta anachroniczna kategoria klasowo-ludowa przechodzi do historii. Na roli zostają ci najwytrwalsi lub najcierpliwsi, choć walka z wielkim kapitałem może nastręczyć tylko kolejnych problemów.

Dlatego właśnie debiut ze Studia Munka uderza trzeźwością swoich wniosków, ale nie defetyzmem. To obraz realistyczny. Świetnie ukazuje to dynamika między lokalsami a posłem Lesławem Kołodziejem. Początkowo to po prostu kolejna inkarnacja polityka-dyletanta, uwłaszczonego na wygodnych posadach rządowych. Jego dom jest niczym kwiatek do kożucha na tle innych domostw, nieraz zabłoconych i zafajdanych, bez specjalnych planów zagospodarowania przestrzennego. I oczywiście wizerunek ten nie zostaje anulowany, zwłaszcza przy ukazania sporu między Jarkiem a Lesławem w mediach ogólnokrajowych.

Na szczęście to nie wszystko, co oferuje ta historia. Postać stereotypowego dorobkiewicza zostaje przełamana. Kołodziej jest świadomy problemów niewielkich miejscowości, które nie mają przed sobą przyszłości. Jako miejscowy „pan gospodarz” stara się otoczyć opieką swoje rejony, zapewniając pracę i „rozwój”. Mimo tego quasi-cynizmu on jedyny ma jakiś plan. W filmie ani nie ma on racji, ani nie jest w błędzie.

Przeczytaj również:  „Nieumarli” - inne podejście do tematu zombie [RECENZJA]

Dębowski znakomicie napisał dialogi. Dzięki temu film nie uwiera sztucznością, ale świetnie przełamuje poważne sceny trafnymi ripostami i dobrze wplecionymi przekleństwami. Choć odtwórcy głównych ról, czyli Artur Paczesny, Monika Kwiatkowska czy Artur Steranko grają przede wszystkim na deskach teatrów, na ekranie wypadają naturalnie i bezbłędnie. Tyle co nic to wspaniały debiut. Zapewne wyjedzie z Gdyni bez większych aplauzów, ale jest jednym z najlepszych filmów społeczno-politycznych ostatnich lat.


korekta: Anna Czerwińska
+ pozostałe teksty

Prowokowanie przeróżnych myśli to jedna z lepszych rzeczy, jakie dają teksty kultury, a tak się składa, że kino robi to wyjątkowo dobrze. Lubię kino wszelakie (popularne i festiwalowe) i systematycznie zwiększam swój kapitał kulturowy (!). Jestem sympatykiem zwierząt i entuzjastą kotowatych (TRZEBA kochać wszystkie kotki).

Ocena

8 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.