Advertisement
FestiwaleFilmyHer Docs 2020Recenzje

“RBG” – The Notorious RBG [RECENZJA]

Kamil Walczak
RBG
fot. Zaprzysiężenie Ruth Hader Ginsburg

Do produkcji takich jak ta podejście nie-Amerykanina – outsidera, osoby zwyczajnie niezainteresowanej kontekstem politycznym w Stanach Zjednoczonych – może wydawać się trudne. Zresztą, przecież nie wszystkich za Oceanem muszą pociągać tematy popkulturowo-społeczne. To w końcu historia o sędzi Sądu Najwyższego (Supreme Court), swego rodzaju homagium ku czci bliżej nieokreślonej figury, która walczyła (i walczy) o legislacyjną równość kobiet i mężczyzn względem majestatu prawa. Tym bardziej więc Julie Cohen i Betsy West zasługują na niemałe pochwały, bo uczyniły RBG dokumentem pełnym, łatwym w odbiorze, a także – co chyba najważniejsze – solidnym i przekonującym artefaktem świadczącym o tym, że dzisiaj jest inaczej niż kiedyś. A zaskakująco wiele, i to nie tylko Amerykanie, zawdzięczają tej przesympatycznej 85-letniej kobiecie w kwiecie wieku, której nie odważyłbym się nazwać staruszką.

Ruth Buder Ginsburg to urodzona w Brooklynie prawniczka, absolwentka takich uniwersytetów jak Cornell czy Harvard, w latach 90. zaprzysiężona jako druga w historii kobieta na stanowisko sędzi Sądu Najwyższego w USA. Wydaje się, że jest to wprost idealne pole do pociągnięcia feministycznej opowieści o uciskaniu kobiet, walce z nierównościami i zagraniu trochę na nastrojach rewanżowych względem płci przeciwnej. Ale to wcale nie tak. Twórczynie wychodzą z założenia, że RBG to już z miejsca ikona popkultury, bohaterka memów i bohaterka wielu ludzi. Celem filmu jest niejako odkrycie proweniencji jej sławy. Prześledzona zostaje jej biografia, wiek uczelniany, poznanie ukochanego męża, w końcu kariera jako jedna z najwybitniejszych pełnomocniczek w walce o równouprawnienie płci – i to pełne, zarówno wobec kobiet, jak i mężczyzn. Wielu argumentuje, a film to dosłownie potwierdza, że to właśnie dzięki Ginsburg kobiety uzyskały tak liczne prawa (a raczej: zagwarantowano im to samo, co mężczyznom) w latach 70. i później w latach 90.

Jeżeli chodzi o względy czysto formalnym, nie ma co się oszukiwać. RBG wykorzystuje konwencjonalną formę dokumentu i konwencjonalnie ją eksploatuje. Biorący udział w zeszłorocznym Sundance film zdaje się bryzą świeżości, gdy spojrzy się na jego fantastyczne tempo i skrupulatnie wyważoną ekspozycję, ale żaden z tego powiew. Przy takiej opowieści nie musi to być jednak jednoznaczną wadą. Narracja prowadzona jest przez kolejne osoby, z którymi twórcy przeprowadzają wywiad (w tym z samą protagonistką), a także poprzez archiwalne nagrania audio i wideo. Czyni to z tego dzieła rzetelny, choć ewidentnie nacechowany liberalnie, portret epoki dyskryminacji i niesprawiedliwości. Jeśli film przybiera pozy doniosłości, to czyni to w słusznej sprawie. A całkiem słuszną sprawą jest konfrontowanie przypadków zwykłych ludzi z państwem, które zbyt przyzwyczaiło się do tego, że kobieta winna zajmować się domem i dziećmi, a mężczyzna zarabiać na dom. Ginsburg mówi zdecydowanie, merytorycznie i zaangażowanie, choć jest tak skrytą i cichą osobą: Żyjemy w czasach, kiedy warto dążyć do czegoś, kiedy warto stawić czoła tradycjom i bić się za ideę.

Przeczytaj również:  "Utrata równowagi" – ćwiczenia z manipulacji | Recenzja | 49. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych

W całości bodaj najbardziej odurza mnie ciepło tej produkcji. To poczucie, że co by nie sądzić o działalności bohaterki, mamy przed oczami człowieka prawego, który jest inspiracją dla nowych pokoleń. Znakomicie ilustruje to spotkanie RBG z uczniami college’u pod koniec filmu. Przestrzeń w filmie wydaje się na tyle swobodne, że z wyczuciem poprowadzono tutaj wątek szczerze kochanego i wspierającego męża, Marty’ego Ginsburga, z memiczną genezą kobiety, którą u schyłku kadencji Obamy namawiano do odejścia. Ale ona pozostała nieustępliwa. Dzięki swojej otwartości na ludzi, profesjonalizmowi i postępowaniu, które staje się dla młodych Amerykanów wzorem, nadano jej przydomek ” Notorious RBG” od słynnego rapera “The Notorious B.I.G.”. Dziś dalej trzyma formę, ćwiczy na siłowni, pasjonuje się operą. I, jak zapewnia, nie ma w planach zrezygnować.

Można się słusznie zastanawiać, na ile rekognicja filmu Cohen i Best bierze się z podatnego tematu i zagraniu na nosie republikańskiego wierchuszce. Nawet gdyby oddzielić ten dokument od kontekstu politycznego, dalej ma się czym bronić. Ruth Bader Ginsburg to niepodważalna ikona, funkcjonująca już dziś jako legenda, a film zdaje się tego żywym, zaangażowanym i zdecydowanym zapisem. Najbardziej wyjątkowo brzmią te przemowy Ginsburg sprzed 40 lat, kiedy, zdaje się, zmieniła kształt postrzegania pewnych spraw i jako amicus curiae dążyła do uniwersalizacji prawa dla wszystkich. Ciężko tutaj mówić o lewackiej propagandzie – to nader ludzkie dążenie do tego, by nikt nie czuł się wykluczony. I żeby litera Konstytucji mogła w końcu odnosić się do każdego, bez wyjątku. RBG obie strony sporu politycznego – cokolwiek to dzisiaj znaczy – powinny przyjąć z pokorą, choć jest to świadectwo subiektywne. Dowodem niech na to będzie relacja, jaka łączyła Ginsburg z Antoninem Scalią (zm. 2015), jednym z najbardziej skrajnych konserwatystów w Sądzie Najwyższym ostatnich dekad. Mimo drastycznych nieraz różnic w poglądach zostali bardzo dobrymi przyjaciółmi, dystansując się od różnic politycznych. Pytanie, czy ktokolwiek w Polsce jeszcze by tak potrafił, czy raczej spory światopoglądowe wzięliśmy już tak bardzo na serio, że jedyna ugoda, jaka nas czeka, to ta sądowa.

Przeczytaj również:  „Dahomej” – widma Beninu [RECENZJA]

Ciężko mi ukryć, że RBG potrafi wzruszyć. W bardzo prosty, bezpośredni sposób mówi o tym, jak zmieniło się nasze społeczeństwo, choć dalej mamy sporo do zrobienia. Kiedy Ruth została wyalienowana w SN przez republikańskich nominatów, nie pozostała bezczynna. Nie atakowała nikogo, ale jako członek senioralny korzystała ze swoich uprawnień i żywo składała tzw. zdania odrębne. To taka przestroga, gdyby ktoś sądził, że jego zdanie i tak nie ma znaczenia. Robiła tak wcześniej i robi tak nadal, starając się działać na pełnych obrotach. Pod koniec zeszłego roku przeszła operację lobektomii i obecnie jest hospitalizowana, ale lekarze przewidują pełną rekonwalescencję. I może teraz akurat nie spotkacie RBG w jej gabinecie, ale już od następnego piątku będziecie mogli ją zobaczyć w występie cameo w filmie LEGO: PRZYGODA 2 – oczywiście w roli samej siebie.

+ pozostałe teksty

Prowokowanie przeróżnych myśli to jedna z lepszych rzeczy, jakie dają teksty kultury, a tak się składa, że kino robi to wyjątkowo dobrze. Lubię kino wszelakie (popularne i festiwalowe) i systematycznie zwiększam swój kapitał kulturowy (!). Jestem sympatykiem zwierząt i entuzjastą kotowatych (TRZEBA kochać wszystkie kotki).

Ocena

7 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.