„Jak zostałam perliczką” – o próbie zapomnienia i przemilczenia cierpienia | Recenzja | British Film Festival 2024
Każda rodzina skrywa sekrety. Czasami są to szczegóły jakiegoś dłużej trwającego, wewnętrznego sporu, sięgające dekady wstecz. Czasami są to kwestie związane z dobrami majątkowymi – od błachych sprzeczek po stare długi czy spadki. Czasami jednak sekrety dotyczą naprawdę mrocznych problemów, które większość z osób woli przemilczeć, a część wręcz wypiera z pamięci. Przyjęcie ich do wiadomości, czy zwykłe zaakceptowanie przeszłych wydarzeń bywa bolesne i o tym między innymi opowiada Jak zostałam perliczką, film pochodzącej z Zambii reżyserki Rungano Nyoni.
Główną bohaterką Jak zostałam perliczką jest Shula. Poznajemy ją już w pierwszej scenie, gdy wraca samochodem z przebieranej imprezy, organizowanej przez jej znajomą. Mija ona na drodze ciało – gdy się zatrzymuje, rozpoznaje w nim swojego wujka Franka. Zszokowana odkryciem dziewczyna w pierwszej kolejności dzwoni do swoich bliskich. W międzyczasie spotyka także swoją niekoniecznie trzeźwą, dość irytującą kuzynkę, która również przejeżdżała tą samą trasą i wydaje się być wyjątkowo niewzruszona śmiercią wujka. To nietypowe spotkanie i odnalezienie ciała prędko wywołuje całą lawinę zdarzeń.
Głównym elementem filmu jest właśnie pogrzeb wujka Franka, wraz ze wszystkimi towarzyszącymi mu obrzędami. Stanowi on okazję do spotkania się całej, bardzo licznej rodziny – osób często niewidzianych od dekad. Zbierają się oni celem należytego pożegnania członka rodziny i podjęcia decyzji odnośnie jego majątku, a także ewentualnej pomocy pozostawionej przez Franka wdowie i dzieciom.
Pośrodku wszystkich tych wydarzeń znajduje się Shula. O przeszłości kobiety, podobnie jak i jej życiu osobistym, dowiadujemy się niewiele. Mimo tego, wcielająca się w rolę aktorka Susan Chardy zagrała tę postać tak znakomicie, że po samej mimice, małych gestach czy artykulacji można wywnioskować wiele szczegółów dotyczących tej postaci. Wyraźnie widać, że nie czuje się ona zobligowana do przestrzegania rodzinnych tradycji, a odstąpienie od stylu życia swoich bliskich i oddalenie się od rodziny było w pełni świadomą decyzją.
Dziewczyna sama z siebie chętniej korzysta z języka angielskiego (języka urzędowego w Zambii) niż bantu, którym posługuje się większość rodziny, a w szczególności starszyzna. Ma też opory przed porzuceniem obowiązków służbowych na rzecz uczestnictwa w długich obrzędach, czy też niekoniecznie chętnie przyodziewa tradycyjne stroje. Niestety, jako osoba, która pierwsza odnalazła ciało Franka, nie może stać na boku, będąc wielokrotnie wywoływana do opowiedzenia okoliczności, w których to nastąpiło.
Sceneria filmu jest nader skromna. Akcja rozgrywa się w większości w domu rodzinnym Shuli, w którym zbiera się rodzina. Pochwalić jednak muszę sferę audiowizualną produkcji. Jak zostałam perliczką została pod wieloma względami wyjątkowo dobrze zrealizowana. Kamera w zaskakujący sposób operuje cieniami, często wręcz artystycznie zestawiając ze sobą dwa wyraźnie kontrastujące plany wewnątrz jednego ujęcia. Tym, co jednak najbardziej do mnie trafiło, był montaż dźwięku. Oglądając film Nyoni, widz wielokrotnie czuje się zdominowany przez wszechobecny lament, płacze, krzyki i ogólny zgiełk. Ma to jednak miejsce głównie wtedy, gdy na ekranie znajduje się Shula, która jako osoba próbująca zdystansować się od rodziny, jest tym przytłoczona i wyraźnie ma dość przebywania w ich towarzystwie.
Choć w teorii Jak zostałam Perliczką wydaje się nie wyróżniać zbytnio spośród dziesiątek produkcji o podobnej tematyce, elementem wyróżniającym tę produkcję jest jej umiejscowienie. Akcja dzieje się bowiem w Zambii i tym, co zajmuje istotną część filmu, jest ukazanie tradycji i rytualnych elementów pogrzebów wewnątrz ichniejszego ortodoksyjnego środowiska. Shula, jako osoba która świadomie zrezygnowała z takiego życia, zostaje siłą wręcz wrzucona ponownie w sam środek mocno patriarchalnego społeczeństwa, kontrastującego z jej obecnym życiem i otoczeniem. Rungano Nyoni przedstawia pewnego rodzaju studium bezsilności jednostki znajdującej się wewnątrz ortodoksyjnego kolektywu, z którego nie może się wyłamać, niezależnie od tego, jak bardzo wybitna by nie była.
Przez film przewija się mnóstwo postaci, ale wiele z nich stanowi jedynie tło dla ukazanych na ekranie wydarzeń. I choć niektóre, wraz z ich (często poruszającą) historią, zostały dobrze napisane, to faktem pozostaje, iż najmocniejszym aspektem filmu jest właśnie ukazanie tradycji i obrzędów wewnątrz tego mocno konserwatywnego społeczeństwa, z którego tak ciężko się wyrwać. Wydawać się może, że reżyserka pod tą płaszczyzną stara się także usprawiedliwić niektóre nielogiczności wynikające ze scenariusza czy też zachowań niektórych postaci.
Jak zostałam perliczką to bardzo solidna produkcja, zrealizowana w wyjątkowy pod wieloma względami sposób. Choć poruszana przez Rungano Nyoni tematyka pojawiała się w kinie wielokrotnie, film wciąż w pewnym stopniu szokuje. Ukazany na ekranie pogrzeb, wraz ze wszystkimi towarzyszącymi mu okolicznościami i obchodami, stanowi jedynie pretekst do rozliczenia się z ukazaną na ekranie przerażającą niewrażliwością i toksycznością, wynikającą z upartego trwania przy tradycji. Wszystko to, w nieco onirycznej oprawie, sprawia, że ta zambijsko-brytyjsko-irlandzka koprodukcja na dłużej zostaje w pamięci widza.
Korekta: Łukasz Al-Darawsheh
Zastępca redaktor naczelnej. Uwielbia kino w każdym wydaniu - zarówno neony u Refna jak i slow cinema spod ręki Tarra, gangsterskie produkcje Scorsese czy niszowe słoweńskie filmy. Z wykształcenia zafascynowany literaturą fantastyczną językoznawca, absolwent filologii słowiańskiej. Pasjonat muzyki, którą stara się nie tylko opisywać, ale również tworzyć. Od niedawna regularnie powiększa swoją kolekcję komiksów.