Advertisement
NetflixRecenzjeSeriale

“Pluto”, czyli doskonała adaptacja niesamowitej mangi [RECENZJA]

Bartłomiej Rusek

Naoki Urasawa jest niewątpliwie jednym z najbardziej cenionych przeze mnie twórców. Jego mangi posiadają już niemalże kultowy status, a ekranizacja jednej z nich, zatytułowanej Monster (od niedawna dostępna na platformie Netflix), znajduje się w ścisłej czołówce moich ulubionych seriali (i to niezależnie od faktu, czy mówimy o anime, czy o serialach aktorskich). Gdy więc usłyszałem, że kolejna manga Urasawy otrzymuje ekranizację w formie anime, zacząłem odliczać tygodnie, dni, a ostatecznie nawet godziny do premiery. Jednocześnie oczekiwanie to stanowiło pretekst do przeczytania po raz kolejny mojej ukochanej mangi.

Akcja Pluto, bo o nim mowa, umiejscowiona jest w bliżej nieokreślonej przyszłości. Są to czasy, w których ludzie dzielą wiele aspektów życia z robotami stanowiącymi najwyższą formę zaawansowania technologicznego. Mają one niezwykle rozwiniętą sztuczną inteligencję, pozwalającą na odczuwanie prawdziwych emocji – miłości, smutku, żalu – czy nawet posiadanie snów. Choć w społeczeństwie zajmują niższą pozycję niż ludzie, to mają swoje prawa, wśród których pojawiło się nawet prawo do wchodzenia w związki małżeńskie czy adopcji „robotycznych dzieci”. Ograniczone są jedynie przez Prawa Robotów (poniekąd parafrazujące „oryginalne” prawa robotyki zdefiniowane przez Isaaca Asimova), których najważniejszy 13. artykuł stanowi, że robot nie może zabić ani skrzywdzić człowieka.

Nie wszystkie z robotów przedstawionych w Pluto są jednak równe pod względem złożoności. Istnieje siedem najbardziej skomplikowanych, najdoskonalszych pod względem budowy i sztucznej inteligencji robotów, stanowiących jednocześnie broń masowego rażenia. Są one bohaterami sił pokojowych, które niemal bez pomocy ludzi zakończyły ostatni wielki konflikt zbrojny – 39. wojnę śródazjatycką. Teraz, w czasach pokoju, zajmują się przyziemnymi rzeczami, skutecznie odcinając się od mrocznej przeszłości. Porozrzucane po całym świecie szukają swojej tożsamości, nie chcąc już walczyć i mając dość przemocy. Jednym z nich jest główny bohater Pluto, Gesicht – najdoskonalszy detektyw Europolu.

Kadr z serialu “Pluto” / fot. Netflix

Historia przedstawiona przez Urasawę zaczyna się w momencie, gdy Mont Blanc – uwielbiany zarówno przez miejscową ludność, jak i przez turystów szwajcarski robot, będący ichniejszym przewodnikiem i „strażnikiem” lasów – ginie. Zostaje zniszczony w tajemniczych okolicznościach. Jako że należał on do grupy wspomnianych najdoskonalszych maszyn na świecie, wydarzenie to wzbudza ogromne zaskoczenie. Śledztwo przejmuje Europol, a detektywem prowadzącym jest właśnie Gesicht. Szybko wychodzi na jaw, że śmierć Mont Blanca nie była przypadkowa, a sprawca zaczyna eliminować kolejne postacie – zarówno roboty, jak i ludzi – związane z 39. wojną śródazjatycką i siłami interwencyjnymi, wysłanymi w celu zaprowadzenia pokoju. Złoczyńca w miejscach zbrodni pozostawia przy głowie ofiary charakterystyczny znak w postaci rogów. Jak się okazuje, inspiracją dla niego jest Hern Myśliwy, jeden ze starożytnych bogów wierzeń europejskich, którego odpowiednikiem w mitologii rzymskiej był Pluton. Stąd też nazwa tajemniczego antagonisty – Pluto.

Sam pomysł na historię i bohaterów nie jest jednak oryginalny. Urasawa, tworząc Pluto, inspirował się klasyczną mangą Astro Boy autorstwa Osamu Tezuki, ukazującą się na przełomie lat 50. i 60. Opowiadała ona o przygodach Atoma – chłopca-robota, posiadającego najdoskonalszą sztuczną inteligencję oraz budowę na świecie. W jednym z tomów, pt. Największy robot na Ziemi, pojawił się wątek szalonego naukowca, który stworzył Pluto – wspaniałego robota, rzucającego wyzwania każdej innej doskonałej maszynie, celem jej unicestwienia i pokazania swojej wyższości. W walce z nim szansę miał jedynie Atom i jego inteligencja. W ten sposób prosta historia, skierowana docelowo przede wszystkim do najmłodszych odbiorców, dała podwaliny pod Pluto. Naoki Urasawa inspirował się wykreowanymi przez Tezukiego postaciami i ogólnym zarysem fabuły – ostatecznie tworząc coś zupełnie innego, własnego. Tym samym, znajomość mangi Tezukiego w żadnym stopniu nie jest wymagana do seansu Pluto, a stanowi w tym kontekście co najwyżej ciekawostkę.

Przeczytaj również:  „Armand” – Nie za mocno, nie za słabo [RECENZJA]

Głównym bohaterem Pluto jest bowiem wspomniany już przeze mnie robot-detektyw Gesicht (a nie Atom, jak miało to miejsce w „pierwowzorze”). Rozpoczyna on śledztwo, w ramach którego spotyka się z kolejnymi zaawansowanymi robotami, będącymi jednocześnie następnymi celami naszego złoczyńcy. Urasawa w swoim dziele wplata tym samym wątki kryminału utrzymanego w klimacie noir do doskonale skonstruowanego thrillera, osadzonego w scenerii science-fiction. Znakomicie poprowadzonej narracji towarzyszy świetna animacja, a skomplikowanej intrydze – fantastycznie napisane postacie, wraz z antagonistą, którego poznajemy stopniowo, jedynie z imienia i na podstawie jego czynów.

Jedynym aspektem, do jakiego mam zastrzeżenia, jest oprawa dźwiękowa. Tak monumentalna, genialna historia, okraszona niezwykłymi efektami, zasługiwała na bardziej klimatyczną i momentami poważniejszą ścieżkę dźwiękową. Tej obecnej w produkcji brakowało przede wszystkim epickości i patosu, które podkreśliłyby złożoność fabuły i wydarzeń dziejących się na ekranie. Również niektóre sceny retrospekcji były przedstawione nieco chaotycznie; często brakowało mi obecnego w mandze podpisu w chwilach, gdy akcja cofała się we wspomnieniach bohaterów do wydarzeń z czasów 39. wojny śródazjatyckiej. To jednak detale, które ostatecznie nie przeszkadzają w odbiorze arcydzieła. A to anime jest nim bez wątpienia.

Kadr z serialu “Pluto” / fot. Netflix

Pluto to w dużej mierze filozoficzna opowieść o istocie człowieka: o tym, co nas wyróżnia i sprawia, że jesteśmy wyjątkowi. To także opowieść o uczuciach, całym ich spektrum, z miłością i nienawiścią na czele, ale także o uprzedzeniach wobec inności oraz potrzebie bycia traktowanym na równi z innymi. To uniwersalne dzieło z pięknym, nieśmiertelnym morałem, które zostało znakomicie zrealizowane. Dość surowa kreska Urasawy podkreśla powagę historii ukazanej w serialu. Choć może wydawać się z pozoru prosta, to każdy kadr zawiera wiele szczegółów – od kropelek deszczu padającego za oknem kawiarni, w której rozmawiają postaci, po dokładnie narysowane drzewa czy kwitnące w tle kwiaty.

Przeczytaj również:  „Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata” – Radu idzie dalej [RECENZJA]

Umieściwszy postać Atoma na drugim planie i skupiwszy się w podobnym stopniu na pozostałych robotach, a także poprzez motyw śledztwa głównego bohatera, Gesichta, Urasawa stworzył świeżą, całkowicie nową historię. Historię o człowieku, jestestwie i o tym, co go tworzy – wzruszającą, ale przede wszystkim bardzo dojrzałą. Pluto to doskonała adaptacja niesamowitej mangi, a zarazem produkcja, która może posłużyć jako uniwersalny tytuł do proponowania sceptycznie nastawionym wobec anime znajomym. I jeśli ani Pluto ani Monster Urasawy ich do tego gatunku nie przekonają, to chyba nic już nie będzie w stanie.

 


Korekta: Zuzanna Ledzion

+ pozostałe teksty

Zastępca redaktor naczelnej. Uwielbia kino w każdym wydaniu - zarówno neony u Refna jak i slow cinema spod ręki Tarra, gangsterskie produkcje Scorsese czy niszowe słoweńskie filmy. Z wykształcenia zafascynowany literaturą fantastyczną językoznawca, absolwent filologii słowiańskiej. Pasjonat muzyki, którą stara się nie tylko opisywać, ale również tworzyć. Od niedawna regularnie powiększa swoją kolekcję komiksów.

Ocena

9.5 / 10

Warto zobaczyć, jeśli polubiłeś:

Ghost in the Shell, Akira, Monster

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.