FilmyRecenzjeStreaming

“Pierwsze kuszenie Chrystusa”, czyli żenujący festiwal czerstwego humoru [RECENZJA]

Bartłomiej Rusek
fot. Materiały prasowe / Netflix

Nie ma żadnych wątpliwości co do faktu, że znajdujący się już od ponad miesiąca na Netfliksie film Pierwsze kuszenie Chrystusa budzi duże kontrowersje. W wielu krajach pojawiły się petycje, mające na celu usunięcie „bluźnierczego” filmu z serwisu, co ostatecznie zakończyło się pozytywnym orzeczeniem jednego z brazylijskich sądów w tej sprawie. Tym samym nie mogłem przejść obojętnie obok takiego tytułu i postanowiłem na własnej skórze przekonać się, co znajduje się w głośnej produkcji autorstwa brazylijskiej grupy komediowej Porta dos Fundos.

Na samym początku Pierwszego kuszenia Chrystusa widzimy dzierżących w swych dłoniach prezenty Trzech Mędrców, zmierzających w kierunku domostwa Maryi i Józefa. Celem odwiedzin jest uczestnictwo w imprezie-niespodziance, organizowanej z okazji trzydziestych urodzin Jezusa, który po czterdziestu dniach postu na pustyni ostatecznie wraca do domu. Nikt jeszcze nie wie, że towarzyszy mu Orlando, którego poznał właśnie w tamtym miejscu. Mimo że sam grany przez Gregorio Duviviera główny bohater nie chce się do tego przyznać, z nowo poznanym mężczyzną łączy go nieco więcej niż przyjaźń.

W międzyczasie na przyjęciu pojawiają się kolejne osoby, w tym – ku niezadowoleniu – sam Bóg (w tej roli Antonio Pedro Tabet), będący w końcu ojcem jubilata. Józef (Rafael Portugal) jest wyraźnie niezadowolony z obecności Wszechmogącego, który wciąż wypomina mu, że ten jest zaledwie przybranym ojcem Jezusa. W efekcie obaj mężczyźni nieustannie się spierają, mimo ciągłej obecności na planie Maryi (Evelyn Castro).

Przeczytaj również:  „Civil War” – Czy tak wygląda przyszłość USA?
Pierwsze kuszenie Chrystusa
fot. Materiały prasowe / Netflix

Mimo, że powyższy opis może wydawać się absurdalny, rzeczy te są właściwie najnormalniejszymi wydarzeniami spośród wszystkich przedstawionych w filmie. Akcja się bowiem wyraźnie komplikuje, gdy Maryja i Józef mówią Jezusowi, kto jest jego prawdziwym ojcem, a znany mu wcześniej jako wujek Vitorio Bóg przekazuje mu część swoich mocy. Część z nich postanawia zresztą bardzo szybko zademonstrować.

W tym momencie film wpada w jeszcze większy niż dotychczas wir nieśmiesznych żartów, które mają chyba być możliwie jak najbardziej kontrowersyjne. Bóg zaczyna podrywać Maryję, Jezus odurzony herbatką „na jaskrę” wpada w trans, w którym spotyka między innymi Buddę i Śiwę, a Orlando zaczyna pokazywać swoje prawdziwe oblicze. W efekcie samo poczucie humoru przedstawione w produkcji jest na poziomie gdzieś pomiędzy przeciętnym polskim kabaretem a jednym z pseudośmiesznych memów, które po raz setny okrążają Internet, od dawna nie wywołując nawet uśmiechu na twarzy.

Pierwsze kuszenie Chrystusa miało z pewnością szokować, a przede wszystkim sprawić, że większa liczba osób odwiedzi kanał na Youtube’ie wspomnianej na początku recenzji grupy Porta dos Fundos. Tym samym, youtuberzy swój cel osiągnęli. Warto przy tym wspomnieć, że tworzyli już produkcje (również dostępne na Netfliksie) w podobnym tonie – jedna z nich (o nazwie Porta dos Fundos: Ostatni Kac) była nieudolną parodią Kac Vegas. Jej bohaterami byli apostołowie, którzy po zakrapianej Ostatniej Wieczerzy zgubili Jezusa. Tamten film nie odbił się jednak aż takim głośnym echem jak najnowsza ich produkcja, choć jestem pewien, że ostatnimi czasy jego oglądalność znacznie podskoczyła.

Przeczytaj również:  „Zarządca Sansho” – pułapki przeszłości [Timeless Film Festival Warsaw 2024]

Nie jestem w stanie dokładnie określić, po co właściwie powstał ten film. Wyśmiewa on w niezwykle mało kreatywny sposób wszelkie fundamenty wiary, nie przejawiając przy tym żadnej wartości komediowej. Jest to amatorsko zrealizowana, słabo zagrana, nieśmieszna satyra, która najprawdopodobniej nie trafi nawet do osób o niewyrafinowanym guście komediowym. Na ratunek przybywają jej jedynie pojedyncze, popkulturowe gagi, które sprawiły, że nie oceniłem tej produkcji na najniższą możliwą ocenę. Trzeba je jednak wychwycić, gdyż nie są tak oczywiste – na ścianie domu Jezusa znajduje się plakat boysbandu Backjericho Boys, a w nadprzyrodzonej walce Jezusa z Lucyferem obaj używają ruchów przypominających znaną z serii Dragon Ball “Kamehamehę”. Nawet to jednak nie ratuje filmu, którego z czystym sumieniem nie mogę nikomu polecić.

Ocena

2 / 10

Warto zobaczyć, jeśli polubiłeś:

"Kac Wawę"

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.