“Opowieści z kasztanowego lasu”, czyli pełna nostalgii, artystyczna podróż do przeszłości [RECENZJA]


Wśród tegorocznych produkcji, które biorą udział w Międzynarodowym Konkursie Nowe Horyzonty, znalazł się również film ze Słowenii – “Opowieści z kasztanowego lasu”. Biorąc pod uwagę, że pełnometrażowy debiut reżysera Gregora Božiča był jednym z największych hitów zeszłorocznego Festivalu Slovenskega Filma (najbardziej prestiżowych nagród filmowych rozdawanych w Słowenii), nie mogłem odpuścić okazji, by go obejrzeć i napisać recenzję.
Akcja Opowieści z kasztanowego lasu dzieje się w zalesionej dolinie na pograniczu Włoch i Słowenii (w filmie – jeszcze Jugosławii). Te zamieszkuje zarówno wielu Słoweńców, jak i Włochów, którzy, na skutek politycznych reperkusji oraz biedy, zmuszeni byli do emigracji.
Przeczytaj: “TOP5: Międzynarodowy Konkurs Nowe Horyzonty. Kino pędzi do przodu!”
Tym, co dominuje w filmie, jest spokój – wszechobecny w lasach, nad którymi górują korony drzew tak istotnych dla filmu i bohaterów. Kasztanowce umożliwiają im bowiem przeżycie. Na pierwszym planie Opowieści z kasztanowego lasu znajdują się dwie postacie. Jako pierwszego poznajemy starszego mężczyznę. Jest to Mario (Massimo De Francovich), będący skąpym stolarzem. Mieszka on w niedużym domu w środku lasu, razem ze swoją wiekową już żoną.
Kolejna bohaterka również widzi w otaczającym ich całą rzeczywistość lesie swoje utrzymanie. Jest to Marta (Ivana Roščič), ostatnia sprzedawczyni kasztanów. Prowadzi samotne życie, najprawdopodobniej opuścił ją mąż, po którym zostały jedynie zdjęcia, które troskliwie ogląda w wolnych chwilach. W pewnym momencie, zupełnie przypadkowo, losy bohaterów się łączą. Oni sami zaś, tak nieprzyzwyczajeni do relacji towarzyskich, nawiązują dość niezręczny dialog.


Bezpośrednie opisy bohaterów są nam narzucone, są oni bowiem w taki sposób przedstawieni, gdy po raz pierwszy pojawiają się na ekranie. Jest to o tyle interesujący zabieg, że z fabuły filmu ciężko byłoby nam zrozumieć, czym przykładowo zajmuje się Marta. W przypadku Maria, użycie już na samym początku opowieści pejoratywnego określenia w jego kierunku poniekąd wpływa na odbiór tej postaci u widza. Wszystko jest jednak uzasadnione. W Opowieściach z kasztanowego lasu nie uświadczymy bowiem wielu dialogów. Nie okazują się jednak potrzebne. Emocje bohaterów są bowiem znakomicie wyrażane przez ich ekspresję i zachowanie.
Film Gregora Božiča jest bardzo statyczny. Oglądając go, mamy możliwość podziwiania pięknych kadrów. Co więcej, sfilmowano go przy użyciu taśmy 35 mm, co dodatkowo wpływa na walory artystyczne Opowieści z kasztanowego lasu. W pięknym otoczeniu natury Gregor Božič przedstawia nam bohaterów rozliczających się ze swoją przeszłością. Ta, często bolesna, jest przez nich wspominana na skutek wydarzeń, które mają miejsce, a także za sprawą ich spotkania.


Wielu osobom mogą się nie spodobać zabiegi reżysera, który wprowadza do filmu elementy fantastyczne. Łączy on bowiem kadry, często będące duchowym nawiązaniem do nurtu slow cinema, z kadrami bardzo dynamicznymi. Oprócz tego przeplata film elementami folkowymi, nawiązującymi do lokalnej kultury i tradycji oraz licznymi symbolami. Reżyser ukazuje rzeczywistość przedstawioną w filmie na zmianę z onirycznymi wspomnieniami bohaterów. Dodatkowo wielu scenom towarzyszy szum drzew z tytułowego lasu.
Debiut reżyserski Božiča to nie tylko film opowiadający o przypadkowym spotkaniu dwójki zupełnie różnych ludzi. To bardzo odważna, momentami oniryczna historia. Reżyser podąża w niej własną ścieżką, łącząc elementy wielu gatunków i przedstawiając ją w swój oryginalny sposób. Tego typu zabiegi mają równie wiele przeciwników, co zwolenników. Ja jednak zaliczam się do tych drugich – przemówił do mnie spokojny, pełen nostalgii nastrój filmu.