Advertisement
FestiwaleFilmyRecenzje

“Rok 1987”, czyli surowy wstęp do brutalnych wydarzeń z historii Korei Południowej [RECENZJA]

Bartłomiej Rusek
fot. materiały promocyjne

Kino południowokoreańskie nabiera ostatnimi czasy popularności w Polsce. Ma to miejsce zarówno dzięki nieco starszym już produkcjom, jak i zaskakującym nowościom, które za sprawą wielu międzynarodowych festiwali docierają do szerszego spektrum widzów. Do grona reżyserów, zyskujących coraz większą liczbę fanów, takich jak Joon-ho Bong, Chang-dong Lee czy Chan-wook Park dołączają kolejne nazwiska, wśród których mogę wymienić już Joon-Hwan Janga. Wszystko za sprawą Roku 1987, czyli najnowszego recenzowanego przeze mnie dramatu w jego reżyserii.

Mimo rosnącego zainteresowania tamtejszym kinem, wciąż dość mało osób posiada wiedzę na temat historii i kultury Korei Południowej. Rok 1987 może służyć jako lekkie uzupełnienie tejże wiedzy, stanowiąc pewnego rodzaju rozliczenie reżysera ze współczesną historią swojego kraju.

Na samym początku filmu jesteśmy świadkami nieudanej próby odratowania studenta, który zmarł na skutek tortur, przeprowadzonych przez rządową jednostkę antykomunistyczną. Próbując zatuszować tragiczną śmierć 22-latka, dyrektor tejże jednostki (Yoon-seok Kim) podejmuje decyzję o szybkiej kremacji zwłok. Nakazu nie chce jednak podpisać prokurator Choi Hwan (Jung-woo Ha), który docieka prawdy, domyślając się przyczyny zgonu studenta. Nalega on na przeprowadzenie sekcji zwłok.

Na tym etapie filmu można uznać (i tak zresztą było również w moim przypadku), że to wspomniany prokurator jest głównym bohaterem produkcji. Sprzeciwia się on bowiem reżimowi, rozpoczynając otwartą walkę z rządem, stojąc przy tym na straży prawa. Niestety, chwilę później znika z ekranu, ustępując innym bohaterom, których historie były jednak dla mnie zdecydowanie mniej angażujące i interesujące.

Przeczytaj również:  „Pamiętnik z dzieciństwa” – Należy przerwać ciszę | Recenzja | Azjatycki Festiwal Filmowy Pięć Smaków 2024

Poza historią Choi Hwana poznajemy również wydarzenia z życia innych osób, których akcje i decyzje doprowadziły mniej lub bardziej bezpośrednio do zamieszek. Wśród nich znajduje się strażnik więzienny Han Byung-yong (Yoo Hae-jin), zaangażowany w ruch powstańczy i przekazujący informacje między więzieniem a szykującymi powstanie przeciwnikami ówczesnej władzy. W drugiej połowie filmu na pierwszy plan wychodzi natomiast jego siostrzenica Youn-hee (Kim Tare-ri).

1987
fot. materiały promocyjne

Dziewczyna pomaga swojemu wujkowi w kontaktach z opozycjonistami i na skutek nieporozumienia pojawia się w samym środku protestu, tłumionego przez brutalne, uzbrojone siły policji. Youn-hee poznaje tam młodego rewolucjonistę, którym jest Park Jong-chul (Yeo Jin-goo). Ten ratuje ją przed policją, co rozpoczyna ich nieco romantyczną relację, stanowiącą moim zdaniem najsłabszy element filmu.

Mimo początkowego chaosu, zabieg odsunięcia na dalszy plan poznanego na początku bohatera miał ostatecznie dość pozytywny wydźwięk. Sprawił on, że na głównym planie znalazły się wydarzenia, a nie ludzie. Tym samym produkcja koncentruje się na tytułowym Roku 1987 i tym, co się wtedy stało. Wydarzenia poznajemy z perspektywy każdego z bohaterów, którzy w różny sposób znaleźli się w samym ich środku. Tym samym widzimy, jaka była reakcja przeciętnych ludzi na informację o bestialskiej śmierci torturowanego studenta. Podobnie zresztą wygląda kwestia odpowiedzi rządu czy panujących w kraju nastrojów antykomunistycznych skierowanych przeciwko Korei Północnej. Ostatecznie, nie sposób nie wspomnieć również o negatywnej decyzji reżimu dyktatora Chun Doo-hwana odnośnie organizacji demokratycznych wyborów. To okazała się punktem zapalnym, prowadzącym do tragicznych wydarzeń.

Przeczytaj również:  „Dziki robot" – miłość, śmierć i robot [RECENZJA]

Rok 1987 znakomicie pokazuje nastroje mieszkańców Korei Południowej w tamtym okresie, gdy wciąż mając w pamięci masakrę w Gwangju odważyli się wyjść na ulicę i protestować, walcząc o swoje prawa. Całość dopełnia przyzwoite aktorstwo, sprawiające że film ten stanowi naprawdę wartościową propozycję dla widza. Jeżeli dodamy do tego sprawnie poprowadzoną fabułę i dobre zdjęcia, otrzymujemy produkcję, która trafi również do osób, niebędących fanami tamtejszego kina. Film Joon-Hwan Janga nie jest idealny, ale z łatwością może stanowić wartościowy wstęp do współczesnej historii Korei. Tak przynajmniej było w moim przypadku, gdyż wcześniej kompletnie nie interesowałem się przedstawionymi wydarzeniami, które odbyły się kilka dekad temu w tymże kraju.

+ pozostałe teksty

Zastępca redaktor naczelnej. Uwielbia kino w każdym wydaniu - zarówno neony u Refna jak i slow cinema spod ręki Tarra, gangsterskie produkcje Scorsese czy niszowe słoweńskie filmy. Z wykształcenia zafascynowany literaturą fantastyczną językoznawca, absolwent filologii słowiańskiej. Pasjonat muzyki, którą stara się nie tylko opisywać, ale również tworzyć. Od niedawna regularnie powiększa swoją kolekcję komiksów.

Ocena

7 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.